Specjalnie dla Spider's Web: pocztówka z San Escobar
Jest 25. stycznia 2017 roku, a ja piszę do Was właśnie ze słonecznego San Escobar. Mróz w Polsce będziecie mieli jeszcze przez 9 dni, to nie będzie rok Linuxa, za to komentarze pod tym tekstem będą wyjątkowo durne.
Jeszcze parę lat temu to Radek Sikorski, jako przedstawiciel RP, podpisywał się pod dokumentami kreującymi przyszłość tych podłych i niewdzięcznych zdrajców z Ukrainy. Po rozpadzie duetu Merkozy prasa ekonomiczna na całym świecie pisała artykuły o narodzinach obrzydliwego duetu Mertusk, który miał politycznie trząść Europą. A ja... ja na kolanach płakałem zastanawiając się jak można tak opluwać pamięć moich dziadków poprzez bezwstydną kolaborację z wrogiem.
Na szczęście czasy te już słusznie minęły, Polska dyplomacja powstała z kolan i teraz partnerów dobiera sobie z godnością.
Nie idzie w tej materii w "ilość", bo ta polityka prędzej czy później doprowadziłaby nas do zguby. W polityce międzynarodowej liczy się geografia i zasoby. I tak oto partnerów mamy tylko trzech, ale za to jakich.
Węgry, ojczyzna gulaszu. Czy można sobie wyobrazić lepszego partnera, który pomoże nam uniknąć błędów Hitlera i Napoleona, kiedy wreszcie zdecydujemy się pomaszerować na Moskwę, rozgrzewani narodową potrawą bratanków?
Jest jeszcze Belize. Niewielkie państwo w Ameryce Środkowej. Tomasz Lis i KOD-owcy będą się naśmiewali, że nie ma tam nic oprócz wielkich plaż, ale nie słuchajcie ich. Podświadoma niechęć wynika z tego, że kiedyś nie udało im się zafakturować piasku. Belize to zasób, zasób dla polskiej racji stanu. Nasza polska odpowiedź na Guantanamo, pozwalająca na bezpośrednią kontrolę nad Morzem Karaibskim, Kanałem Panamskim oraz wymierzeniu kilku głowic z zasłużonych polskich Rosomaków w kierunku Florydy.
Wszystko po to, by Trumpowi przypadkiem nie przyszło do głowy płynąć Sowietom z pomocą.
No i jest wreszcie San Escobar
Witold Waszczykowski, mąż stanu. Węgry, Belize i San Escobar, jego wielka geopolityczna koncepcja.
Jeszcze 10. stycznia - czasu polskiego - o poranku nikt nie uznawał międzynarodowej podmiotowości San Escobar. Dziś jest już niepodległym bytem polityczny. Szef naszego MSZ ma w sercu Escobarian szczególne miejsce, trochę na kształt Woodrowa Wilsona w Polsce. Nie zdziwcie się zatem, że najpiękniejsza ze stacji metra na San Escobar, ta przy Rondzie Waszczykowskiego, nosi właśnie swoją nazwę od mieszczącego się nieopodal Placu Waszczykowskiego.
Czemu San Escobar? To stosunkowo niewielka wyspa zamieszkana przez dość mądrych ludzi, nawet pomimo tego, że mają wiecznie zalane metro. To tylko świadczy o ułańskiej, prawdziwie polskiej duszy Escobarian. Zbudowali sobie metro, którego nie potrzebują, by jedną ze stacji nazwać na cześć naszego Sun Tzu spraw zagranicznych. Ustrój konstytucyjny jest zbliżony do tego w Polsce. No niby jest jakiś tam prezydent, jest nawet pani premier, ale poza politologami mało kto wie jak się w ogóle nazywają, ponieważ pieczę nad sprawnością procesów w państwie sprawuje...
Prezes kraju - El Presidente
Ktoś mógłby powiedzieć, że San Escobar to jakaś bananowa republika, ale to nieprawda. El Presidente władzę absolutną sprawuje z woli suwerena, a poza tym na całej wyspie nie widziałem śladu bananów. W istocie gospodarka państwa opiera się niemal wyłącznie na budowaniu niepotrzebnych budowli ku uciesze i dumie młodego narodu.
Drugi z filarów stanowi produkcja oraz redystrybucja białego, nieznanego mi bliżej proszku, który jest obklejany foliami, taśmą klejącą, a następnie ładowany na pokłady samolotów.
Pomimo przeprowadzenia blogerskiego śledztwa (wpisałem w Google), nie jestem w stanie określić z jaką dokładnie substancją mamy do czynienia. Niektórzy mieszkańcy mówili, że to cukier puder. Inni, że mąka, ktoś jeszcze - podejrzanie nerwowo - tłumaczył mi, że to sól. Jakoś mi te sprzeczne zeznania nie grały, wreszcie przegoniło mnie wojsko wykrzykując żebym nie zadawał pytań, na które nie chcę poznać odpowiedzi. Już byłem skłonny pomyśleć, że "Escobar" w nazwie to nie tylko dzieło przypadku, gdy ostatecznie sprawę wyjaśnił mi na specjalnej audiencji prasowej El Presidente, wskazując, że...
podejrzany biały proszek, na którym opiera się gospodarka całego państwa, to... Pollena 2000 symbolizująca przywiązanie Escobarian do naszego kraju
Musicie widzieć, że Polska jest na San Escobar uwielbiana, mieszkańcy wyspy są w nas zapatrzeni. Uznanie niepodległości kraju przez Ministra Waszczykowskiego wzbudziło mieszane reakcje na arenie międzynarodowej. Finansowane przez Georga Sorosa media kpiły z przedstawiciela polskiego MSZ-u w zagranicznej prasie. Ale nie można było zignorować głosów uwielbienia i poparcia dla ich sprawy masowo płynących w kolejnych dniach znad Wisły w imieniu samych obywateli Rzeczypospolitej.
Polityka polityką, a bratnie narody bratnimi narodami. To były tweety, posty na Facebooku, wpisy w portalach internetowych, kubki, koszulki, breloczki, specjalne wydania Szkła Kontaktowego. Internauci nie mieli takiego wpływu na politykę międzynarodową od czasu, gdy wyrazami oburzonych hashtagów raz na zawsze w 2016 roku rozwiązali problem globalnego terroryzmu.
San Escobar - nie dla turystów
Jak dotrzeć na San Escobar? No właśnie, tutaj jest problem. Ponoć - jak twierdzi El Presidente - receptura na Pollenę 2000 nie została pozyskana do końca legalnie. Prawnicy Escobarian jeszcze analizują tę sprawę, dlatego nie mogą się tutaj dostać zwykli turyści, którzy "mogliby zaszkodzić interesom".
Dokładne położenie San Escobar zna wyłącznie minister Waszczykowski oraz jego zaufani współpracownicy transportujący na wyspę dziennikarzy, którzy wcześniej - podobnie jak i ja - podpisali lojalkę zobowiązującą się do przedstawienia sukcesu polskiej dyplomacji we właściwym świetle. Co niniejszym czynię, zupełnie szczerze i z potrzeby serca, choć pewien niepokój wzbudził we mnie widok, gdy dziś rano wynoszono z hotelu Kamila Sikorę, który ponoć przedawkował Pollenę 2000. Nic z tego nie rozumiem, jak można przedawkować proszek do prania? Pewnie znowu załączył mu się jakiś antyrządowy berserker i go uciszyli...
Nie działa tutaj GPS, za co El Presidente uwielbiają wszyscy taksówkarze - pokonał Ubera zanim zaczął być jeszcze realnym problemem. Nie działają tutaj także i inne urządzenia, a te, które się chociażby włączają - dostają szajby. San Escobar mieści się bowiem gdzieś w obrębie Trójkąta Bermudzkiego i nie ma go na żadnej mapie.
Ale istnieje, zaświadczam, widzę je z okien mojego hotelowego pokoju na własne oczy.
San Escobar ma jeszcze jeden atut, który jasno tłumaczy przebiegły plan Ministra Waszczykowskiego, rozwiązuje tajemnicę odważnej geopolitycznej gry oraz zamyka buzię wszystkim nienawistnikom. Otóż w tej geograficznej anomalii Trójkąta Bermudzkiego czas płynie inaczej, niż na całym świecie - dwa tygodnie szybciej.
14 dni ekskluzywnej przewagi nad rywalami, którzy nie rozumieją i nie doceniają suwerennej podmiotowości politycznej naszego sojusznika. 14 dni na uprzedzające manewry wojsk, 14 dni na przewidywanie kursów walut, akcji i obligacji, 14 dni na monitorowanie opinii publicznej z wyprzedzeniem i unikanie marudzenia opozycji.
"Niech Pani Merkel skupi się lepiej na problemach niemieckiego górnictwa" będzie przewidywał Minister Waszczykowski na 5 dni, zanim tamtejsi górnicy ruszą na barykady. "Nie warto brać kredytu we Frankach" będzie strofował Minister Waszczykowski na kilka dni przed kolejnym skokiem kursu franka.
"Niech pan Erdogan skupi się może lepiej na wtorkowym puczu, zamiast wtrącać się w sprawy polskiej demokracji" - zadziwi w kolejnej z trafionych prognoz Witold Waszczykowski, a po tym wszystkim nikt nie będzie się już nigdy więcej z niego śmiał.