Co za czasy! Crash i Spyro w jednej, dobrej platformówce. Skylanders Imaginators - recenzja Spider’s Web
W moje ręce trafiła paczka niezwykła - zestaw Skylanders Imaginators z Crashem Bandicootem. TYM Crashem Bandicootem. Legenda gier powraca, ze Spyro przy boku.
Ani Crasha, ani smoka Spyro raczej nie trzeba przedstawiać starszym czytelnikom Spider’s Web. Te postaci to ikony gier platformowych. Prawdziwe legendy, stojące za wspaniałymi seriami, na których się wychowałem i przy których spędziłem dziesiątki godzin.
Po latach nieobecności, Crash Bandicoot oraz Spyro powracają - w jednej grze platformowej!
Jak to w ogóle możliwe? Wszystko rozbija się oczywiście o prawa do marek. Zarówno smok Spyro jak i lis Crash aktualnie należą do Activision. Gigantyczny wydawca nareszcie postanowił to wykorzystać, przywracając ikony gier wideo do życia jako część uniwersum Skylanders
W tym momencie większość z was pomyśli, że to tani skok na kasę. Sam sądziłbym dokładnie tak samo, gdyby nie fakt, że Skylanders Imaginators to cholernie dobra gra platformowa. Produkcja, która broni się doszlifowaną mechaniką, bardzo przyjazną i kolorową warstwą wideo, masą urozmaiceń i sekretów oraz świetną zawartością.
Skylanders Imaginators jest przedstawicielem wymierającego gatunku Toys to Life.
Na zestaw Skylanders Imaginators składa się nie tylko gra wideo, ale również komplet figurek z postaciami z gier, a także specjalna podstawka USB. To właśnie za jej pomocą „przenosimy” posiadane figurki do wirtualnego świata. Wszystko działa bardzo szybko, intuicyjnie i sprawnie. Activision opanowało to rozwiązanie do perfekcji.
Największym konkurentem dla Skylanders w obszarze Toys to Life zawsze było Disney Infinity. Gry Disneya kulały jednak pod względem jakości wykonania. Nie pomogły im nawet Gwiezdne wojny oraz superbohaterowie Marvela. W momencie, w którym Disney Infinity nareszcie zaczynało być grywalne, ktoś na górze postanowił rozwiązać cały biznes. Skylanders pozostało na placu boju samo jak palec.
Co cieszy najbardziej, pomimo braku wyraźnej konkurencji, Skylanders Imaginators wciąż trzyma bardzo wysoki poziom. Nawet bez figurek, podstawek USB i całej tej otoczki Toys to Life, to jedna z najlepszych, najbardziej grywalnych i wartościowych gier platformowych, jakie współcześnie się ukazują.
Muszę przyznać, że gdy wróciłem Crashem Bandicootem na tropikalną wyspę, zalała mnie fala sentymentu.
Ponownie stanąłem naprzeciwko wynalazkowi złego Doktora Neo Corteksa, którego również posiadam w postaci figurki. Tak jak w 1996 roku, znowu zbierałem jabłka, rozbijałem skrzynki, wykonywałem „wir ciosów” oraz uciekałem przed pędzącą kulą, która mogła mnie zmiażdżyć.
Wiecie co - te dawne produkcje naprawdę były lepsze. Naprawdę miały wyrazistszych bohaterów, bardziej unikalne otoczenie, więcej niepowtarzalnych elementów. Dobitnie przypominał mi to opcjonalny obszar tropikalnej wyspy Crasha, dodany do gry jako długa, świetna, ale mimo wszystko poboczna misja.
Opcjonalne zadanie jest niczym hołd oddany starym grom platformowym. Producenci Skylanders Imaginators czerpią pełnymi garściami z tytułu wydanego w 1996 roku, dobitnie pokazując - wcale nie potrzeba studia Naughty Dog, aby odtworzyć dobrego, platformowego Crasha. Jesteśmy w stanie tego dokonać. Jesteśmy jak diler, dajemy wam tego próbkę. A ja chcę więcej.
Wracając do samego Skylanders Imaginators - ileż tutaj jest rzeczy do odkrycia i zdobycia!
Główny wątek fabularny nieco zawodzi. Na bajkowe uniwersum znowu rzuca cień rozkapryszony Chaos. Postać tak irytująca, przewidywalna, prosta i jednowymiarowa, że naprawdę potrzebuje następcy. Na całe szczęście nie fabuła, a rozgrywka jest prawdziwym „mięsem” Skylanders Imaginators.
Produkcja wprowadza do gry zupełną nowość - M.A.P.Ę., czyli krajobraz świata, składający się z miniaturek lokacji, misji i zadań pobocznych. Poruszamy się po nim swobodnie, przeskakując pomiędzy lokacjami. Dzięki M.A.P.I.E. to my decydujemy o kolejności, w jakiej wykonujemy misje. M.A.P.A. to przy okazji wielkie siedlisko sekretów i ukrytych miejsc. Samo jej zwiedzanie to zabawa na kilka godzin.
Misje są z kolei mocno liniowe, nieco oskryptowane i bardzo, bardzo efektowne. Skylanders Imaginators stawia na połączenie platformowej przygody z filmowymi wstawkami. Dzięki temu nie tylko skaczemy i zbieramy monety, ale również pędzimy po dzikich pnączach, bierzemy udział w wyścigach wymyślnych pojazdów oraz walczymy z wielkimi bossami.
Jak w każdej innej grze ze Skylanders w tytule, co poziom mamy tonę sekretów do odkrycia. Ukrytych pomieszczeń, specjalnych mocy i umiejętności, mini-gier oraz komnat ze skarbami. To jedna z niewielu gier, które nie tyle można, co po prostu chce się przechodzić dwa lub nawet trzy razy - wszystko za sprawą masy znajdziek.
Skylanders Imaginators po prostu ma coś pod triggerami. W to chce się grać!
Gra świetnie balansuje elementy walki, akrobacji oraz eksploracji. Bardzo dobrze dobrane proporcje sprawiają, że produkcja nie nudzi się, a graczowi nigdy, absolutnie nigdy nie towarzyszy poczucie znudzenia. Piszę to z perspektywy 26-letniego weterana gier platformowych, który zjadł na nich mleczaki, a potem normalne zęby.
Na to wszystko zostaje nałożony udany system rozwoju postaci. Wraz z kolejnymi poziomami zwiększają się statystyki naszych stworków, „zakodowane” również w fizycznych figurkach. Nowe umiejętności, ciosy, ataki i techniki defensywne naprawdę mają znaczenie, a ich wykorzystanie na polu bitwy to czysta frajda.
Złapałem się na tym, że żonglowałem figurkami, aby dla każdej z nich zdobyć nowe umiejętności. Dla porównania, w Disney Infinity 3.0 miałem to w głębokim poważaniu, przechodząc całą kampanię fabularną jedną, ulubioną postacią. Cała reszta kompletnie mnie nie interesowała.
W Skylanders jest inaczej. Tutaj nie ma lepszych i gorszych herosow. Przechodzenie gry samym Crashem Bandicootem to niewykorzystanie potencjału drzemiącego w tym tytule. Do części z obszarów dostęp mają tylko określone jednostki, o specyficznym żywiole bądź stylu walki. Twórcy do perfekcji opanowali system stojący za rotacją posiadanych figurek.
Zabawne jest to, że tytułowy element „imaginacji” wydaje się najmniej ciekawy.
W Skylanders Imaginators producenci pozwolili, aby gracze sami tworzyli nowe postaci, za pomocą prostego kreatora. Dokonując postępów w scenariuszu, odblokowujemy kolejne elementy, z których budujemy własnych, wymyślnych czempionów. Coraz silniejszych, o różnych statystykach, stylach walk i posiadanym uzbrojeniu.
To bez dwóch zdań ciekawa, dobrze przemyślana możliwość. Mając jednak pod ręką Crasha, Doktora Neo Corteksa oraz dwie inne postaci ze świata Skylanders, nie odczuwałem żadnej potrzeby, aby tworzyć kolejnych bohaterów. Świetnie, że jest taka możliwość, ale ja wolałem skupić się na czystej, przyjemnej roz(g)rywce.
Odnośnie niewykorzystanych możliwości - do Skylanders Imaginators został skopiowany cały potężny moduł wyścigów z poprzedniej odsłony. Ot tak, żeby jeszcze powiększyć już i tak naprawdę solidną zawartość upchniętą na płycie. Co jak co, ale w Skylanders Imaginators zdecydowanie nie brakuje „contentu”.
Co mi się spodobało
- Crash i Spyro w jednej grze!
- Piękna, kolorowa warstwa wideo
- Dobry system rozwoju postaci
- Świetny balans między walką, akrobacjami i eksploracją
- Masa, masa znajdziek i bonusów
- Gra ugina się od dodatkowej zawartości
- M.A.P.A.
- Moduł wyścigów z poprzedniej gry
- Figurki dobrej jakości, bez elementów podatnych na wygięcia i złamania
Co mi się nie spodobało
- Skandaliczny brak polskiej wersji językowej!!!
- Zabrakło polskiej wersji językowej
- Gdzie polska wersja językowa?
- Aby zwiedzić każdy obszar, trzeba dokupić inne figurki
Seria Skylanders ma już wyrobioną opinię dobrych gier platformowych. Nie sądziłem jednak, że przy Imaginators będę bawić się aż tak dobrze! Jednego jestem pewien - jeżeli to właśnie ci ludzie zrobią nowego, pełnoprawnego Crasha Bandicoota, to mogę spać spokojnie.
Lisek jest w odpowiednich rękach.
Recenzja powstała w oparciu o doświadczenia z tym zestawem startowym.