Słuchawki na piątkę z niewielkim minusem. Sennheiser HD 4.50 BTNC - recenzja Spider's Web
Z bezprzewodowymi słuchawkami z aktywną redukcją hałasu zazwyczaj jest tak: mogą być tanie, dobrze grać i dobrze redukować szum – wybierz dwa. Z nowym modelem Sennheiser HD 4.50 BTNC jest… nieco inaczej.
Po pierwsze, choć na stronie producenta widnieje znacznie wyższa cena, w normalnej sprzedaży można je kupić za około 700 zł. Po drugie, grają lepiej, niż niejedne znacznie droższe słuchawki konkurencji. Po trzecie, są bardzo, ale to bardzo wygodne. Po czwarte, choć mają kilka wad, to wiele można im wybaczyć. Bo tak wiele robią dobrze.
Nie bez powodu polecaliśmy wam słuchawki Sennheiser HD 4.50 BTNC w naszym poradniku Back to School 2017. To produkt, jakich Polacy szukają na rynku najczęściej – prezentujący bardzo wysoki stosunek ceny do jakości. A zatem o tej jakości pomówmy, jakbyśmy byli w szkole.
Jakość dźwięku? Mocna piątka.
Brzmienie słuchawek Sennheiser HD 4.50 BTNC było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Spodziewałem się dźwięku, który będzie OK (czy – trzymając się tematyki – zasługiwał na „mocne cztery”), a tymczasem z puszek popłynęły tony, którym z czystym sumieniem wystawiam piątkę.
Dźwięk jest przyjemnie szczegółowy, a scena bardzo szeroka jak na słuchawki tej klasy. Góry są śpiewne, środek delikatnie wycofany, a całość – pomimo wyraźnego, cyfrowego podkoloryzowania – nie brzmi nienaturalnie.
Te słuchawki spisują się dobrze w zasadzie w każdym gatunku muzycznym. Rock brzmi tak, jak rock powinien – mocno, ostro, rasowo. Muzyka popularna – więcej niż poprawnie. Muzyka klasyczna – zaskakująco wręcz śpiewnie, jak na słuchawki tej klasy. Szczególnie sekcje smyczkowe.
Jedyne obszary, gdzie Sennheisery niedomagają, to tony niskie i muzyka, która się na nich opiera. Fani hip-hopu, elektroniki, dubstepu, etc. nie będą usatysfakcjonowani. Przy zakresie częstotliwości sięgającym od 18 do 22 tys. Hz nie spodziewałem się niczego innego, ale mimo wszystko chciałoby się, żeby basu było w słuchawkach nieco więcej.
Tymczasem jest go ledwie tyle, żeby stanowić delikatne podłoże muzyczne dla tonów średnich i wysokich. Przez większość czasu – jest go po prostu za mało.
Jakość wykonania? Cztery minus.
Jak na słuchawki za 700 zł, HD 4.50 BTNC są bardzo przyzwoicie wykonane. Nic nie trzeszczy, nic nie skrzypi, a choć nie znajdziemy tu aluminium, to tworzywa sztuczne są bardzo solidne.
Skąd więc ledwie cztery minus? Z trzech powodów. Pierwszy z nich guma, która pokrywa pałąk. Jest ona bardzo miękka, przyjemna i wygodna, ale… zbiera kurz, brud i osad jak lep. A żeby ją wyczyścić, trzeba przetrzeć tworzywo wilgotną szmatką, którą nie zawsze będziemy mieli pod ręką.
Drugi powód to przyciski do regulacji głośności, zmiany piosenek i włączania słuchawek. Są one – mówiąc wprost – tanie i niefajne. Nie przystoją urządzeniu tej klasy.
Trzeci zaś to materiał, z którego wykonane są nauszniki. Poduszki są mięciutkie, a materiał bardzo miły w dotyku, ale za to poci się on niemiłosiernie. Godzina ze słuchawkami na głowie i na materiale już widać plamy wilgoci.
Jakość mobilności? Pięć plus.
Sennheisery HD 4.50 BTNC są lekkie (238 g), można je złożyć i schować, a do tego pracują na jednym ładowaniu blisko 25 godzin. Przez dwa tygodnie testów, korzystając ze słuchawek przez ok. 2-3 godziny dziennie, naładowałem je raptem dwa razy. Drugiego naładowania jeszcze nie zdążyłem wykorzystać.
