REKLAMA

Swatch wchodzi do smartwatchowej gry. O kilka lat za późno i na własnych zasadach

Swatch wchodzi do smartwatchowej gry. O kilka lat za późno i na własnych zasadach, kompletnie olewając Android Wear czy Tizena, i… tworząc własny system operacyjny na zegarki.

17.03.2017 07.27
Swatch tworzy własny OS.
REKLAMA
REKLAMA

Producenci szwajcarskich zegarków nieco przespali moment „boomu” na smartwatche i obudzili się w zasadzie dopiero wtedy, gdy ten „boom” już dogorywa. Wystarczy szybki rzut oka na krajobraz technologii ubieralnej na świecie, by zobaczyć, że smartwatche obchodzą w tej chwili tylko klientów Apple’a, po trochu Samsunga, a po naprawdę troszeńku Huaweia i LG.

Reszta to albo produkty tak niszowe, że kupi je garstka ludzi (ergo: nie mające żadnego wpływu na ogólny kształt rynku), albo zegarki fitnessowe, które zdają się rosnąć w popularność proporcjonalnie do spadku zainteresowania całą resztą zegarków inteligentnych.

W tym krajobrazie właśnie pojawił się Swatch i marka Tissot.

Producent legendarnych zegarków uznał, że nie musi godzić się na panujące na rynku warunki i pójdzie drogą podobną do świętej pamięci Pebble’a (którego kupił Fitbit) – stworzy własny system operacyjny, pod kontrolą którego będą pracować zegarki Tissot.

Strategia sama w sobie nie jest zła. Ostatecznie Pebble udowodnił, że można zrobić własny, niezależny OS na zegarki, który pokochają użytkownicy. To samo robi teraz Fitbit, po przejęciu firm Pebble i Vector – tworzy własny OS, by nie korzystać z Android Wear czy Tizena. To samo robią Garmin czy Suunto.

Warto tylko zaznaczyć (raz jeszcze), że wciąż mówimy de facto o… zegarkach fitnessowych. Kategorii, która wciąż rośnie. W kategorii zegarków konsumenckich liczą się w tej chwili trzy platformy: Watch OS, Android Wear oraz Tizen. Co chce zaoferować Swatch, by z nimi konkurować?

Szczegółów jeszcze nie znamy. Producent podkreśla tylko, że jego system operacyjny umożliwi zegarkom Swatcha pracować znacznie dłużej na jednym ładowaniu i będzie stawiał na ochronę prywatności użytkownika.

Tym ostatnim argumentem Swatch może przyciągnąć do siebie rzeszę zainteresowanych.

Smartwatche nieuchronnie ciążą ku zostaniu największymi szpiegami naszych najbardziej poufnych danych. Oczywiście to wszystko w dobrej wierze – inteligentne zegarki gromadzą coraz więcej informacji o naszym stanie zdrowia, byśmy mogli potem dobrze je wykorzystać w dbaniu o kondycję, czy też zapobiegać poważnym chorobom.

Nie ulega jednak wątpliwości, że te dane, po przekazaniu ich do zewnętrznych aplikacji, troszkę zaczynają żyć własnym życiem. I że tak poufne informacje na nasz temat to bardzo łakomy kąsek dla wielkich korporacji, które dzięki nim będą mogły jeszcze celniej wymierzyć w nas działa kompulsywnego konsumpcjonizmu.

Jeżeli Swatchowi uda się stworzyć zegarki, które faktycznie dbają o naszą prywatność, szwajcarski producent trafi w serca tych użytkowników, którzy nie chcą rezygnować z nowych technologii, ale jednocześnie starają się chronić swoje najbardziej poufne dane.

Klucz do sukcesu? Integracja.

Grupa Swatch ma na podorędziu ogromny know-how z dziedziny budowania tradycyjnych zegarków, co z pewnością – podobnie jak w przypadku smartwatchów Tag Heuer – przełoży się na piękny wygląd inteligentnych czasomierzy Tissota.

REKLAMA

Kluczem do sukcesu będzie więc cała reszta, a w szczególności dobra integracja z zewnętrznymi usługami oraz Internetem Rzeczy. Nikt nie potrzebuje bowiem smartwatcha, który jest samotną wyspą. Przykład Apple i Samsunga pokazuje doskonale, że aby skutecznie sprzedać inteligentny zegarek, musi on być ściśle powiązany z całym ekosystemem usług i urządzeń.

Jak Tissot zamierza pogodzić ten wymóg z zachowaniem prywatności użytkowników? Przekonamy się już w 2018 roku, kiedy firma ma wypuścić na rynek swój pierwszy zegarek.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA