Trend na „ulepszone” pudełka gier szpeci sklepowe półki. Horizon Zero Dawn to kolejna ofiara
Nowe wersje pudełek z konsolowymi hitami, zadrukowane cytatami oraz ocenami, to smutny widok i cios w moje poczucie estetyki. Rozumiem intencje. Nie rozumiem za to decyzyjnych osób, które dają zielone światło takim inicjatywom.
Chociaż cyfrowe wersje programów już niebawem będą stanowić 1/3 całego rynku gier wideo, wciąż znam wielu „kolekcjonerów pudełek”. Sam z tego wyrosłem. Wolę cyfrowe kopie, które swobodnie pobieram między konsolami PS4 w Jastrzębiu, Katowicach oraz Warszawie. Rozumiem jednak graczy patrzących z dumą na kolekcję gromadzoną latami. Takich, którzy wciąż mają swoje „leża nerdów” w domach i mieszkaniach, wypełnione kolekcjonerskimi edycjami, książkami, gadżetami, pudełkami z grami i tak dalej.
Na ich miejscu coraz mniej podobałoby mi się, jak ewoluują pudełka z konsolowymi wersjami gier.
Najnowszą ofiarą praktyki wiejskich marketingowców została gra Horizon Zero Dawn. Druga najlepsza produkcja na wyłączność w katalogu PlayStation 4 posiada piękny rys artystyczny, dopełniony okazałą grafiką. Ciekawe połączenie post-apokaliptycznej wizji, futurystycznych robotów oraz plemiennych nurtów znajduje swoje odzwierciedlenie również na okładce pudełka. Widzimy na nim Aloy - główną bohaterkę gry - stojącą naprzeciwko potężnej, niezwykle groźnej maszyny.
Pierwsza wersja okładki Horizon Zero Dawn.
No, właściwie to „znajdowało swoje odzwierciedlenie”. Czas przeszły jest zasadny. Uaktualniona wersja grafiki została ucięta w dole, aby zrobić miejsce dla nowego poziomego paska z treściami. Na nim widzimy oceny trzech kluczowych zachodnich redakcji piszących o grach wideo - GameSpotu, IGN oraz Giant Bomba. Pięć gwiazdek, 9/10 oraz 9.3 na 10 to bardzo dobre noty. Zasłużone. Tyle tylko, że moim zdaniem niekoniecznie nadające się na okładkę.
Czytelnik Spider’s Web doskonale wie, po co pasek z ocenami wylądował na okładce Horizon Zero Dawn. Każdy świadomy, znający się na grach wideo klient już nabył swoją kopię. Osoby czytające recenzje i oglądające gameplaye YouTube wiedzą, że Horizon Zero Dawn to jedna z tych produkcji, dla których można rozważać kupno konsoli. Są jednak dziesiątki milionów potencjalnych klientów, którzy takiej świadomości nie mają. Którzy nie czytają na bieżąco IGN czy GameSpotu. To z myślą o nich powstają szczypiące w oczy okładki.
Nowe pudełko. Źródło.
Sympatyczna babcia wchodzi do sklepu, przegląda regały i już wie, co kupić. Dostaje pozytywne zapewnienie, że coś jest dobre i solidne. W dodatku z trzech źródeł. Znaczy, wnuczek na pewno będzie zadowolony. Chcąc sprawić niespodziankę grającemu podopiecznemu czy drugiej połówce, osoby spoza świata gamingu często błądzą po omacku. Takie rekomendacje naniesione na okładkę mogą im pomóc. Absolutnie nie mam nic przeciwko. Tylko dlaczego, do ciężkiej cholery, coś takiego nieodwracalnie ląduje na pudełku?
Przecież wystarczy nakleić na folię ochronną odpowiednią naklejkę.
Istnieje masa, masa alternatywnych form informowania o wysokiej jakości produktu. Przecież Sony Polska nie wypala fragmentu naszej recenzji smartfonu Xperia na obudowie każdego modelu dostępnego w Polsce. Zamiast tego wiesza bannery w każdym większym centrum handlowym. Gry wideo często są sprzedawane na specjalnych standach, które można obkleić cytatami z recenzji w podobny sposób, w jaki strój sportowca obkleja się logo sponsorów. No i te naklejki na folię… możliwości naprawdę jest sporo.
Po co się tak pieklę? Możecie przecież napisać, że pudełko jest zupełnie nieważne, a liczy się płyta. Wszakże kawałek plastiku widzimy jedynie na moment, a potem ląduje na półce. To wszystko prawda. Tylko tak jak pisałem wcześniej, tego typu zabieg uderza w podstawowe poczucie estetyki. W pewien niepisany, dominujący nurt w wydawnictwie konsolowych programów. W pewną spójność, która odcina się na tle mocno jarmarcznego sposobu dystrybucji, który może zdominować całą branżę gier.
Ten potwór naprawdę trafił do sprzedaży.
Naprawdę nie chcę, aby za kilka lat pudełka z grami wyglądały tak, jak niesławna edycja GOTY bardzo dobrego tytułu akcji Batman Arkham City. Przecież to wygląda jak okładka kolorowego magazynu dla pań. Kolekcja tego typu pudełek nie będzie się dobrze prezentować na żadnej półce. Czy to w schludnym, nowoczesnym mieszkaniu made by IKEA, czy w jaskini geeka otoczonej zaklęciami broniącymi dostępu słońcu i osobom płci przeciwnej.
Jeżeli wydawca naprawdę chce się bawić w wiejski jarmark, niech przynajmniej pozostawi zadrukowaną wewnętrzną stronę okładki. Tak, jak miało to miejsce w przypadku wydania solidnej, opłacalnej finansowo Kolekcji Nathana Drake'a. Niestety, podobna praktyka miała miejsce w zaledwie kilku innych przypadkach.