Dlaczego filmy z Indii są takie... dziwne i śmieszne?
Hinduskie filmy są przeurocze, choć często nie mają sensu. Na szczęście cena za jeden seans w Indiach to tylko kilka złotych.
Bohater, którego nie imają się kule. Złowieszczy charakter, który kopniakiem wyrzuca samochody w powietrze. Uciekinier, który na piechotę wyprzedza samochody. I wiele, wiele innych postaci żywcem wyjętych z hinduskiego kina. Dlaczego akurat w Indiach powstają tak „fantastyczne postaci”, które rozśmieszają, zamiast wywoływać podziw?
1. Indie są ogromne
To pierwszy tekst jaki usłyszysz pytając Hindusa o jego kraj. Indie podzielone są na 29 stanów, z których każdy ma swój oficjalny język. Językiem urzędowym całego państwa jest hindi, ale np. w Kalkucie używa się Bengali, a w Kerali Malayalam.
Wpływa to również na przemysł kinowy, którego Bollywood zlokalizowane w pobliżu Mumbaju jest tylko jednym elementem. Praktycznie każdy stan ma swój własny ośrodek kinowy, którego efekty mają swoje własne cechy szczególne.
„Śmieszne filmy” pochodzą przeważnie z pięciu południowych ośrodków przemysłowych Tamilu (Chennai), Telugu (Hyderabad), Kannady (Bengaluru), Malayalam (Kochi) i Tulu (Mangalore).
2. Hindusi nie są jacyś dziwni, czyli klient nasz Pan
Wielu ludziom, którym pokazywałem gify z tego wpisu wydawało się, że ludzie chodzący na takie filmy są dziwni, bo śmieszą ich tak bezsensowne sceny i fabuły (a co z polskimi komediami romantycznymi?). Tymczasem Hindusi są doskonale świadomi kiczu, jaki jest im serwowany z ekranu, ale po prostu go lubią.
Przez kilka lat mieszkałem w jednym akademiku w Hindusami, którzy jak ja studiowali na SGH. Ich wytłumaczenie dla fenomenu południowoindyjskiego kina jest proste.
Co trzeci Hindus żyje poniżej granicy ubóstwa, czyli dziennie może wydać na życie mniej niż 1,9 dol. Bilet na przeciętny pokaz kosztuje zaś ok. 1 dol. Okazyjne wyjście do kina jest dla wielu Hindusów ucieczką od trudnej codzienności, w której muszą się mierzyć z przeciwnościami losu ponad ich siły.
Przeludnione, szare, betonowe miasta, szkodliwa dla zdrowia praca, brak ciepłych posiłków czy mieszkanie w slumsach – w Indiach te problemy dotyczą milionów ludzi. W tym kraju mieszka najwięcej ludzi znajdujących się w ekstremalnym ubóstwie.
Na pewno kino jest dla nich luksusem, na który mogą sobie pozwolić od święta. Wówczas mogą utożsamić się z niezwyciężonym bohaterem, czując nieco ulgi w swojej egzystencji i nabrać motywacji do walki o lepsze jutro.
3. Masala to nie wszystko
Masala to hinduska mieszanina ziół i przypraw, którą dodaje się do wielu potraw. Jej odpowiednik funkcjonuje także w kinie. Filmowa masala to mieszanina gatunków.
W jednym filmie mamy dramat, komedię, romans, akcję, western i musical, które płynnie między sobą przechodzą. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że zaraz po udanym pościgu bohater wkracza w trudną choreograficzną sekwencję taneczną wraz w lip-syncowanym śpiewem na ustach.
4. Potężny przemysł
Hinduski przemysł filmowy jest największym, jeśli chodzi o liczbę produkowanych filmów rocznie (ok. 1,5 tys.) i czwartym pod względem przychodów – za Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Japonią.
Hindusi sprzedają rocznie 2,6 mld biletów, czyli 17 razy więcej niż Japończycy. Podobna jest też różnica w cenie biletu na jeden pokaz.
Prawie połowę zysków zgarnia Bollywood, a 1/3 wspólnie przemysły Telugu i Tamilu. Największym hitem kasowym jest Chennai Express, który zamknął box office z przychodami 65 mln dol. Ta suma z pewno nie zrobi wrażenia na Amerykanach, ale na Polakach już powinna. Nasz największy hit sprzed 17 lat – Ogniem i Mieczem, zgarnął w sumie 26,3 mln dol.
Według Forbesa, gwiazda hinduskiego kina Shah Rukh Khan ("Chennai Express", "Czasem Słońce czasem deszcz") jest drugim najbogatszym aktorem na świecie po Jerry’m Seinfeldzie, a przed Tomem Cruisem. Jego fortuna jest wyceniana na 600 mln dol.
5. Przepiękne kina
Będąc w Jaipurze odwiedziłem najsłynniejsze hinduskie kino - Raj Mandir z 1976 roku, które z zewnątrz prezentuje się tak:
A wewnątrz tak:
Bilet kosztował mnie 6 zł:
W Koczi trafiłem nawet na plan filmowy: