REKLAMA

Nigdy nie wierzyłem, że na Macu lepiej montuje się wideo. W końcu powiedziałem: sprawdzam

Jeśli chodzi o montaż wideo, nigdy nie wierzyłem w tę mityczną optymalizację Final Cut Pro X. Montowanie na MacBooku 12” albo MacBooku Air? Przecież to nierealne! No więc sprawdziłem, jak to działa w praktyce.

Final Cut Pro X na Macu.
REKLAMA
REKLAMA

Na początku wyjaśnijmy sobie do kogo jest skierowany ten tekst, bo przecież montaż montażowi nierówny. Pełnometrażową produkcję skleja się inaczej niż teledysk, a jeszcze inaczej robi się zwykły filmik z wakacji.

Tekst piszę z perspektywy osoby, która regularnie montuje filmy na YouTube. Jakiego typu są to produkcje, możecie zobaczyć na naszym kanale Spider’s Web TV. Do tego dochodzą zewnętrzne zlecenia, głównie filmy promocyjne i relacje z konferencji.

Profesjonalny montażysta pracujący w telewizji lub w przemyśle filmowym powie - „nic wielkiego”. I będzie miał rację. Osoba, która zna jedynie montaż mobilny, lub proste oprogramowanie dodawane np. do kamer GoPro, powie - „wow, pełna profeska”. I też będzie miała rację.

Podsumowując ten krótki wywód, tekst jest dla osób, które robią kilku-kilkunastominutowe filmy (kilkadziesiąt-kilkaset cięć) wykorzystując nieliniową edycję (sporo b-rollu, okazjonalny montaż multicam), podstawowe korekcje kolorystyczne i efekty, na czele ze stabilizacją ujęć.

Związek z rozsądku, a nie z miłości, czyli lata z Premiere Pro.

Adobe Premiere Pro class="wp-image-543728"
Adobe Premiere Pro

Od lat korzystam z Premiere Pro i uważam, że obecnie jest to jeden z najlepszych programów do montażu. Warto znać to oprogramowanie, bo jest ono na tyle wszechstronne, że praktycznie nigdy nie dojdzie się tu do ściany, nawet przy naprawdę zaawansowanych produkcjach. Do tego program można rozszerzać o wtyczki, przez co można z niego zrobić jeszcze większy kombajn.

Premiere Pro jest programem, o którym naprawdę mało kto może powiedzieć, że „zna go na wylot”. Nawet po latach natrafiałem na sztuczki, których nie znałem wcześniej, a które potrafiły zaoszczędzić czas przy edycji.

Lata poznawania takich trików oraz budowanie nawyków sprawiły, że w środowisku windowsowym nie udała mi się żadna próba przesiadki z Premiere Pro. Sony Vegas? Same archaizmy. DaVinci Resolve? Jest ciekawie, ale nie widziałem żadnych większych przewag nad Premiere.

Główne grzechy Adobe Premiere Pro? Najgłówniejszy z głównych to zasobożerność.

Bez mocnego komputera nawet nie podchodź do Adobe Premiere Pro.

Obecnie montuję na stacjonarce z procesorem Intel Core i5–4690K (najmocniejszy i5 na Hasswellu, z odblokowanym mnożnikiem zegara), 16 GB pamięci RAM i z kartą GeForce GTX960 z obsługą CUDA, ważną w programach Adobe. Do tego dysk SSD zapewniający szybkość działania. Taki zestaw pozwala na całkowicie komfortową pracę w moich zastosowaniach.

Problem polega na tym, że stacjonarka jest… stacjonarna.

W mojej pracy coraz częściej widzę, że przydałaby mi się możliwość montażu w trakcie podróży, np. w pociągu, albo w hotelu na wyjeździe. Efektywność pracy mogłaby wtedy znacznie wzrosnąć.

Z pomocą przyszedłby mocny laptop, tyle że w praktyce mocne laptopy są mobilne tylko teoretycznie. Czas pracy na baterii podczas korzystania z Premiere Pro jest z reguły żenujący. Do tego bardzo zniechęca mnie rozmiar i waga takiego mocarnego laptopa.

Są już co prawda ciekawe maluchy z mocnymi podzespołami i przyzwoitymi bateriami, ale ceny na poziomie 8, 10, a niekiedy 14 tys. zł są odstraszające.

Wtem pojawił się on: Final Cut Pro X.

Z Final Cutem nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. Widziałem całe mnóstwo porównań Premiere Pro do FCPX, w których zawsze wygrywał ten drugi. Ba, jest mnóstwo osób starających się udowodnić, że FCPX pozwala na płynny montaż nawet na tak słabej maszynce, jak nowy MacBook 12” z procesorem Intel Core m3. I to montaż materiału 4K!

Takie osiągi zawsze wydawały mi się podejrzane. W tego typu porównaniach prezenterzy skupiają się na czasie renderu, a ten parametr nie jest dla mnie kluczowy. Nie ma znaczenia, czy render potrwa 10 czy 20 minut, bo przecież może się wykonywać, kiedy ja robię coś innego.

Nieporównywalnie ważniejsza jest dla mnie kultura pracy. Płynność podglądu, szybkość stosowania efektów. Zawsze wydawało mi się, że ten aspekt jest celowo pomijany w porównaniach FCPX do Premiere.

W końcu powiedziałem: sprawdzam.

Final Cut Pro X class="wp-image-543730"
Final Cut Pro X

Moim mobilnym komputerem jest MacBook Air 13”. Sprzęt kapitalnie sprawdza się do pisania tekstów, przeglądania internetu, a nawet okazjonalnej obróbki zdjęć w Photoshopie i Lightroomie, kiedy akurat jestem w trasie.

Jest to podstawowa konfiguracja z niskonapięciowym procesorem Core i5 1,6 GHz, 4 GB RAM i dyskiem SSD 128 GB. Jak mawia młodzież, szału nie ma.

Kiedyś z ciekawości zainstalowałem na tym komputerze Premiere Pro. Wyleciał z dysku po 3 godzinach. Był absolutnie nieużywalny. Wiatraki komputera wyły szaleńczo, a płynność pracy była po prostu zerowa. Po tej przygodzie porzuciłem pomysł mobilnego montażu.

Niedawno dałem się skusić na Final Cut Pro X. Nie oczekując wiele zainstalowałem wersję trial i…

To działa! I to jak!

O rany, jaki to był szok. Płynny podgląd materiałów. Narzędzia działające bez żadnych problemów. Podstawowe efekty (w tym stabilizacja) z dość krótkim czasem aplikowania. Z ciekawości wrzuciłem na timeline film 4K i… podgląd nadal był płynny. Jak to możliwe? Gdzie tu tkwi haczyk?

Po montażu przyszedł czas na render. Spodziewałem się, że tutaj komputer polegnie, a okazało się, że typowy kilkuminutowy materiał renderuje się w czasie porównywalnym do mojej stacjonarki.

A wszystko to w pełnej ciszy, bez uruchamiana wiatraków MacBooka. Co to za czary?!

Optymalizacja Final Cut Pro X widziana po raz pierwszy na żywo, po kilku latach z Premiere Pro, po prostu rozłożyła mnie na łopatki.

W pierwszej chwili Final Cut Pro X wyglądał przy Premiere Pro jak plastikowy nożyk przy scyzoryku Victorinox, ale to tylko pozory. Ten nieprzeładowany interfejs pozwala na zrobienie wszystkiego, co robię w Premiere Pro. Co więcej, nauczenie się podstaw programu zajęło mi tylko kilka godzin.

Widać, że w FCPX działają te same schematy, co w innych programach do nieliniowej edycji. Wiele narzędzi działa inaczej, a magnetyczny timeline wymaga przyzwyczajenia. Sporym problemem była obsługa keyframe’ów, która po przesiadce z Premiere Pro wydała mi się kompletnie nielogiczna. Podobnie jak inny układ interfejsu.

To wszystko jest tak naprawdę kwestia przyzwyczajeń. W wydaniu Apple obsługa jest inna, ale stoi za nią konkretny, logiczny pomysł.

Czy mógłbym się przesiąść na FCPX? Z wielkim zdziwieniem mogę stwierdzić, że jak najbardziej tak.

Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że MacBook 12” lub Air to optymalne narzędzia do edycji wideo w FCPX.

Co to, to nie. Kiedy podłączyłem MacBooka Air do monitora 4K jakość pracy zauważalnie spadła, a do tego słychać było pracę wiatraków.

FCPX na małych MacBookach należy traktować jako koło zapasowe. Da się na tym z powodzeniem pracować, ale to narzędzia pomocnicze, a nie docelowe.

Sam zacząłem rozglądać się za MacBookiem Pro z lepszymi parametrami i większym dyskiem. Taki komputer bardzo by się u mnie sprawdził.

A jak wypada opłacalność?

adobe-premiere-pro-min class="wp-image-543731"

Przejdźmy do kwestii ceny, czyli najbardziej drażliwego tematu. Adobe sprzedaje Premiere Pro w formie abonamentu Creative Cloud. Najtańszą opcją jest zakup pojedynczego programu za ok. 25 euro miesięcznie. Jeśli zdecydujemy się na płatność za cały rok z góry, zapłacimy 295 euro, czyli 1273 zł.

Tymczasem Final Cut Pro X jest sprzedawany w klasycznym modelu, gdzie płacimy raz większą kwotę, ale dostajemy dożywotnią licencję. Program kosztuje 299 dol., czyli 1207 zł.

Adobe Premiere Pro kontra Final Cut Pro X class="wp-image-543666"

Jak widać, FCPX wypada taniej od Premiere Pro już po roku.

REKLAMA

Kwestia komputera jest bardziej skomplikowana. Z pewnością można przyjąć, że płynniejszą pracę zapewni kombinacja słabszego MacBooka i FCPX, niż mocniejszego laptopa z Windowsem i Premiere Pro. Biorąc to pod uwagę, może się okazać, że MacBook może być tańszą maszynką do montażu, niż laptop z Windowsem!

Wiele osób doszło do tych wniosków znacznie wcześniej. Nigdy nie ufałem im na słowo. Teraz sam to widzę i przyznam, że wywróciło to do góry nogami moje podejście do mobilnego montażu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA