Pixel - największe wydarzenie w polskiej prasie o grach w przededniu jej upadku
Na łamach Spider’s Web zwykle piszę o prawie, ale tym razem zrobię wyjątek. Pomimo moich próśb, redakcyjni koledzy od miesięcy bojkotują temat Pixela. Niesłusznie, ponieważ jest to największe wydarzenie w polskiej prasie o grach komputerowych i to przecież w przededniu jej szumnie zapowiadanego upadku.
Wieści o rychłym upadku papierowej prasy są w mojej ocenie przesadzone, ale jest faktem, że jeśli medialna rewolucja przyjmie jeszcze bardziej krwawe oblicze, to najgorsze perspektywy jawią się przed czasopismami natury technologicznej.
Nie jestem jednak przekonany czy podobny los czeka Pixel, który okazał się magazynem w pełni dojrzałym, konsumującym te circa 35 lat rozwoju kultury gier video w naszym kraju. Od szczeniaków w krótkich spodenkach kupujących kasety magnetofonowe na warszawskiej giełdzie przy ulicy Grzybowskiej po regionalną potęgę, która – całkiem prawdopodobne – niczym w pojedynku Małysza ze Stochem rozegra między sobą bój o tytuł gry roku 2015 na całym świecie, a giełdę – tym razem na Książęcej – ma w swojej kieszeni.
Piszę ten wpis z pobudek wyłącznie egoistycznych – dotychczasowe 5 numerów Pixela przeczytałem, bawiąc się wyśmienicie, od deski do deski i nie potrafię sobie wyobrazić, że kolejnego miałbym nie znaleźć już w swoim kiosku. Pomożecie?
Pixel nie popełnił błędów swoich kolegów, którzy w ostatniej dekadzie najwyraźniej niezbyt uważnie wsłuchiwali się w słowa samego Einsteina – „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów”. Top Secret 2, GameRanking, PlayBox, Virus czy nawet publicystycznie ambitne Gramy! O nie, nie. Tym razem zgadza się tylko tematyka – gry komputerowe. Ale cała reszta jest zupełnie inna.
Pixel jest wspaniały, jest cudowny, jest inteligentny, jest Newsweekiem dla graczy, Pulsem Biznesu gamerów, Wysokimi Obcasami (tylko bez kreowania fikcyjnych problemów) konsolowców, Voguem pececiarzy.
Pisze troszkę o grach „dziś”, ale w dużej mierze bazując na sentymencie piszą o ostatnim półwieczu w świecie komputerów, konsol i elektroniki. Każdy numer, każda retrospekcja to prawdziwa przygoda dla czytelnika, który z racji swojego życiowego doświadczenia przypomni sobie dzięki temu dawne czasy lub dowie się jak było jeszcze dawniej, kiedy nawet nie było go na świecie.
Szybko zresztą przychodzi refleksja, że choć czasy się zmieniają, to pewne mechanizmy relacji producentów z wydawcami, implementowania rozwiązań sprzętowych czy usprawniania gier zawsze są w komisjach.
Pixel jest także piękny. To ważne, ponieważ grupa docelowa magazynu to raczej osoby starsze, z przedziału 25-50 lat. Zupełnie inny rodzaj widowni, zamożniejszy, ale i wymagający. Ekskluzywne wydania na wysokiej jakości papierze, schludna oprawa graficzna i okładki porywające swoim artyzmem jeszcze zza futryny Empiku. Czasopismo można sobie kupić w wersji na smartfona, ale nie popełnijcie tego błędu. Idźcie do salonu prasowego, bo to niesamowite przeżycie, trzymać w ręku kolejny numer tak pięknie wydanego albumu, który nawiązuje do naszego hobby i dużej części naszego życia.
Ja wiem, Secret Service. Ja wiem, Polak Potrafi. Niesmak pozostał, choć winni zostali ponoć rozstrzelani. Ale już kilka pierwszych minut z Pixelem sprawiło, że to wszystko nie miało znaczenia.
Pixel jest wyśmienity i byłby nawet gdyby ekipa Secret Service przejechała na pasach zakonnicę będącą w ciąży.
Pixel to największe wydarzenie w historii polskiej prasy o grach. Godzi i zbiera w jednym miejscu fanów Reseta, Top Secreta, Secret Service czy co doroślejszych miłośników CD-Action i udowadnia, że granie nie kończy się po dwudziestce. W salonie prasowym dumnie spoczywa pomiędzy Pulsem Biznesu, Bloomberg Businessweekiem i francuskimi magazynami o modzie, drukowanymi na jedwabiu aromatyzowanym Chanel. I tam jest jego miejsce.
W przededniu upadku tradycyjnej prasy, w który do końca nie wierzę, wypróbujcie Pixela. Po pierwsze dlatego, że Polscy gracze zasługują na poważny tytuł prasowy. Po drugie dlatego, że redakcja robi niezwykły projekt, kompletny od A do Z i im się to po prostu należy. Wreszcie - dlatego, że nie pożałujecie. Podziękujecie w komentarzach za sprowadzenie na słuszną drogę, a następnie pobiegniecie domówić archiwalia na stronie internetowej magazynu. No bo w końcu, jak bardzo mógł się zdezaktualizować temat Another World czy Monkey Island od lutego, prawda?
Fot. materiały promocyjne magazynu Pixel