To najlepsze Pokemony w historii. Pokemon Sun i Moon - recenzja Spider's Web
Po dwóch miesiącach udało mi się wreszcie skończyć ostatnią grę z kultowymi stworkami wydaną na konsolę 3DS. Chociaż Pokemon Sun i Moon to najlepsza odsłona serii, to cyklu mam powoli dosyć. Liczę na to, że Nintendo Switch wprowadzi do serii jeszcze większy powiew świeżości.
Pokemony łapię od podstawówki. W pierwszą generację gier na konsole przenośne zagrywałem się dwie dekady temu na Gameboyu Color. Kilka lat temu wróciłem do zabawy na konsoli z serii Nintendo DS i nadrobiłem wszystkie wydane dotychczas gry z głównej serii. Idąc za ciosem nie mogłem ominąć najnowszej edycji.
Zdecydowałem się na Pokemon Moon.
Jak zwykle Nintendo wydało dwie gry, które nieznacznie różnią się zawartością. Pokemon Sun i Pokemon Moon są praktycznie identyczne, a różnią je detale. Tak jak w poprzednich latach te różnice są kosmetyczne - w bliźniaczych grach można złapać inne stworki, w tym legendarną okładkową bestię. Praktycznie zawsze decydowałem się na podstawową odsłonę, a ostatnio kupiłem kolejno Pokemon X i Pokemon Omega Ruby.
Zwykle jednak za tym wyborem nie stała żadna większa logika i nie sprawdzałem przed premierą, w której wersji gry jakie stworki można zdobyć. Od początku było przecież wiadomo, że i tak złapię je wszystkie. Miło mnie zaskoczył fakt, że w Pokemon Moon zdecydowano się odwrócić cykl dobowy. Grając w dzień awatar łaził po nocy, a podczas rozgrywek nocą w kolejnej krainie pokemonowego świata wstawało słońce.
W obu przypadkach region Alola wyglądał świetnie.
Każda kolejna gra z serii zabiera gracza do nowej krainy. Po Kanto, Johto, Hoenn, Sinnoh, Unova i Kalos przyszła kolej na krainę Alola. Tym razem zamiast stylizować na Japonię lub przerobione na wschodnią modłę miasta takie jak Paryż i Nowy Jork, zdecydowano się za inspirację wziąć Hawaje.
Alola, bo tak nazywa składająca się z kilku wysp kraina, to grupa kilku tropikalnych wysp. Ta jak na możliwości konsoli Nintendo 3DS prezentuje się zjawiskowo. Widać to zwłaszcza po odpaleniu Pokemon X i Y, które w dniu premiery robiły wrażenie, a przy Pokemon Sun i Moon wyglądają biednie i ascetycznie.
Nintendo zdecydowało się porzucić trójwymiar w Pokemon Sun i Moon.
Tym razem ekran konsoli nie wyświetla grafiki w stereoskopowym 3D. Zamiast tego moc konsoli wykorzystano do wyrenderowania świata gry. Gracz nie porusza się już po siatce, a płynnie chodzi po mapie. Nie patrzymy na awatar z góry, tylko pod różnymi kątami w zależności od konkretnej mapy.
Modele postaci w otwartym świecie, jak i Pokemonów podczas walk, wyglądają znacznie lepiej. Oczywiście pod względem grafiki Pokemon Sun i Moon wypada blado w porównaniu do wielu produkcji na smartfony, ale i tak aż nie chce się wierzyć, ile twórcy Pokemon Sun i Moon potrafili wyciągnąć z konsolki Nintendo.
Pokemon Sun i Moon to najprzyjaźniejsza graczom odsłona serii.
Nie tylko znacznie usprawniono warstwę graficzną, ale też usprawniono mechanikę. Dodano wiele ułatwień, które docenią gracze zmęczeni grindowaniem z poprzednich odsłon cyklu. Podbijanie poziomu doświadczenia stworków nie jest tak męczące jak do tej pory.
Nie trzeba godzinami chodzić po trawie, by zdobyć kolejny poziom doświadczenia. Dobrze dobierając podopiecznych i nie idąc na skróty można rozwijać drużynę w odpowiednim tempie - gra nie staje się przesadnie wymagająca, ale też nie przechodzi się jej z zamkniętymi oczami.
Pożegnaliśmy też wreszcie ruchy HM!
Jedną z największych bolączek graczy było to, że podczas kampanii gra wymagała nauczenia stworków określonych ataków. By dostać się w niektóre rejony mapy trzeba było mieć w ekipie stworki, który umieją pływać, latać i ścinać krzaki. Problem w tym, że te ataki zwykle słabo sprawdzały się w walce.
Gracze musieli poświęcać cenne sloty, które mogliby wykorzystać na ataki bardziej przydatne w walce. Teraz, po 2 dekadach, ten mechanizm odszedł do lamusa. Zamiast tego gracz otrzymuje co kilka godzin rozgrywki cudzego Pokemona, która realizuje zadania ruchów HM.
Bardzo doceniam też nowy tryb oceny efektywności ataku.
To jedna z najlepszych nowości, jakie wprowadzono w Pokemon Sun i Moon. Chociaż na łapaniu Pokemonów zjadłem zęby, to i tak mam problem ze spamiętaniem tysięcy kombinacji typów i ataków. Walka w grach z serii Pokemon przypomina w końcu grę w papier, kamień i nożyce, ale... wprowadza dziesiątki zmiennych.
Jeśli tylko gracz schwytał wcześniej stworka, którego do walki wystawił przeciwnik, na ekranie wyboru ataku można podejrzeć efekt, jaki on przyniesie. To, że woda gasi ogień jest oczywiste i logiczne, ale gra podpowiada, jak sprawdzi się np. atak stalowy podczas atakowania Pokemona o typie wróżkowo-owadowym.
To świetna nowość, bo takie egzotyczne kombinacje jest naprawdę trudno zapamiętać.
Spamiętanie wszystkich kombinacji jest praktycznie niemożliwe dla osób, które nie poświęciło trenowaniu Pokemonów całego życia i nawet entuzjaści serii mogą mieć z tym problem. Łącznie ze stworkami z regionu Alola wprowadzono bowiem aż 801 gatunków Pokemonów, z których każdego opisują ściśle określone parametry.
Gra na szczęście nie rzuca w gracza wszystkimi gatunkami podczas kampanii. Tym razem nie zdecydowano się nawet na tzw. National Pokedex - ten trafił do aplikacji Pokebank. W regionie Alola występuje 301 gatunków Pokemonów i to na nich skupia się gra, chociaż można na różne sposoby zdobyć stworki spoza tej listy.
Wybór Pokemonów w regionie Alola to strzał w dziesiątkę.
Najwięksi hipsterzy uznają tylko 151 Pokemonów z pierwszej generacji, czyli Pokemon Red, Blue i Yellow. Wiele osób kolejne kilkaset stworków uznaje za nieśmieszny żart. To podejście w pełni rozumiem, bo tak jak kolejna setka dodana w Pokemon Gold i Silver jest w miarę ciekawa, to niektóre projekty z kolejnych gier zakrawają o kpinę.
W Pokemon Sun i Moon dodano zaledwie kilkadziesiąt nowych stworków, a oprócz tego w grze pojawia się mnóstwo tych klasycznych znanych z pierwszej serii. Co najciekawsze dodano też regionalne warianty kilku stworków zmieniając ich typy i ataki - dla przykładu Vulpix w Pokemon Sun i Moon ma typ lodowy, a nie ognisty.
Gracze, którzy nie mieli z serią styczności od lat, poczują się jak w domu.
Co prawda startery z obecnej generacji są nieco bezpłciowe, a finalna forma mojego ognistego kota nieco mnie rozczarowała, ale nowe stworki wypadają całkiem nieźle. Nie ma tu co prawda kreatur, które mogą stać się ikonami popkultury niczym Pikachu czy Charizard, ale projektanci odwalili kawał dobrej roboty, zwłaszcza przy Pokemonach legendarnych.
Ucieszyło mnie to, że Pokemon Sun i Moon to jednocześnie powrót do korzeni i bardzo potrzebny serii powiew świeżości - i to nie tylko w warstwie wizualnej. Pojawiło się kilka zmian w mechanice i formule rozgrywki. Po raz pierwszy w serii gracz nie mierzy się z liderami aren, a zamiast tego musi przechodzić tajemnicze próby podczas Wyzwania Wysp.
To jedna z największych zmian w formule serii.
Do tej pory w każdej z gier zadaniem gracza było zdobycie ośmiu odznak poprzez pokonanie w walce przywódców aren wykorzystujących stworki określonego typu. W Pokemon Sun i Moon ten system zniknął. Zamiast tego gracz wyrusza w wyprawę po wyspach i mierzy się z kolejnymi kapitanami i liderami lokalnych społeczności.
Walki prowadzi się zresztą nie tylko z kolejnymi liderami, ale też ze wzmocnionymi Pokemonami przypisanymi do danego regionu. Zanim dojdzie do takiej walki trzeba też wykonać różnorodne zadania, które sprowadzają się zwykle do rozwiązania kilku prostych łamigłówek. To miła odmiana, chociaż nie jestem pewien, czy była potrzebna.
Pozwoliło to jednak wprowadzić nowość o nazwie Z-Moves.
W poprzednich grach z serii wprowadzono tzw. Mega Ewolucje. Pozwalało to wybranym stworkom przeobrazić się na czas walki w jeszcze potężniejsze wersje. W Pokemon Sun i Moon specjalny przedmiot pozwalający na wykonanie tego manewru dostaje się po zakończeniu głównej kampanii. Podczas rozgrywki można za to skorzystać z potężnych Z-Ataków.
Podczas rozgrywki gracz zdobywa, głównie od kapitanów i obrońców kolejnych wysp, Z-Kryształy. Po przypisaniu tego przedmiotu do konkretnego Pokemona można jednorazowo podczas walki wykorzystać specjalny atak zamiast zwykłego ruchu. Przyznam jednak, że rzadko z tego korzystałem, chociaż takim jednym ciosem mógłbym zakończyć potyczkę bez odnoszenia obrażeń.
Animacja niektórych Z-Moves potrafi trwać kilkadziesiąt sekund!
Z-Moves to fajny dodatek, które wprowadza coś nowego do oklepanej mechaniki rozgrywki. Lubiłem patrzeć na to, jak mój Snorlax zrywa się do biegu i miażdży wroga po tym jak kazałem wykonać mu ruch o słodko brzmiącej nazwie Pulverizing Pancake - ale tylko od czasu do czasu.
Więcej nowości w systemie walki jednak nie ma, a poza porzuceniem klasycznych aren formuła rozgrywki wiele się nie zmieniła. Pokemony to typowe jRPG. Gry prowadzą nas przez głupiutką historię i pokazuje kolejne karykaturalne regiony świata zamieszkanego przez kieszonkowe potwory.
Cel każdej gry jest w zasadzie taki sam: złapać je wszystkie i zostać najsilniejszym trenerem w regionie.
Naprzeciw gracza znów staje grupa złoczyńców, którą tym razem jest stylizowany na lubujących się w sprayach i hiphopowej muzyce gangsterów Team Skull. Gracz oczywiście pokonuje przeciwników, by pod koniec kampanii stanąć przed największym wyzwaniem: musi pokonać grupę najsilniejszych trenerów w regionie nazywających siebie Elitarną Czwórką. Poruszony jest też popularny w serii wątek podróży pomiędzy wymiarami.
Nie zabrakło też kilku sposobów na przedłużenie zabawy, jak np. rozgrywki Battle Royal, walki z trenerami w Battle Tree czy łapanie Ultra Bestii. Bardzo dobrą wiadomością jest też system, który pozwala podbić ukryte parametry IV wybranego Pokemona. Nie trzeba już przez długie dni krzyżować ze sobą dziesiątek stworków, by wychodować najlepszy pod względem genetycznym okaz do walk online.
Nie zabrakło też kilku innych pomniejszych dodatków, które pozwalają zbliżyć się do swoich stworków.
Pokemon Refresh - nowy ekran w menu Pokemon Sun i Moon, który pozwala głaskać i karmić Pokemona. Podobnie jak w Pokemon X i Y stworek, którego przychylność tymi działaniami zdobędziemy, będzie się nieco lepiej sprawdzał w walce i czasami uniknie ciosu lub przetrwa atak, który miał go znokautować.
Nowością w Pokemon Refresh jest opcja wyleczenia podopiecznego z różnych przypadłości (np. podpalenia lub zatrucia) bez zużywania jednorazowych przedmiotów. Można też wyczyścić stworkowi futro, jeśli podczas walki się ubrudził i wysuszyć go, jeśli się zmoczył, ale szybko nauczyłem się to ignorować.
Kolejną nowością jest Pokemon Pelago.
W pewnym momencie kampanii gracz dostaje do dyspozycji kilka własnych tropikalnych wysepek, na których wylegują się zgromadzone przez niego stworki. Można tam zbierać poke-fasolki, którymi karmi się Pokemony i wykonywać szereg innych nudnych aktywności, których nawet nie można nazwać minigrami. Pelago ma po prostu zmuszać do tego, by zaglądać do gry co kilka godzin.
Na jednej z wysp można trenować Pokemony zwiększając ich parametry EV, na innej można sadzić poke-jagódki, a kolejna pozwala wysłać stworki do jaskini w poszukiwaniu przedmiotów. Tych dodatków, jeśli dodać do tego skaner kodów QR i moduł aparatu pozwalający robić zdjęcia stworkom jest jednak aż zbyt dużo i odciągają gracza od właściwej rozgrywki.
Straszną pomyłką i krokiem wstecz okazał się też tryb sieciowy.
Tak jak Nintendo wydaje fenomenalne gry dla jednego gracza, tak zmagania wieloosobowe to droga przez mękę. Japończycy dwie dekady temu stworzyli fenomenalny system łączenia konsol Gameboy za pomocą kabla, co umożliwiało wspólną zabawę, ale nadejście ery internetu najwyraźniej przespano i dziś Nintendo na każdym kroku zniechęca do zabawy online.
Rozpoczęcie walki lub przejście do ekranu wymieniania się stworkami jest szalenie czasochłonne, a zanim gracz połączy się z inną osobą miną długie minuty. By grać online trzeba też wejść do menu o nazwie Pokemon Plaza, w którym gracz może brać udział w idiotycznych minigierkach i zdobywać różne bonusy odwiedzając namioty dookoła zamku, który może rozbudowywać.
Najbardziej boli to, że porzucono znacznie wygodniejszy tryb z Pokemon X i Y, w którym można było cały czas być online.
W poprzedniej grze z serii można było uruchomić tryb online podczas normalnej rozgrywki na dolnym ekranie konsoli Nintendo 3DS. Nie działał on perfekcyjnie i wymagał dziesiątek naciśnięć klawiszy i potwierdzeń, ale przynajmniej można było odbierać zaproszenia do walki ze znajomymi lub zupełnie obcymi ludźmi przez cały czas.
Teraz w tym celu trzeba przerwać rozgrywkę i udać się do lobby, które jest szalenie nieintuicyjne. Nie dowiemy się podczas zabawy, że nasi znajomi też aktualnie grają w Pokemony, co nie sprzyja spontanicznym sparingom. Zamiast tego na walki trzeba umawiać się przez inny komunikator, a potem szukać opcji wspólnej zabawy w nieintuicyjnym menu.
Mam nadzieję, że kolejna generacja Pokemonów wydana jako pierwsza tylko na Nintendo Switch odeśle ten kulawy tryb online do lamusa.
Szalenie nie mogę się doczekać, aż Nintendo wyda zupełnie nowe Pokemony na nową konsolę, która dopiero w marcu trafi do sprzedaży. Usługi sieciowe będą na nowej platformie płatne, co może - chociaż niestety nie musi - przełożyć się na ich lepszą jakość. Nie mam jednak złudzeń i nie pozostawiają ich twórcy. Prędko się kolejnej generacji Pokemonów nie doczekamy.
Switch trafia na rynek bez wsparcia tej marki. Wedle plotek pierwsza gra z serii na tej konsoli, która nie mają jeszcze daty premiery, będzie wyłącznie odświeżoną wersją Pokemon Sun i Moon. Na edycję napisaną od zera z myślą o Nintendo Switch poczekamy pewnie jeszcze kilka lat... tak samo jak gracze czekali latami na wydanie Pokemon X i Y pisanego tylko na Nintendo 3DS.
Serii przydałoby się też znacznie poważniejsze odświeżenie, niż to z Pokemon Sun i Moon - a może nawet reboot.
Chociaż w nowej grze pojawiło się wiele nowych elementów, to tak naprawdę opiera się na tej lekko odświeżonej formule sprzed 20 lat. To oczywiście nic z zasady złego, bo gra daje masę frajdy, ale... liczę na coś nowego. Przy Pokemon X spędziłem trzy lata temu wielokrotnie więcej czasu, niż w ostatnich miesiącach przy Pokemon Sun i Moon.
Skompletowałem w Pokemon X cały Pokedex, który przy obecnej generacji tylko uzupełniłem. Nie dało mi to jednak już tej samej satysfakcji. Nie wykonałem nawet do końca wszystkich aktywności dostępnych po zakończeniu głównej kampanii i możliwe, że nigdy tego nie zrobię. W końcu znowu zdobyłem je wszystkie i zostałem już czempionem kolejnego regionu.
Złapałem się na tym, że jestem już weteranem serii i zaczynam być nią powoli znużony.
Widać to zresztą po terminie, w którym publikuję tę recenzję - mamy luty, a gra pojawiła się w sprzedaży w listopadzie. Od tego czasu spędziłem przy Pokemon Moon 70 godzin, ale bywały całe tygodnie, gdy nie brałem Nintendo 3DS do ręki, bo nie miałem ku temu motywacji - pomimo powtarzających się od miesięcy pytań redakcji o to, kiedy w końcu przygotuję ten tekst.
Nintendo jednak nadal ma w sobie magię. Jak już się przemogłem i odpaliłem konsolkę, to znikałem od razu w innym świecie na kilka(naście) kolejnych godzin. W końcu zawsze jest jeszcze ten jeden Pokemon do złapania, jeszcze jedna walka do wygrania. Ta gra jest szalenie uzależniająca, a pomimo powolnego wyczerpywania się formuły, daje po prostu masę frajdy.
Pokemon Sun i Moon to bez dwóch zdań najlepsze Pokemony w historii. Fani serii tacy jak ja i tak w nie zagrają, więc im nie muszę polecać zakupu - ale jeśli skończyliście przygodę z Pokemonami kilka generacji temu, to zdecydowanie warto dać obecnej generacji szansę, a zakup Nintendo 2DS lub 3DS z Pokemon Sun lub Moon w zestawie jest bez dwóch zdań świetnym pomysłem.
Zwłaszcza jeśli zeszłoroczna premiera Pokemon GO rozbudziła masę wspomnień z dzieciństwa...
ZOBACZ: Czy warto kupić konsolę Nintendo?
Czytaj też: