REKLAMA

YouTube bierze się za nieuczciwie zarabiających twórców. Szkoda tylko, że nie bierze się za patologię

Internet ma to do siebie, że podnosi lament nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, kiedy naprawdę nie ma o co. Obserwujemy to właśnie na YouTubie, gdzie doszło do niewielkiej, ale istotnej zmiany w polityce monetyzacji. Która wywołała niespodziewanie agresywny odzew.

17.01.2018 17.14
sponsoring youtube
REKLAMA
REKLAMA

YouTube właśnie znacząco zawęził pułap, od jakiego twórcy sieciowego wideo mogą zacząć zarabiać na platformie. Jeszcze tydzień temu był to umowny limit „powyżej 10 tys. wyświetleń” przez cały okres życia kanału. Jeśli twórcy udało się tyle zgarnąć, mógł zacząć monetyzować swoje wideo – czyli umieszczać przed nimi reklamy.

Teraz YouTube zmienił kryteria. Aby kanał mógł zacząć zarabiać, musi być oglądany przez 4 tys. godzin w ciągu ostatnich 12 miesięcy oraz liczyć sobie minimum tysiąc subskrypcji. Dopiero wtedy administrator takiego kanału może dołączyć do programu partnerskiego i zacząć zarabiać.

Próg obowiązuje już teraz dla nowych kanałów. Natomiast istniejące kanały dostaną 30 dni „taryfy ulgowej”. Jeśli do tej pory twórca zarabiał na swoich wideo, ale nie ma min. 1000 subskrypcji, monetyzacja jego kanału zostanie wyłączona do momentu, aż dobije do wymaganego progu.

Wiele hałasu o nic.

Oczywiście, jak to w Internecie bywa, od razu podniósł się krzyk. Youtuberzy z liczbą subskrypcji niższą, niż ten wpis ma słów, krzyczą najgłośniej, że oto zły Google ich ciemięży i oddala piękną wizję życia ze swojej pasji. Amerykańskie media biją na alarm, że YouTube zabrania zarabiać małym twórcom.

Tymczasem, jak czytamy na blogu Google’a dla twórców, kanały z mniejszą niż obecnie wymagana liczbą odsłon i subów zarabiały nie więcej niż… 100 dol. rocznie. Średnio 99 centów per wideo. Faktycznie, jest o co bić pianę.

Ograniczenie monetyzacji na YouTubie to bardzo dobry i konieczny ruch.

YouTube nie bez powodu obok licznika wyświetleń wprowadza ograniczenia dotyczące liczby subskrypcji. Do tej pory bowiem mieliśmy do czynienia na YouTubie z sytuacjami, kiedy można było monetyzować… nie swoje treści.

Nie sposób zliczyć, ile jest kanałów na platformie wideo Google’a, które subskrypcji prawie nie mają, ale za to liczba ich odsłon idzie w miliony. Dlaczego? Bo np. udostępniają muzykę w formie kilkugodzinnego wideo. Zarówno taką, która objęta jest prawami autorskimi, jak i taką, w której prawa autorskie dawno wygasły (np. muzykę klasyczną). Według dotychczasowej polityki monetyzacyjnej YouTube’a tacy – mówiąc wprost – oszuści, mogli na swoich kanałach nieźle zarobić, szczególnie jeśli umieszczali tam popularne i często szukane utwory lub inne treści. Teraz, jeśli będą chcieli nadal zarabiać, będą musieli się przynajmniej postarać o przekonanie tysiąca osób do subskrybowania.

To doskonałe posunięcie, będące bezpośrednim pokłosiem afery z Loganem Paulem.

Po ostatnim skandalu z Youtuberem, który nagrał zwłoki samobójcy w lesie Aokigahara, platforma musi ugłaskać nie tylko odbiorców, ale też reklamodawców. Między innymi zapewniając ich, że reklamy nie zostaną wyświetlone przy śmieciowych treściach, albo – co gorsza – przy treściach nieodpowiednich, jak również miało to miejsce na YouTubie w ostatnim czasie.

Dlatego równolegle z nową polityką monetyzacji ruszą zmiany w programie Google Preferred. Treści promowane i polecane przez samego Google’a do tej pory były dobierane w głównej mierze przez algorytm. Teraz każdego twórcę, który będzie chciał dołączyć do programu, zweryfikuje człowiek.

YouTube próbuje zmieniać się na lepsze.

REKLAMA

Oczywiście nowe zmiany to tylko kropla w morzu potrzeb. Wycięcie nieuczciwie zarabiających youtuberów to nic w porównaniu z tym, jakiego rodzaju filmy platforma przepuszcza bez mrugnięcia okiem (livestreamy z rodzin patologicznych na przykład) czy z tym, co dzieje się w komentarzach pod niektórymi filmami.

Ufam jednak, że skoro YouTube zaczyna 2018 rok od tak zdecydowanych porządków, to nie skończy się na ograniczeniu monetyzacji. Oby. Bo nam, w Polsce, zmiana tej polityki w zasadzie niewiele robi - nawet twórcy z dużymi zasięgami na reklamach YouTube'a zarabiają grosze. Za to wykoszenie patologicznych treści z platformy jest nam definitywnie potrzebne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA