Na ten obiektyw czekałem cały miesiąc. Nowa Sigma 16 mm f/1.4 jest cudowna
Sigma 16 mm f/1.4 trafiła do sprzedaży w listopadzie, a pierwsza dostawa rozeszła się na pniu. Na kolejną trzeba było czekać ponad miesiąc, ale w końcu mój egzemplarz do mnie dotarł. Już dawno nie byłem tak zadowolony z obiektywu!
Sigma 16 mm f/1.4 DC DN zadebiutowała pod koniec 2017 roku i od razu przykuła uwagę fotografów swoimi parametrami. Jest to szkło przeznaczone do bezlusterkowców Sony E (A6000-A6500), a także do systemu Mikro Cztery Trzecie. W obu systemach nowa Sigma w pełni komunikuje się z aparatem, zapewniając m.in. szybki autofocus.
Jako posiadacz Sony A6300 od początku ostrzyłem sobie zęby na Sigmę 16 mm f/1.4.
To obiektyw, który w moim przypadku sprawdzi się w zdjęciach i w filmie, zapewniając połączenie, które uwielbiam najbardziej, czyli szeroki kąt widzenia i bardzo małą głębię ostrości. Do tego w systemie Sony to szkło nie ma żadnej konkurencji. Najbliżej jest naleśnik Sony 16 mm f/2.8, ale według mnie to najgorszy obiektyw całego systemu.
Na aparatach Sony nowa Sigma ma bardzo użyteczny kąt widzenia, czyli ekwiwalent pełnoklatkowych 24 mm. Z kolei w systemie Mikro Cztery Trzecie obiektyw zapewnia kąt widzenia będący ekwiwalentem 32 mm, dzięki czemu zbliża się do uniwersalnej trzydziestki piątki.
Pierwsza dostawa nowej Sigmy została natychmiast wykupiona, przez co obiektyw był niedostępny w całej Polsce.
W sklepach można było zobaczyć dopiski takie jak „zapytaj o dostępność”, „przedsprzedaż”, „dostępny wkrótce”. W międzyczasie zaczęły się pojawiać pierwsze materiały od użytkowników obiektywu. Potwierdziły one to, czego można było się spodziewać po Sigmie, a więc bardzo wysoką jakość.
Na grupach i forach osób filmujących aparatami nowa Sigma błyskawicznie osiągnęła status obiektywu must have. Tym bardziej, że cena okazała się bardzo przystępna. 1780 zł za ogniskową 16 mm i światło f/1.4 to zadziwiająco rozsądna wycena, zwłaszcza świeżo po premierze. Dla porównania, w systemie Fujifilm obiektyw Fujinon o identycznych parametrach kosztuje 4000 zł.
Choć to obiektyw serii Contemporary, jakość nie ustępuje serii Art.
Razem z obiektywem dostajemy dwa dekielki i osłonę przeciwsłoneczną. Konstrukcja jest wykonana z metalu i solidnego plastiku, a jakość budowy stoi na bardzo wysokim poziomie. Obiektyw waży 405 gramów, czyli tyle, ile powinien przy tym rozmiarze. Waga daje poczucie solidności, ale bez niepotrzebnego ciążenia.
A jeśli jesteśmy przy rozmiarze, dla wielu osób jest on na granicy akceptowalności, zwłaszcza po założeniu osłony przeciwsłonecznej. Według mnie rozmiar jest w sam raz, ale musicie wziąć poprawkę na to, że jestem przyzwyczajony do operowania naprawdę sporą Sigmą 18–35 mm f/1.8 podłączoną przez adapter.
Obiektyw należy do serii C (Contemporary), ale pod względem jakości nie ustępuje nowym szkłom klasy A (Art). Metalowy bagnet wzbudza zaufanie. Rozmiar filtra to 67 mm, a wszystkie oznaczenia z przodu są wyczernione, aby symbole nie odbijały się w szkiełku filtra.
Na osobną uwagę zasługuje pierścień ostrości. Tak jak w (niemal) wszystkich obiektywach do bezlusterkowców, działa w systemie focus by wire, czyli szybkość zmiany ostrości zależy od szybkości obrotu pierścienia. Pierścień w Sigmie ma jednak świetnie dobrane przełożenia i w ostrzeniu manualnym jest najwygodniejszym obiektywem bezlusterkowym, z jakiego korzystałem. Nadal nie jest to jednak poziom w pełni manualnego pierścienia.
Przejdźmy do najważniejszego, czyli jakości zdjęć. Jest ostro!
Obiektywy Sigmy z ostatnich lat zasługują na najwyższe słowa uznania. Nie tylko ich jakość wykonania stoi na wysokim poziomie, ale również właściwości optyczne. Nie inaczej jest z Sigmą 16 mm f/1.4. Obiektyw jest bardzo ostry już od f/1.4 (zwłaszcza w centrum kadru), a po przymknięciu do f/2.0 - f/2.8 jest tak ostro, że można się skaleczyć.
Poniżej kilka zdjęć zrobionych na f/1.4 wraz ze stuprocentowymi wycinkami środków kadrów. Wszystkie zdjęcia pochodzą z aparatu Sony A6300.
Przysłona f/1.4 jest nie tyle używalna, co wręcz w pełni użyteczna. Tak naprawdę trzeba ją przymykać tylko wtedy, gdy chce się uzyskać większą głębię ostrości. Czasami będzie to konieczne, bo na f/1.4 głębia jest naprawdę płytka i odpowiada pełnoklatkowemu obiektywowi 24 mm f/2.0.
Po przymknięciu przysłony charakter obiektywu zupełnie się zmienia. Z powodzeniem możemy wykorzystać szkło do fotografii krajobrazu lub architektury. 16 mm to bardzo użyteczna ogniskowa, która już zapewnia szeroki kat widzenia, ale jeszcze nie powoduje dość karykaturalnego odwzorowania obrazu rodem ze szkieł ultraszerokokątnych.
Jasność f/1.4 sprawia, że obiektyw kapitalnie nadaje się do fotografii nocnej. W nocnych zdjęciach w mieście, na przysłonie f/1.4 i przy czasie 1/125 s, aparat dobierał czułość ISO na poziomie 400–800. Po wydłużeniu czasu można zejść do wartości ok. ISO 250.
To sprawia, że jakość zdjęć nocnych praktycznie nie odbiega od jakości zdjęć robionych za dnia. Oczywistą zaletą są mniejsze szumy, ale podczas obróbki widać jeszcze jedną, chyba nawet ważniejszą, przewagę: zakres dynamiczny. Niższe czułości ISO pozwalają zachować dużą rozpiętość tonalną, dzięki czemu nocne zdjęcia wyglądają dobrze nawet po dość agresywnej obróbce.
Autofocus? Na Sony A6300 nie mogę na niego narzekać.
Na aparatach Sony nowa Sigma działa praktycznie tak, jak natywny obiektyw. Autofocus bazuje na silniku krokowym i wspiera system Fast Hybrid AF, dzięki czemu ostrość jest ustawiana szybko w zdjęciach i w filmie. Do tego obiektyw korzysta z zaawansowanych funkcji AF dostępnych w aparatach Sony, m.in. ze śledzenia twarzy i oka. Co ważne, autofocus jest bezgłośny, co jest bardzo istotną cechą przy filmowaniu.
Przy zdjęciach nie ma żadnych powodów do narzekań. Z kolei na filmie AF czasami delikatnie „myszkuje”, czyli przejeżdża odrobinę za daleko i wraca do idealnej pozycji. To właściwie jedyny mankament systemu AF. Trzeba jednak oddać Sigmie, że nowa szesnastka zachowuje się niemal tak dobrze, jak natywny obiektyw Sony.
Inne wady? Są, ale nieznaczne. W tej cenie trudno o lepszy obiektyw.
Sigma ma dość sporą winietę na przysłonie f/1.4, która pogłębia się odrobinę mocniej po założeniu osłony przeciwsłonecznej. W kadrach pod światło pojawiaj się też aberracja chromatyczna, ale jest ona znacznie mniej uciążliwa niż w Sigmie 30 mm f/1.4 i w jasnych obiektywach Sony (35/1.8 i 50/1.8). W pracy pod światło zdarzają się bliki, ale nie są one mocno agresywne, a do tego dość trudno je złapać. Jedyną wadą, która może realnie przeszkadzać, jest dystorsja beczkowa. Jeśli ktoś uwielbia architekturę, na pewno może na nią narzekać, choć w zdjęciach jest dość łatwa do skorygowania w postprocesie.
Część osób może zaliczyć do wad brak stabilizacji, ale taką decyzję konstrukcyjną podjął producent. Obiektyw ze stabilizacją byłby z pewnością znacznie droższy.
Zalety:
- wysoka ostrość obrazu na f/1.4 i rewelacyjna po przymknięciu przysłony,
- solidna budowa,
- duży i wygodny pierścień ostrości (jak na konstrukcję focus by wire),
- bardzo szybki i bezgłośny autofocus,
- możliwość uzyskania dużego (i ładnego!) rozmycia,
- bardzo rozsądna cena (1780 zł świeżo po premierze).
Wady:
- widoczna dystorsja,
- aberracje chromatyczne pojawiające się na f/1.4 (nie są jednak tak uciążliwe, jak w dłuższych stałkach),
- może odrobinkę za duża winieta na f/1.4.
Podsumowując: warto, warto, warto! Sigma 16 mm f/1.4 to rewelacyjny obiektyw dla systemu Sony E. Bardzo brakowało mi takiego narzędzia. Szkło ma kilka drobnych wad optycznych, ale nie jest to nic, czym należałoby się przejmować. Wszystkie wynagradza z nawiązką rewelacyjna ostrość już od pełnego otworu przysłony. Stosunek cena/jakość osiąga tu wyżyny, szczególnie na tle innych nowych obiektywów do bezlusterkowców.
Uwaga: zdjęcia w tekście zostały poddane obróbce i zmniejszeniu do 1500 pikseli. Zapraszam do obejrzenia oryginalnych plików JPG i RAW, które możecie pobrać pod tym adresem. Archiwum ZIP, 400 MB.