REKLAMA

Cztery banki w Polsce wylały właśnie kubeł zimnej wody na kryptowaluty. Kolejne dopiero podejmą decyzję

Jeszcze w grudniu jeden bitcoin kosztował blisko 20 tys. dol. Wtedy zaczęłą się tendencja spadkowa. Lekko wyhamowała w styczniu, ale tylko na chwilę. Wcześniej  wydawać się mogło, że ludzkość znalazła finansowego świętego Graala. Nagle czar prysł i sektor bankowy ostentacyjnie zaczął odwracać się plecami do kryptowalut.

Sektor bankowy odwraca się plecami do kryptowalut
REKLAMA
REKLAMA

Idea kryptowaluty rozlała się niczym mleko po stole. Nie widać końca strużki. Rzecz jasna drzwi z hukiem otworzył bitcoin. Trochę to zajęło. Pierwszy raz sens kryptowaluty opisał programista Wei Daia w 1998 r. Dekadę później powstała koncepcja bitcoina jaką znamy dzisiaj. Przez ten czas taka forma waluty biła rekordy popularności. Pojawiły się kolejne podmioty prywatne skuszone zyskami. Giełdy też reagowały, co najmniej dobrze. Nie dziwi więc, że na kryptowaluty skusiło się też kilka administracji rządowych. Chociaż eksperci finansowi uparcie tłumaczyli, że to tak naprawdę kolejna bańka i tylko patrzeć, jak pęknie. Ryzyko – zdaniem fachowców – jest zdecydowanie za duże.

Kryptowaluty receptą na sankcje

To jednak w niczym nie przeszkodziło takim krajom jak m.in. Wenezuela, Ekwador, Tunezja, czy Senegal rozważać wprowadzenie własnych kryptowalut. Za każdym razem miał być to idealny sposób na rozwój kraju, ale też – jak chociażby w przypadku Wenezueli – najskuteczniejsza także droga z możliwych otrzepanie się ze skutków sankcji, jakie nakładają Stany Zjednoczone.

Z kolei np. w Estonii (pierwszym państwie w regionie, które wprowadziło rozliczenie z podatków online) ich kryptowaluta – roboczo nazwana estcoinem ma być elementem cyfrowej obsługi obywatela. Estończycy nie widzą w takiej formie płatniczej jednak żadnej rewolucji. Dla nich to konsekwencja podjętej przed laty cyfryzacji. To jej kolejny krok. Według twórców Estcoin ma łączyć wygodę i elastyczność kryptowalut z bezpieczeństwem i stabilnością gwarantowanymi przez państwo.

Spirala była mocno naciągnięta. Po kryptowaluty, obserwując rzecz jasna rekordowe wzrosty bitcoina, zaczęło sięgać coraz więcej osób. To miał być sposób na zabezpieczenie interesów i oczywiście pomnożenie zysków.

Pojawiło się mnóstwo poradników i eksperckich wskazań jak właściwie „wykopać” kryptowalutę. Potrzebna do tego spora moc obliczeniowa komputerów jedynie podgrzewała atmosferę. Wydawać się mogło, że jesteśmy świadkami walutowej rewolucji, po której cyfrowy pieniądz nabierze należytej powagi.

Banki zabierają głos

Szczyt nastąpił 7 stycznia. Wtedy kapitalizacja rynku wynosiła przeszło 830 mld dol. W Polsce ostrzeżenia przed handlem kryptowalutami wydały NBP i KNF.  Ta ostatnia poszła o krok dalej. Wpisała największą polską giełdę kryptowalutową BitBay na listę ostrzeżeń publicznych. Teraz na arenę sporu ma wkroczyć prokuratura. Jeszcze pod koniec listopada ub.r. Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, stwierdził:

Od tego czasu już 4 banki (BZ WBK, mBank, PKO BP i Alior Bank) wypowiedziały umowy firmom, które prowadziły platformy umożliwiające inwestowanie w kryptowaluty. Ich nowa taktyka, co wyraźnie podkreślają, nie dotyczy kont indywidualnych. Ale stawiają wyraźny szlaban dla relacji z podmiotami handlującymi kryptowalutami - w pierwszej kolejności kantorami i giełdami kryptowalutowymi. Powołują się w tym przypadku na przepisy prawa przeciwdziałające praniu pieniędzy i obowiązek badania źródła pochodzenia środków własnych klientów. Pozostałe banki w kraju nad Wisłą sytuację bacznie obserwują i obiecują podjąć stosowną decyzję.

Sama waluta nie, ale mechanizm już tak

Czy możemy zatem mówić o zmianie taktyki przez sektor bankowy? I tak i nie. Z jednej strony wszak banki – akcentując w pierwszej kolejności ryzyko klienta indywidualnego – odwracają się plecami od coinów, z drugiej jednak nie do końca chcą zrezygnować z nowych mechanizmów, które po prostu mogą im przynieść zysk.

Blocchain jest łańcuchem bloków służącym do przechowywania i przesyłania informacji o transakcjach zawartych w internecie. Opiera się na sieci peer-to-peer bez centralnych komputerów, systemów zarządzających i weryfikujących transakcje.

Zdecydowanie bardziej jednoznaczny komunikat wydały właśnie europejskie organy nadzoru (ESAs). Konsumenci są ostrzegani, że kryptowaluty są wysoce ryzykowne i nieuregulowane oraz nie nadają się do zastosowania jako produkty inwestycyjne, oszczędnościowe lub emerytalne. Zdaniem ESAs kryptowaluty podlegają sporym wahaniom cen i bardzo wyraźnie przypominają mechanizm bańki spekulacyjnej. A to wszystko bez uregulowań prawnych na terenie UE.

Nie spieszmy się z tym pogrzebem

Czy to załatwia sprawę? Absolutnie nie. Świat kryptowalut owszem, jest pokiereszowany. Z dawnego blasku zostało wspomnienie. Tylko, kiedy obserwujemy styczność dużych pieniędzy, uregulowań prawnych, polityki i celów samych inwestorów, musimy być bardzo ostrożni w ocenach. Przecież ciągle trendy wyznacza jednak zysk.

REKLAMA

Digitalizacja naszego życia następuje coraz szybciej i głębiej. Idea wyłącznie cyfrowego pieniądza w obiegu też jest konsekwentnie realizowana. Przesada? To niech każdy z nas porówna swoje sposoby płatności za kino, parking, basen, zakupy spożywcze z dzisiaj i sprzed 10 lat. Ten proces cały czas trwa, nie ma sensu zostawiać jakichkolwiek złudzeń. I może trochę naiwnie, ale nie wierzę, że w tym przyszłym świecie, którego zarysy przecież powoli widzimy już dzisiaj, nie będzie miejsca dla kryptowalut. Może wszystko będzie bardziej uporządkowany, uregulowany prawnie. Ale jednak.

ZapiszZapisz

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA