REKLAMA

Ależ to była odpowiedzialność! Crash Bandicoot N. Sane Trilogy powstało od zera, bez kodu źródłowego - recenzja

Reedycja, remaster, remake - wydawcy gier na ósmą generację konsol uwielbiają posługiwać się tymi terminami, odsmażając kotlety dla platform Sony i Microsoftu. Zestaw Crash Bandicoot N. Sane Trilogy to na tym tle pozycja wyjątkowa, bo powstała zupełnie od zera, a jednak bliźniaczo podobna względem kultowego oryginału.

Recenzja Crash Bandicoot N. Sane Trilogy. Remaster bez kodu źródłowego
REKLAMA

Za Crash Bandicoot N. Sane Trilogy odpowiada Vicarious Visions. Nowojorskie studio przez dwa dziesięciolecia specjalizowało się w mobilnych odsłonach gier na głośnych licencjach, przeznaczonych głównie dla przenośnych konsol Nintendo. Potem VV dostało w swoje ręce kolorową serię Skylanders, tworząc z niej jedne z najlepszych gier platformowych, jakie możecie dzisiaj znaleźć na rynku. To wystarczyło, aby zyskać zaufanie Activision, które wynajęło Vicarious Visions do stworzenia kolekcji Crash Bandicoot N. Sane Trilogy.

REKLAMA
 class="wp-image-575644"

Zadanie nie było łatwe, ponieważ studio odpowiedzialne za Crash Bandicoot N. Sane Trilogy nie otrzymało kodu źródłowego oryginalnych gier.

„-Brakowało prawie wszystkiego” - twierdzi projektant Dan Tanguay, odnosząc się do wymagającego procesu odtwarzania. VV udało się odkodować jedynie trójwymiarowe obiekty otoczenia i to głównie w oparciu o ich wartości żmudnie odtwarzano geometrię kultowej serii. Serii, ponieważ Crash Bandicoot N. Sane Trilogy to aż trzy gry w jednej paczce - Crash Bandicoot, nieco mroczniejsze Cortex Strikes Back oraz zróżnicowane pod względem mechaniki Warped.

Vicarious Visions musiało zupełnie od zera tworzyć lokacje, które zapamiętały miliony starszych konsolowych graczy. Kamień do kamienia, roślinka do roślinki, skrzynka do skrzynki, przepaść do przepaści - wszystko zostało odwzorowane niemal jeden do jednego, co jest niesamowitym osiągnięciem. Pieczołowitość, z jaką VV podeszło do zachowania geometrii oryginału, jest warta pochwały. Uruchamiając po raz pierwszy N. Sane Trilogy miałem uśmiech od ucha do ucha. To był ten sam magiczny Crash Bandicoot co w 1996 roku!

 class="wp-image-575649"

Potem okazało się, że nie do końca…

Vicarious Visions wprowadziło do rozgrywki wiele ulepszeń i poprawek, które odkrywa się dopiero po dłuższym czasie.

Studio otwarło niezwykle wymagającą platformową serię na zupełnie nowe pokolenie graczy. Produkcje wchodzące w skład Crash Bandicoot N. Sane Trilogy są odczuwalnie PROSTSZE od swoich odpowiedników z 1996, 1997 oraz 1998 roku. Nie oznacza to jednak, że mówiły o banalnych, niewymagających tytułach. Na tle współczesnych platformówek remaster VV wciąż bywa trudny. Wciąż potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Wciąż sprawia, że miejscami ma się ochotę rzucić padem o ścianę. Tych rzutów będzie jednak znacznie mniej niż w latach 90-tych minionego wieku.

Jak to możliwe, że seria stała się łatwiejsza, skoro wszyscy przeciwnicy oraz wszystkie przepaści pozostały na swoich miejscach? Kluczem jest nowe sterowanie. Jamraj Crash (a także jego grywalna siostra Coco) posiada nową „wagę” oraz „dociążenie” do podłoża. Postaci nie ślizgają się tak po powierzchni. Nie nabierają rozpędu z opóźnieniem. Nie potrzebują miejsca na wyhamowanie. Dzięki temu jesteśmy znacznie, znacznie bardziej precyzyjni. Jeżeli spadamy w przepaść, to już tylko i wyłącznie z własnej winy.

 class="wp-image-575652"

Co ciekawe, ten „brak ślizgu” może przeszkadzać weteranom Crasha, którzy walczą o każdą setną sekundy na czasowych torach. Chociaż rozgrywka stała się bardziej precyzyjna, to straciła na dynamice. „Ciężar” głównego bohatera nie pcha go już do przodu i nie zachęca, aby pokonywać lokacje w ekspresowym tempie, niemalże sunąć pomiędzy przeciwnikami oraz rozpadlinami. Teraz sunąć można co najwyżej po lodzie. To naprawdę nieoczekiwana konsekwencja usprawnienia tworzonego z myślą o wygodzie rozgrywki oraz nowym pokoleniu graczy.

Crash Bandicoot N. Sane Trilogy przenosi jamraja w zupełnie nową erę konsolowej grafiki. Efekt jest świetny, ale…

…ale starsi gracze doskonale pamiętający platformówki z PSX-a mogą poczuć się nieco nieswojo. O ile pierwsza odsłona to kultowy Crash niemal jeden do jednego, tak później czuć coraz więcej i więcej Vicarious Visions, a mniej niepodrabianego oryginału. Widać to zwłaszcza w nieco mroczniejszych lokacjach z drugiej części, które zostały rozjaśnione i podkolorowane. Nowojorskiemu studio nie udało się w pełni odciąć od wpływu, jaki na grafików i projektantów miała seria Skylanders. Czuć to zwłaszcza wpatrując się w drugi oraz trzeci plan.

 class="wp-image-575640"

To jednak narzekanie, którego większość posiadaczy PlayStation 4 zapewne nie zrozumie. Crash Bandicoot N. Sane Trilogy jest bardzo przyjemnym dla oka tytułem, przy którym świetnie będą się bawić zarówno starsi, jak i młodsi (ale wytrwali) gracze. Lokacje są przesympatyczne. Pełne magii, która współcześnie cechuje głównie produkcje Nintendo. Grając w kolekcję remasterów trudno nie mieć tego naiwnego, sentymentalnego poczucia, że „dawniej to były gry” oraz „takich klasyków co kiedyś, to już dzisiaj nie ma”.

Co się udało:

  • Kapitalnie odwzorowany oryginał mimo sporych przeciwności
  • Nowe, lepsze sterowanie
  • Przepiękna bajkowa grafika
  • Gra również dla osób, które nie grały w oryginał
  • Trzy tytuły w jednym zestawie
  • Punkty kontrolne
  • Wymagający, ale akceptowalny poziom trudności
  • Dobra cena

Co się nie udało:

  • Sterowanie niektórymi pojazdami
  • Mroczniejsze lokacje
  • Do ideału zabrakło Crash Team Racing ;)
REKLAMA

Jednak w przeciwieństwie do innych kapitalnie wykonanych remake'ów, takich jak na przykład Halo Master Chief Collection, Crash Bandicoot N. Sane Trilogy to również bardzo dobra gra sama w sobie. Nawet bez tej całej kultowej spuścizny. Gdyby erę PSX-a na chwilę wymazać z pamięci, w dalszym ciągu polecałbym produkcję VV, tak samo jak stale polecam ich Skylandersów. To po prostu bardzo dobra gra platformowa, która broni się nie tylko licencją, ale również grywalnością.

No i to chyba największa zaleta Crash Bandicoot N. Sane Trilogy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA