Duke Nukem niczym Sean Connery, starzeje się wyłącznie korzystnie – recenzja Spider’s Web
Duke Nukem doczekał się raptem jednej dobrej gry i całej masy beznadziejnych. Jednak ta jedna była na tyle znakomita, że stała się częścią popkultury. A teraz wraca na sprzęt nowej generacji. Czy warto się schylać po tego starocia?
Duke Nukem 3D wykreował pojęcie „first person shooter”. Nie, nie Doom. Doom był pierwszą grą z tego gatunku realizującą wszystkie jego założenia. I zrobił to na tyle dobrze, że wszystkie kolejne gry były nazywane „klonami Dooma”. Nie żadne strzelanki, shootery. Klony Dooma. Jednak gdy pojawił się Duke Nukem 3D, nikt nie śmiał go tak już nazwać. Był aż tak dobry.
Po prawdzie, nikt się tego nie spodziewał. Poprzednie części serii Duke Nukem to marne platformówki. Jednak gdy pojawił się Duke, nic nie było już takie samo. Gigantyczne (jak na tamte czasy) poziomy z wieloma sposobami na osiągnięcie celu. Niesłychana „interaktywność” świata, pozwalająca na zabawę prawie każdym obiektem a nawet na burzenie niektórych ścian ładunkami wybuchowymi. Akcja, tempo, świetnie zaprojektowana przygoda, kapitalne bronie i jedyni w swoim rodzaju przeciwnicy.
No i główny bohater. Nie żaden bezimienny strzelec, a karykatura męskości z krwi i kości, rzucająca niewybrednymi żartami na prawo i lewo. Jaka postać, taka gra. A więc zupełnie nie traktująca siebie poważnie, ociekająca groteskową przemocą i seksizmem (ach te złote czasy, gdy poprawność polityczna w grach nie była obowiązkowa…). I bardzo miodny tryb deathmatch.
Niestety, na tej jednej grze legenda Duke’a się kończy. Kolejne gry z serii były bardzo kiepskie, a tworzony przez ponad dekadę shooter Duke Nukem Forever okazał się katastrofą. Wydawnictwo Gearbox postanowiło nam jednak przypomnieć legendę i wydało na Xboxa One, PlayStation 4 i komputery PC… stareńkiego Duke’a Nukema 3D.
Hail to the king, baby!
Duke Nukem 3D: 20th Anniversary World Tour (bo taka jest pełna nazwa tej edycji) to żaden remaster. Stawianie tej gry obok takiego Halo: The Master Chief Collection to pomyłka. Silnik gry został praktycznie niezmieniony (choć pojawiły się pewne nowinki, o czym za chwilę). Całość właściwie sprowadza się przede wszystkim do zapewnienia zgodności z nowoczesnymi konsolami i komputerami.
Na tym jednak nie koniec. Gearbox zadbało, aby osoby pamiętające oryginalną grę miały po co do niej wracać. Poprosili twórców poziomów oryginalnej gry o stworzenia całego nowego epizodu, na który składa się osiem nowych poziomów. Poproszono też DJ-a, który nagrywał odzywki Duke’a, by nagrał je ponownie w wyższej jakości. A po włączeniu dodatkowej opcji w grze, poziomy wypełniają się „chmurkami”, które aktywują komentarz deweloperów opowiadających przeróżne ciekawostki na temat historii jej powstawania i jak powstawał dany element gry, obok którego ów komentarz uruchomiliśmy. A ciekawostek nie brakuje. W tym takich dla prawdziwych nerdów, czyli „umieściliśmy ten obiekt tu dlatego, by zwolnić kilka kilobajtów pamięci, których brakowało w buforze ramki”.
Sam silnik gry i wspomniane wcześniej nowinki to kosmetyka, choć przyjemna (a którą puryści mogą wyłączyć). Dodano do niego obsługę kolorowych źródeł światła oraz poprawiono renderowanie obrazu w momencie, w którym patrzymy się w górę bądź w dół. Duke Nukem 3D, wbrew nazwie, nie generował trójwymiarowego świata, oszukując nas wieloma sztuczkami i iluzjami, które kiepsko wyglądały „pod kątem”, gdy spoglądaliśmy wzwyż. To zostało poprawione. I właściwie tylko to.
Nie za mało? Opłaca się grać w tego starocia?
Osoby, które znają Duke Nukem 3D, wiedzą czego się spodziewać. A nasi młodsi Czytelnicy? Cóż, na pewno odrzucić was może pikseloza. Faktury ścian i bitmapy reprezentujące postacie, obiekty i przeciwników są, jak na dzisiejsze standardy, w bardzo niskiej rozdzielczości, a brak filtrowania i wygładzania nie pomaga. Całość się jednak zaskakująco dobrze broni. Nowe Call of Duty to nie jest, ale gra w żadnym razie nie jest brzydka. Staroć, jak najbardziej, więc niczym nas nie zachwyci. Ale w oczy też niespecjalnie szczypie.
Sama gra pozostała właściwie nietknięta. I zupełnie się nie zestarzała, bo właściwie, to co miało się zestarzeć? Układ poziomów? Sprawdza się świetnie do dziś. System strzelania? Wskażcie mi drugiego shootera, w którym strzelba jest równie satysfakcjonująca. Poziom trudności, dynamika? Jak najbardziej. Do tego masa sekretnych lokacji i dodatków, których próżno szukać w nowoczesnych, „kinowych” shooterach.
Duke Nukem 3D: 20th Anniversary World Tour to piękne przeprosiny po jednym z największych rozczarowań w historii gier wideo, jakim był Duke Nukem Forever. Nowy epizod jest równie fajny, co te oryginalne (i w żadnym razie „liniowo-filmowy”, jak w nowoczesnych shooterach), choć końcowy boss to wielkie rozczarowanie (nie chcę „spoilować” wyjaśnieniem dlaczego).
To nadal, niezmiennie, świetna gra. Nie przetestowałem, z braku czasu, trybu multiplayer. Nie sprawdziłem też edytora poziomów (grałem na Xbox One, a ten jest dostępny wyłącznie na PC). Kampania dla pojedynczego gracza to nadal kupa frajdy. I to nie tylko z uwagi na sentymenty. Zdecydowanie, warto kupić. Zwłaszcza, że gra jest tania.