Swatch wchodzi do smartwatchowej gry. O kilka lat za późno i na własnych zasadach
Swatch wchodzi do smartwatchowej gry. O kilka lat za późno i na własnych zasadach, kompletnie olewając Android Wear czy Tizena, i… tworząc własny system operacyjny na zegarki.
Producenci szwajcarskich zegarków nieco przespali moment „boomu” na smartwatche i obudzili się w zasadzie dopiero wtedy, gdy ten „boom” już dogorywa. Wystarczy szybki rzut oka na krajobraz technologii ubieralnej na świecie, by zobaczyć, że smartwatche obchodzą w tej chwili tylko klientów Apple’a, po trochu Samsunga, a po naprawdę troszeńku Huaweia i LG.
Reszta to albo produkty tak niszowe, że kupi je garstka ludzi (ergo: nie mające żadnego wpływu na ogólny kształt rynku), albo zegarki fitnessowe, które zdają się rosnąć w popularność proporcjonalnie do spadku zainteresowania całą resztą zegarków inteligentnych.
W tym krajobrazie właśnie pojawił się Swatch i marka Tissot.
Producent legendarnych zegarków uznał, że nie musi godzić się na panujące na rynku warunki i pójdzie drogą podobną do świętej pamięci Pebble’a (którego kupił Fitbit) – stworzy własny system operacyjny, pod kontrolą którego będą pracować zegarki Tissot.
Strategia sama w sobie nie jest zła. Ostatecznie Pebble udowodnił, że można zrobić własny, niezależny OS na zegarki, który pokochają użytkownicy. To samo robi teraz Fitbit, po przejęciu firm Pebble i Vector – tworzy własny OS, by nie korzystać z Android Wear czy Tizena. To samo robią Garmin czy Suunto.
Warto tylko zaznaczyć (raz jeszcze), że wciąż mówimy de facto o… zegarkach fitnessowych. Kategorii, która wciąż rośnie. W kategorii zegarków konsumenckich liczą się w tej chwili trzy platformy: Watch OS, Android Wear oraz Tizen. Co chce zaoferować Swatch, by z nimi konkurować?
Szczegółów jeszcze nie znamy. Producent podkreśla tylko, że jego system operacyjny umożliwi zegarkom Swatcha pracować znacznie dłużej na jednym ładowaniu i będzie stawiał na ochronę prywatności użytkownika.
Tym ostatnim argumentem Swatch może przyciągnąć do siebie rzeszę zainteresowanych.
Smartwatche nieuchronnie ciążą ku zostaniu największymi szpiegami naszych najbardziej poufnych danych. Oczywiście to wszystko w dobrej wierze – inteligentne zegarki gromadzą coraz więcej informacji o naszym stanie zdrowia, byśmy mogli potem dobrze je wykorzystać w dbaniu o kondycję, czy też zapobiegać poważnym chorobom.
Nie ulega jednak wątpliwości, że te dane, po przekazaniu ich do zewnętrznych aplikacji, troszkę zaczynają żyć własnym życiem. I że tak poufne informacje na nasz temat to bardzo łakomy kąsek dla wielkich korporacji, które dzięki nim będą mogły jeszcze celniej wymierzyć w nas działa kompulsywnego konsumpcjonizmu.
Jeżeli Swatchowi uda się stworzyć zegarki, które faktycznie dbają o naszą prywatność, szwajcarski producent trafi w serca tych użytkowników, którzy nie chcą rezygnować z nowych technologii, ale jednocześnie starają się chronić swoje najbardziej poufne dane.
Klucz do sukcesu? Integracja.
Grupa Swatch ma na podorędziu ogromny know-how z dziedziny budowania tradycyjnych zegarków, co z pewnością – podobnie jak w przypadku smartwatchów Tag Heuer – przełoży się na piękny wygląd inteligentnych czasomierzy Tissota.
Kluczem do sukcesu będzie więc cała reszta, a w szczególności dobra integracja z zewnętrznymi usługami oraz Internetem Rzeczy. Nikt nie potrzebuje bowiem smartwatcha, który jest samotną wyspą. Przykład Apple i Samsunga pokazuje doskonale, że aby skutecznie sprzedać inteligentny zegarek, musi on być ściśle powiązany z całym ekosystemem usług i urządzeń.
Jak Tissot zamierza pogodzić ten wymóg z zachowaniem prywatności użytkowników? Przekonamy się już w 2018 roku, kiedy firma ma wypuścić na rynek swój pierwszy zegarek.