REKLAMA

Istnieje świat poza Adobe. Warto sobie o nim przypomnieć

Korzystałem z Adobe Creative Cloud od kilkudziesięciu miesięcy, ale w końcu porzuciłem to rozwiązanie. Koniec z abonamentem!

photoshop
REKLAMA
REKLAMA

Na początku uściślę jedną kwestię: abonament Adobe Creative Cloud ma wiele zalet i nie mam zamiaru nikogo od niego odciągać. Widzę jednak, że jest sporo użytkowników, którzy płacą z przyzwyczajenia, a tak naprawdę CC nie potrzebują. Sam byłem jedną z takich osób.

Z czego konkretnie korzystam? Na co dzień zajmuję się montażem wideo i edycją zdjęć. W praktyce przez bardzo długi czas moje idealne trio składało się z Premiere Pro do montażu filmów, Photoshopa do grafik i szlifowania pojedynczych zdjęć, a także z Lightrooma do podstawowej „orki” związanej z obróbką całych sesji zdjęciowych.

Dlaczego zrezygnowałem z Adobe Creative Cloud?

Darmowe Kursy Adobe Premiere Pro i After Effects class="wp-image-541714"

Zacznijmy może od tego, dlaczego go kupiłem. Skusiła mnie polityka aktualizacji i dość niska cena. Odkąd plan fotograficzny kosztuje 12 euro (52 zł/mies.), cena jest tak niska, że nie ma się nad czym zastanawiać. Miesięczny dostęp do dwóch świetnych programów kosztuje tyle, ile jedna duża pizza. W moim przypadku dochodził do tego Premiere Pro za dodatkowe 25 euro/mies. (ok. 105 zł). Tutaj cena wypada już mniej korzystnie.

Dlaczego więc zrezygnowałem? Coraz bardziej irytował mnie fakt, że programy rozwijają się bardzo wolno, a do tego robią to w obszarach, które mnie nie interesują.

W moim przypadku różnice między Photoshopem CC 2015 a CC 2017 są tak małe, że z pewnością nie zdecydowałbym się na przesiadkę, gdyby te programy były sprzedawane w pudełkach. Starsza wersja w zupełności by mi wystarczyła. Co z tego, że w Adobe CC zawsze mam najnowszą wersję programu, skoro de facto nie ma to dla mnie znaczenia?

Mój tegoroczny abonament w usłudze CC dobiegał końca i tym razem postanowiłem zaryzykować i go nie przedłużać.

W końcu nastał ten dzień. Klient Adobe CC poinformował mnie, że to już koniec. Odinstalowałem programy.

I jak żyje mi się bez Creative Cloud?

Final Cut Pro X class="wp-image-543730"

Final Cut Pro X zamiast Adobe Premiere Pro - tutaj nie poczułem żadnej zmiany, bo ta przesiadka odbyła się już 5–6 miesięcy temu. Premiere Pro CC zamieniłem na Final Cut Pro X, co było jedną z moich najlepszych decyzji software'owych. Uwielbiam FCPX i bardzo pasuje mi filozofia pracy w tym programie, choć bynajmniej nie jest to narzędzie idealne. Jeżeli korzystasz z Windowsa, a szukasz alternatywy dla Premiere Pro, sprawdź DaVinci Resolve.

 class="wp-image-500319"

Affinity Photo zamiast Photoshopa - tutaj obaw było najwięcej, ale w praktyce Affinity jest absolutnie rewelacyjnym programem. Pełna wersja Affinity Photo pojawiła się, kiedy korzystałem już z Photoshopa CC, a dziś program jest dostępny także na Windowsa. Kupiłem go tuż po premierze za 39 euro, ale korzystałem z niego tylko z doskoku. Bardzo podobała mi się filozofia obsługi.

Na co dzień Affinity Photo sprawuje się świetnie. Czyta pliki PSD (czasami z drobnymi problemami, ale jest lepiej, niż można się spodziewać), a interfejs wcale nie odbiega mocno od Photoshopa. Jeśli opanowałeś konkretne techniki edycji, a nie bezrefleksyjne klikanie w guziczki w określonej sekwencji, przesiadka na Affinity Photo będzie bezbolesna.

Co mnie zaskoczyło? Szybkość działania! Affinity jest kapitalnie zoptymalizowany i jest o wiele szybszy o Photoshopa. Nawet w prostych czynnościach, typu przenoszenie warstw, powiększanie przestrzeni roboczej i korekta obiektów, Affinity jest po prostu kilkukrotnie szybszy. Bardzo miła odmiana.

Podoba mi się też to, jak Affinity podchodzi do obiektów. Warstwę można wybrać po prostu klikając na dany obiekt w przestrzeni roboczej, bez potrzeby szukania odpowiedniej pozycji w panelu Warstw. Co więcej, po wybraniu obiektu od razu możemy go transformować - rozciągać i obracać. Bez wyboru żadnych narzędzi. Jak miło, że program do grafiki rastrowej może czerpać garściami z programów do grafiki wektorowej.

 class="wp-image-349202"

Pudełko Lightrooma zamiast Lightrooma CC - z Lightrooma korzystam praktycznie od momentu jego powstania i mimo wielu prób, nie udało mi się przesiąść na alternatywę. Jako stary użytkownik mam pudełkową wersję Lightrooma 5, którą ostatnio odgrzebałem z dna szuflady. Póki co, to na nią przesiadłem się z wersji CC.

Lightroom 5 został wydany w 2013 roku. Jego najnowsza wersja - 5.7 - debiutowała w listopadzie 2014. To zaskakujące, jak niewiele zmieniło się od tego czasu w programie. Pojawiła się możliwość łączenia panoram i obrazów HDR, a także dość użyteczne narzędzie Dehaze, ale jeśli chodzi o właściwą obróbkę, narzędzia są dokładnie takie same. W moich zastosowaniach, poza kosmetycznymi zmianami w interfejsie, nie widzę różnic.

Sam jestem zaskoczony, bo w takim wypadku przesiadka na najnowszego pudełkowego Lightrooma 6 nie ma większego sensu. Tym bardziej, że najnowsze pudełko i tak jest nieco ogołocone z funkcji względem Lightrooma CC i przykładowo, nie oferuje funkcji Dehaze.

Do przesiadki może mnie skłonić zmiana aparatu. Obecnie korzystam z Nikona D750, który jest w pełni wspierany przez Lightrooma 5.7. Niestety aktualizacje wtyczki Adobe Camera RAW, od której zależy obsługa plików RAW z nowych aparatów, są przeprowadzane tylko dla najnowszej wersji Lightrooma. Z pewnością za jakiś czas będzie to problemem.

REKLAMA

Jeśli ty też się wahasz, warto spróbować porzucić abonament Adobe.

Póki co jestem bardzo zadowolony z mojej decyzji. Opłaca mi się to finansowo, a poza tym czuję się lepiej z faktem, że Adobe - za przeproszeniem - przestało wciskać mi kit o aktualizacjach. Istnieje świat poza Adobe i warto sobie o nim przypomnieć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA