Tesla zrobiła to znowu. Konkurencja może tylko przyglądać się z zazdrością
I wszystko już jasne. Tesla, pomimo tego, że Elon Musk pozornie zdradził wcześniej, co zostanie pokazane na konferencji, zdołała zaskoczyć niemal wszystkich. I znów jest o krok przed konkurencją.
Co tym razem zrobiła Tesla?
Napiszmy to wprost: pozamiatała. Podczas gdy inni producenci słono każą sobie płacić za większość systemów wspomagania i częściowej automatyzacji jazdy, Tesla od dziś traktuje cały osprzęt i oprogramowanie Autopilota jako wyposażenie standardowe.
Tak, Model S, X i nawet tani Model 3 będą miały Autopilota w standardzie.
W skład nowego, standardowego zestawu wchodzi osiem (!) kamer, będących w stanie monitorować obszar do 250 m od samochodu w każdym kierunku. Do tego dochodzi jeszcze dwanaście czujników (o dwukrotnie większym niż do tej pory zasięgu) umieszczonych dookoła samochodu i ulokowany z przodu radar. Jak widać na tytułowym obrazku, całe otoczenie każdej z Tesli będzie teraz monitorowane przez co najmniej jeden, a przeważnie i więcej czujników.
Zmienia się także to, co dla użytkownika będzie niewidoczne, ale z pewnością odczuwalne. Nowy system będzie obsługiwany przez nowy komputer pokładowy, które moc ma być 40 razy większa niż dotychczas.
Co ciekawe, nowy Autopilot na początku będzie... gorszy niż stary.
Nowy system i nowy osprzęt mają wymagać, jak podaje Tesla, dodatkowej kalibracji na bazie danych zarejestrowanych podczas prawdziwego, codziennego użytkowania. Do tego celu wykorzystana zostanie sieć, na którą składają się... wszystkie Tesle wyposażone w nowe podzespoły i zbierające dane podczas jazdy po drogach.
Zanim jednak zebranych i przetworzonych zostanie wystarczająco dużo informacji, część funkcji nowego Autopilota będzie wyłączona. Przykładowo nie będzie dostępne automatyczne hamowanie awaryjne, ostrzeżenie przed kolizją, utrzymanie w pasie ruchu czy adaptacyjny tempomat.
To jednak nie powinno być większym problemem - w końcu Tesla może w każdej chwili odblokować poszczególne moduły za pomocą bezprzewodowej aktualizacji. Chyba że kalibracja będzie się przeciągać i przeciągać - wtedy zapewne pojawią się narzekania.
Dlaczego to wszystko takie istotne?
Z dwóch powodów. Po pierwsze Tesla zyska jeszcze większą flotę samochodów zbierających dane o całym świecie, uczących się i poprawiających wydajność całego systemu. Miliony kolejnych kilometrów przejechanych na Autopilocie (i bez niego, ale z aktywnymi systemami) będą teraz nakręcały się na licznik jeszcze szybciej. A więcej danych, szczególnie z takiej właśnie codziennej jazdy, to masa bezcennych informacji dla firmy. I kolejna potencjalna przewaga nad konkurencją.
Aktualizacja: Osprzęt Autopilota oferowany jest w standardzie, ale aby z niego skorzystać trzeba zapłacić 5 tys. dol (6 tys., jeśli zdecydujemy się na to już po dostarczeniu auta). Opłata za pełną autonomię wynosi natomiast dodatkowe 3 tys.
Do tego Tesla znów pokazała wielkim producentom z branży motoryzacyjnej, że da się to zrobić inaczej. Nie tak dawno temu Volvo zapowiedziało, że kiedy wprowadzone do samochodów zostaną tryby w pełni autonomicznej jazdy, będzie to wyposażenie opcjonalne, kosztujące około 10 tys. dol. Czyli znów - zapewne tylko w najdroższych samochodach, tylko w najwyższych wersjach wyposażenia i jeszcze do tego za słoną dopłatą do i tak wysokiej kwoty bazowej. I oczywiście w pakiecie, który w sumie kosztuje pewnie kilka razy tyle, ile pojedyncza opcja.
A zanim wszystkie te nowości potanieją i trafią też do tańszych samochodów, miną kolejne lata. W tym samym czasie taka Tesla Model 3 za 35 tys. dol. będzie to samo (a może i więcej) oferować już od jakiegoś czasu.
Cóż, chyba więc czas jeszcze raz przemyśleć, czy to na pewno dobre rozwiązanie.