REKLAMA

Zapomnij o stronach, które polubiłeś. Teraz na Facebooku zobaczysz więcej kotków i dzieci twoich znajomych

Po co wchodzimy na Facebooka? Czy robimy to po to, by zobaczyć treści od naszych znajomych? A może traktujemy największy serwis społecznościowy świata jako źródło informacji? To kluczowe pytania w kontekście najnowszych zapowiedzi Marka Zuckerberga.

Zapomnij o stronach, które polubiłeś. Teraz na Facebooku zobaczysz więcej kotków i dzieci twoich znajomych
REKLAMA

Niewykluczone, że odpowiedzi byłoby więcej, ale śmiało można napisać, że postawy użytkowników Facebooka można sprowadzić do dwóch zachowań. Jedni szukają w serwisie kontaktu ze znajomymi. Przewijają aktualności, by zobaczyć nowe zdjęcia czy przeczytać co u kumpli. Inni - w tym ja sam - w bardzo małym stopniu są zainteresowani aktywnością znajomych. Dość powiedzieć, że korzystam często z narzędzia wyłączania obserwowania poszczególnych użytkowników. Nie wyrzucam ich ze znajomych, ale zupełnie nie obchodzi mnie co publikują.

REKLAMA

Mark Zuckerberg po raz kolejny doszedł do wniosku, że w naszych aktualnościach powinno się wyświetlać więcej treści żywych ludzi zamiast tych ze stron marek czy serwisów. Szef Facebooka, niczym mantrę, powtarza slogan o łączeniu ludzi. Podpiera się też badaniami, z których wynika, że bierne przeglądanie aktualności może powodować złe samopoczucie, podczas gdy interakcja ze znajomymi z Facebooka poprawi nasz stan psychiczny.

W przydługim wpisie na ten temat, Zuckerberg oświadczył kilka godzin temu, że postawił nowy cel swojemu zespołowi. Od teraz wszystkie ręce na pokładzie mają pomóc nam w interakcjach społecznych.

Och, dziękuję ci Marku, że tak dbasz o mój wzrost psychiczny.

Zuckerberg mówi o zasadniczej zmianie, a to może oznaczać tylko jedno. Właściciele stron na Facebooku doświadczą po raz kolejny znacznych spadków zasięgu. Zwykli użytkownicy zaś, zobaczą więcej kotków, piesków i dzieciaków swoich znajomych. Nawet jeżeli oczekiwali od Facebooka, że będzie czymś w rodzaju serwisu informacyjnego. To ostatnie było zresztą nieco naiwne, bo Facebook, jako źródło newsów, sprawdza się naprawdę kiepsko.

Gdy to wdrożymy, zobaczysz mniej treści publicznych od marek biznesowych i mediów - obiecuje Zuckerberg.

Co gorsza, dodaje, że te ostatnie również muszą się dostosować i "zachęcać do interakcji między ludźmi". Wszystkie te zabawy w inżynierię społeczną na bardzo dużej próbie, CEO Facebooka uzasadnia swoją wiarą w to, że zmiany będą dobre dla społeczności i jego biznesu.

Powyżej opisałem wyłącznie dokument programowy, jakim był post Zuckerberga. Biuro prasowe firmy jest bardziej konkretne. Na czym w praktyce polegać będzie zmiana? O pozycji treści w aktualnościach ma decydować liczba komentarzy i udostępnień. Priorytet mają mieć treści wywołujące reakcję innych. Gdyby sprowadzić nowe podejście wyłącznie do tego, zespół Facebooka niewiele by osiągnął, bo to właśnie profesjonalnie przygotowane treści zyskują znacznie większe audytorium niż zdjęcie bobasa z buzią umazaną jedzeniem, wrzucone przez kochającą matkę. Dlatego priorytet zyskają też - niejako z automatu - wpisy znajomych i rodziny.

Facebook zapowiada otwarcie: miejsce w aktualnościach jest ograniczone, będziemy wyświetlać mniej treści ze stron.

REKLAMA

Mało tego, przedstawiciele serwisu dodają, że zmniejszenie zasięgów będzie zauważalne dla wydawców i właścicieli stron. Niby czytamy dalej, że użytkownicy nadal będą mogli korzystać z preferencji wyświetlania, ale każdy kto choć odrobinę zna mechanizmy, zdaje sobie sprawę, że zmiana sprowadzi się do jednego. Masz stronę, chcesz, by treści wyświetliły się użytkownikom? Musisz za to zapłacić. Marnym pocieszeniem dla adminów jest przy tym zapowiedź, że posty angażujące społeczność będą częściej widoczne niż te, pod którymi nic się nie dzieje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA