„Świat nie potrzebuje kolejnego producenta telefonów”
Rzesza chińskich producentów, którzy z przebojem wchodzą na rynek widząc powyższe słowa puka się w czoło z niedowierzaniem. Michael Dell może mieć jednak sporo racji.
Miałem przyjemność uczestniczenia w kameralnym spotkaniu prasowym z Michaelem Dellem, szefem firmy nazwanej od jego nazwiska. Udało nam się (w sensie mi i innym pismakom) porozmawiać z prezesem na wiele tematów. To co jednak mnie zaciekawiło, to jego pogląd na tak zwaną erę post-PC. Dell ma wiele wspólnego z rynkiem mobilnym, ale jeśli chodzi o oferowanie własnych telefonów… cóż, było fatalnie, a teraz wspomniana oferta właściwie już nie istnieje.
Bo jakby ktoś już nie pamiętał, to Dell jak najbardziej oferował swego czasu telefony komórkowe. Zarówno z Androidem, jak i z Windowsem. Pamiętacie serie Streak albo Venue? Miałem w ręku całe dwa modele i były to bardzo przyzwoite urządzenia. Nie zdobyły jednak żadnej popularności i nie licząc kilku korporacyjnych klientów, to właściwie nikt ich nie kupował.
Zapytany o to Dell parsknął śmiechem.
Ten śmiech – jestem przekonany – maskował pewną porażkę. Nikt przecież by się nie obraził na dodatkowe setki milionów dolarów z tytułów ich sprzedaży, a już z całą pewnością nie Dell. Milioner uzasadnił jednak swoją wesołość.
„Telefon to tylko kolejny terminal internetowy”
- Nie wydaje mi się, by świat potrzebował kolejnego producenta telefonów – stwierdził Dell, przypominając sobie o porażce swojej firmy… ale właściwie, to nie tylko swojej. Co rusz słyszymy o kolejnych próbach wbicia się na rynek nowego gracza. Czy to mała firma z ogromnym potencjałem, jaką jest Jolla, czy też gigant jakim jest Microsoft. Wydaje się, że rynek właściwie jest już podzielony, a główni gracze głęboko w nim okopani. Nikomu, ale to nikomu nie udaje się zmienić aktualnego status quo. Wyjątkiem są chińscy producenci, ale ci nieco… hm, oszukują, zyskując dofinansowania od rządu i budując kapitał na chińskim rynku, na którym nie ograniczają ich takie błahostki, jak własność intelektualna czy patenty.
- Telefon to tylko kolejny węzeł w sieci składającej się z miliardów węzłów. To tylko końcówka tego, co jest przetwarzane w centrum danych. Każda aplikacja na telefonie to program do odbierania tych danych. Każdy nowy telefon oznacza, że pojawia się też w sieci nowy serwer – stwierdził Dell, przenosząc moją i reszty dziennikarzy uwagę na siłę Della, jaką są jego rozwiązania infrastrukturalne.
Nie śmiem kwestionować wizji człowieka, który zbudował jedną z najpotężniejszych firm IT na świecie, która na dodatek – ewenement na rynku – jest firmą prywatną. Wydaje mi się jednak, że potrafię rozróżnić dowcipne uniknięcie kłopotliwego tematu od prawdy objawionej, a tak interpretuję powyższe.
Trudno jednak nie zgodzić się z kolejnym stwierdzeniem Della na temat rzekomej agonii rynku PC. – Tablety miały zastąpić komputery osobiste. I co? I guzik. To się nie wydarzyło – stwierdził. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, bo wielu pracownikom (a tym bardziej konsumentom) tablet w zupełności wystarczy, a niektórym nawet sam telefon. Jednak gdy musimy tak na poważnie zacząć pracować, to urządzenie z klawiaturą i „dużym” systemem operacyjnym, takim jak Windows, macOS czy Ubuntu, staje się właściwie niezbędne.
Dell nie zamierza wracać do walki na rynku telefonów komórkowych, to pewne. A czy faktycznie świat nie potrzebuje kolejnego producenta tego typu urządzeń? Chciałoby się rzec: „bzdura”. Tyle że od wielu lat nikomu nowemu, nie licząc Chińczyków, nie udaje się na tym rynku zaistnieć. Nie jestem pewien czy przyznać Dellowi rację. Jednak jego decyzja na skupieniu się na komputerach osobistych wydaje się bardzo rozsądną.