Przepychanki Apple Music i Spotify pokazują tylko tyle, że rynek wymaga zmiany
Spotify jest liderem na rynku streamingu muzyki, ale może czuć się zagrożone powstałym zaledwie rok temu Apple Music. Skandynawski serwis na różne sposoby próbuje zniechęcić artystów, by nie podpisywali z Apple umów na wyłączność. Niestety podobno kijem, nie marchewką.
Rynek streamingu muzyki niesamowicie się rozrósł. Co prawda nie ma w nim jeszcze ogromnych pieniędzy, a artyści dawno wyzbyli się nadziei na złote góry z tego modelu biznesowego, ale z perspektywy odbiorców Spotify i spółka to bardzo wygodne rozwiązanie - nawet wygodniejsze niż piractwo.
Na rynku streamingu mamy klęskę urodzaju.
Powstało mnóstwo serwisów, które oferują dostęp do milionów utworów muzycznych w ramach abonamentu, a ich twórcy starają się pozyskać jak największą liczbę artystów na wyłączność. Szkoda tylko, że usługodawcy walczą ze sobą coraz zacieklej, a ofiarą padają użytkownicy i sami artyści.
Podpisywanie umów z artystami na wyłączność to jeden ze sposobów na to, by serwis się wyróżnił. Problem w tym, że klienci nie będą płacić kilku abonamentów. Mało kto może sobie pozwolić i w ogóle chce mieć kilka aplikacji do słuchania muzyki. Oznacza to, że musimy wybierać, jak bardzo… ograniczymy sobie bazę.
Wybór nie tylko pomiędzy Metallicą i Taylor Swift.
Każdy twórca streamingu chce się pochwalić tym, że to u niego znajdują się dyskografie największych gwiazd. Miliony mniej gorących utworów można znaleźć w każdej bazie - czy to Spotify, Apple Music, Tidal, Deezer, Google Play Music czy coś jeszcze bardziej niszowego - ale różnice są i to istotne.
Swoje za uszami mają wszyscy dostawcy usług tego typu. Nie inaczej jest w przypadku Apple’a, gdzie w ramach Apple Music niektórzy artyści umieszczają swoje treści na wyłączność - nawet nie nowe płyty, ale jakieś malutkie dema. