Zaskoczenie - gracze nie chcą czytać o grach! Magazyn GAMER znika ze sceny
Magazyn Gamer po kilku latach znika ze sceny, a przy okazji na Twitterze wywiązała się ciekawa dyskusja, w której uczestnicy ubolewają, że gracze nie chcą czytać o grach.
Gamerowi kibicowałem, bo w projekt dość mocno zaangażowany był swego czasu mój znajomy, Paweł Borawski. Natomiast nigdy nie miałem złudzeń, że jest to coś więcej, niż hipsterka w najczystszej postaci. Moim zdaniem dzisiaj trudniej przebić się z tekstowym medium o grach, niż z medium o polityce. Gry-Online i CD-Action zasłużenie dominują wszystkich, a na więcej... moim zdaniem na więcej nie ma realnego zapotrzebowania. W 2013 roku Magazyn Gamer wydawał mi się projektem z gatunku "piszemy dla samych siebie i naszych kolegów" (swoją drogą tak wygląda z 95 proc. serwisów o rozrywce w Polsce), ale potem zaczął pojawiać się trend przenoszenia się ze wszystkim na smartfony i tablety (tzw. POST-PC), a wraz z nimi magazyny przygotowane dla tych urządzeń.
Wydawało się to dużą szansą dla np. e-zinu, który mógł dostać drugie życie. Rynek się jednak w tym kierunku nie rozwinął. Nie uważam, żeby tygodniki i inne czasopisma wygodnie czytało się w formie elektronicznej. Zdecydowanie bardziej wolę tradycyjne strony internetowe i najwyraźniej nie tylko ja, ponieważ publikacje magazynowe dostępne w Google Play czy AppStore... no, pod względem popularności nie ma tam histerii. Boom nie powstał, nie zyskał więc i Gamer.
Gracze nie chcą czytać o grach
We wspomnianej twitterowej dyskusji pojawiają się głosy ubolewania nad tym, że gracze nie chcą już czytać, a wolą oglądać jak ktoś gra na Twitchu i YouTube. Ja ten trend jednak rozumiem.
Po pierwsze - media tekstowe o grach nie są niestety zbyt interesujące. Przez blisko dekadę robiłem media o grach i ostatecznie sam się nimi zacząłem strasznie nudzić. Ta, wydawałoby się, postępowa dziedzina jest zniewolona przez nawyki sprzed trzydziestu lat. Mamy klasyczne newsroomy, przywiązanie do identycznych od lat rankingów, konieczności pisania zapowiedzi (moim zdaniem najbardziej archaiczny format tekstu o grach) czy sprawozdań z targów w formie, która nigdy nie przemawia do gracza.
Patrzę na to, kto dziś pisze w internecie o grach i nie rozpoznaję nazwisk. Pokolenie znajomych z 2005 roku, z którymi świetnie bawiliśmy się pisząc o naszym hobby (jeszcze po szkole) przeważnie poszło już gdzieś w bok: najczęściej do marketingu, gamedevu, tłumaczeń, dziennikarstwa innego typu, jest paru prawników, czasem nawet kompletnie poza internet i nie wiadomo, co się dzisiaj z nimi dzieje.
W sieci błyszczy trzecie pokolenie, które pisze o grach dokładnie tak, jak pisaliśmy my i jak pisali przed nami. Newsy, zapowiedzi, recenzje. Jeśli recenzja, to obowiązkowo wstęp o listonoszu przynoszącym paczkę, kilka "imć" żeby czytelnik wiedział, że czytaliśmy Sapkowskiego, akapit o fabule, akapit o grywalności, akapit o grafice, akapit o muzyce i zakończenie. Jeśli publicystyka to ranking, gdzie do listy z Heroes of Might and Magic III i Baldur's Gate, którą publikowało CD-Action w 1999 roku, dopisujemy Wiedźmina 3 i Bloodborne. I za rok kolejna aktualizacja.
I ja wiem, czemu gracze nie chcą czytać o grach.
Żeby te identyczne w formie recenzje były jeszcze ciekawe w treści. Ale one są identyczne. 20 lat temu recenzje publikowały rozsiane po kraju magazyny i każdy autor miał nieco inne wnioski. Dziś recenzenci ustalają wspólne stanowisko w trybie multiplayer, często mając dostęp do wersji przedpremierowej, a następnie spisują je swoimi słowami. Czytałeś jedną recenzję? Czytałeś wszystkie. Środowisko jest bardzo hermetyczne i agresywnie reaguje na niepopularne, kontrowersyjne, mocno subiektywne opinie, które moim zdaniem stanowią ideę recenzji.
I dopiero MetaCritic zbierając je wszystkie do kupy, daje jakiś obraz sytuacji. Ale ma to tylko wtedy sens, kiedy nie publikuje się odgórnie ustanowionego stanowiska. Redakcyjny kolega, kiedy powiedziałem na Slacku, że piszę tekst na ten temat zasugerował "tylko delikatnie pls". No właśnie - mam wrażenie, że od 15 lat prawie każdy tekst o grach w tym kraju powstaje z towarzyszącą jego autorowi w głowie myślą "tylko delikatnie pls". Nie martw się kolego - wyjaśnij im, że Kralka znowu majaczy, Ty się odcinasz i dalej będą chcieli grać z Tobą w Overwatcha.
Serwisy o grach mają generalnie jeszcze więcej problemów, swobodny przepływ pomiędzy redakcjami a marketingiem czy stosunkowo wąski krąg reklamodawców. Ja wierzę, a nawet z doświadczenia wiem, że trudno się prowadzi surowy, obiektywny serwis o grach nieporuszający się po skali ocen 7-10, skoro w kraju jest trzech wydawców gier na krzyż i raczej nie namówimy do kampanii reklamowej na przykład banku.
Nad Niemnem
Zawsze powtarzam moim redaktorom, kiedyś w serwisie o kulturze, dzisiaj w Bezprawniku, żeby przestali pisać teksty dla siebie. Że przeszli grę, obejrzeli film, serial i koniecznie muszą o tym napisać (może nawet w podświadomej potrzebie usprawiedliwienia zmarnowanego czasu). Póki nie są Kubą Wojewódzkim, raczej mało kogo obchodzi co na dany temat sądzi prawie anonimowy autor z internetu. Mogą jednak pisać ciekawe teksty, jeśli będą je pisać dla czytelników.
Ale wtedy na pierwszym miejscu nie można stawiać "co JA chce napisać". Na pierwszym miejscu należy postawić odpowiedź na pytanie "czego chciałby dowiedzieć się czytelnik".
Nadal mam wrażenie, że większość pisanych tekstów o grach to czynienie zadość jakimś kolekcjonersko-pamiętnikowym fantazjom o swoich ulubionych grach sprzed dekady. Pisałem takie teksty i one z roku na rok czytały się coraz gorzej. Nadal zdarza mi się zrecenzować jakąś grę, ale nie mam złudzeń, że robię to bardziej dla siebie, niż dla swojego czytelnika. Widać to zresztą w statystykach oglądalności.
Jeśli cały czas serwujesz komuś "Nad Niemnem", to nie dziw się, że odwraca się od książek. Sztampowe w formule i treści teksty w końcu musiały zacząć zbierać swoje żniwo.
Nie wszystek YouTube
Moim zdaniem nie da się przez lata pisać takich samych w formie, a coraz częściej także w treści, tekstów i oczekiwać świetnych efektów. To prawda, że wideo nieco kradnie media growe, ale w końcu mówimy o formacie na wskroś multimedialnym. Wideo też zjada momentami własny ogon, ale przynajmniej kilka lat zajmie jeszcze, aż ktoś to zauważy.
Uważam jednak, że jest bardzo duże pole do popisu dla osób, które chcą pisać o grach. I tutaj najlepszym tego przykładem jest Magazyn PIXEL - jak na ironię wydawany na papierze, więc powinien być już martwy podwójnie, albo nawet potrójnie. Nie jest, i ten stan rzeczy mnie nie dziwi. Swoją drogą dopiero dzisiaj odkryłem, że nawet PIXEL ma swoich antyfanów, co też jest troszkę problemem polskich mediów o grach, które są ze sobą poróżnione bardziej, niż polska scena polityczna. I co i rusz jeden udowadnia drugiemu, że się od niego lepiej zna o grach, kładąc na łopatki średnio jeden portal/blog/magazyn rocznie.
Kilka tygodni temu napisałem na Spider's Web recenzję Football Manager 2018. Kilka tysięcy osób ją przeczytało, czyli - jak na standardy Spider's Web - słabo.
Następnie stworzyłem raczej bezsensowny i hermetyczny tekst, w którym opisałem swoją karierę w tym Football Managerze. Kobyła, niemal anonimowy autor z internetu, jego fikcyjna kariera w jakimś pif paf. Tysiące odsłon, świetny czas na stronie. Każdy, kto choć raz w życiu zarwał noc przy managerze piłkarskim, odnalazł w tym tekście siebie.
Warto eksperymentować z formami, które wciąż daje nam pismo.
Krótki news, bardziej w charakterze tweeta czy felieton, publicystyka o charakterze przekrojowym, to w mojej ocenie gatunki wciąż niezagrożone. Również z tego powodu, że szczególnie w tych ostatnich polscy autorzy nie uderzają jeszcze w schematy formuły i treści.
Trudno się jednak dziwić - i nie jest to oczywiście zarzut pod adresem akurat Gamera będącego jedynie pretekstem do rozważań - że gracze nie chcą czytać o grach, skoro autorzy tekstów piszą je dla siebie, a nie dla innych.