W zestawie znajdziemy przyzwoite, miękkie etui z miejscem na akcesoria. Dlaczego nie dałem szóstki? Bo nauszniki mają ograniczony zakres ruchu, przez co nie można ich wygodnie położyć na szyi.
Jakość aktywnej redukcji hałasu? Mocna czwórka.
Aktywna redukcja hałasu, którą Sennheiser nazywa NoiseGard, spisuje się bardzo dobrze. Skutecznie usuwa szum otoczenia, nie zniekształcając w zauważalny sposób brzmienia słuchawek.
Sęk w tym, że nie jest tak dobra, jak np. w słuchawkach Samsung Level On Pro, kosztujących podobne pieniądze. Samsungi może i mają swoje lata na karku, może brzmią nieco gorzej od HD 4.50 BTNC, ale nadal pozostają liczącym się rywalem w tej kategorii. I szum redukują po prostu lepiej.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą Samsungi Level On Pro robią lepiej:
Jakość łączności? Czwórka na szynach.
Nie zrozummy się źle – Sennheiser HD 4.50 BTNC nie mają problemu z połączeniem Bluetooth, nie zrywają łączności, gdy już ją złapią i podłączone do smartfona nie sprawiają żadnych problemów.
Ale! Nie sposób ich używać z komputerem z Windows 10, z czym Level On Pro nie mają żadnego problemu. Nie oferują kodeka do transmisji wysokiej jakości plików, innego niż aptX, podczas gdy Samsungi oferują autorską technologię UHAQ (Ultra High Audio Quality), znacząco podnoszącą jakość brzmienia.
I w końcu, Samsung do swoich słuchawek stworzył naprawdę użyteczną aplikację Level, w której możemy sterować różnymi parametrami słuchawek czy dostosować ustawienia i funkcje.
Sennheiser oferuje za to swoją aplikację CapTune, która… nie potrafi nic. Jest, wybaczcie brutalną szczerość, bezużytecznym dodatkiem, którego instalacja nie ma najmniejszego sensu, bo jedyne, co można zrobić z poziomu aplikacji, to sterowanie odtwarzaniem lokalnych plików i delikatna korekcja graficzna.
Jestem o tyle rozczarowany, że spodziewałem się chociaż podstawowej regulacji redukcji szumów, ale… nie. Nie ma nic. Mogę co najwyżej wybrać sobie kolorek, pod którym chcę widzieć słuchawki wewnątrz aplikacji. Szkoda.
AKTUALIZACJA: Wygląda na to, że oceniłem CapTune nieco zbyt surowo - okazuje się, że aplikacja posiada wbudowaną integrację z serwisem Tidal, czego nie zauważyłem pisząc tę recenzję, gdyż nie korzystam już z tego serwisu, a aplikacja nigdzie o tym nie informuje. Tym niemniej CapTune można połączyć z Tidalem a nawet pobrać zapisane w serwisie playlisty.
Jakość codziennego użytkowania? Solidne i zasłużone pięć.
Te niedogodności nie przekładają się jednak na codzienne użytkowanie. Jeśli korzystamy ze słuchawek, by słuchać muzyki, podcastów w drodze do szkoły/pracy, czy okazjonalnych rozmów przez telefon, Sennheiser HD 4.50 BTNC spisują się znakomicie.
Przez dwa tygodnie nie znalazłem ani jednego powodu, by nie lubić tych słuchawek. Owszem, nie są bez wad, basy mogłyby być mocniejsze, mogłyby też (choć to subiektywne odczucie) lepiej wyglądać, ale w ogólnym rozrachunku to bardzo dobry produkt.
Kombinacja komfortu znacznie wykraczającego poza swoją klasę z bardzo dobrym brzmieniem i kapitalnym czasem pracy na jednym ładowaniu skutecznie przekonała mnie do tych słuchawek.
Jeśli i wy jesteście skłonni im wybaczyć kilka niedociągnięć, to w tej cenie trudno o równie udaną parę słuchawek z aktywną redukcją hałasu. Gdybyśmy byli w szkole, wystawiłbym Sennheiserom piątkę minus.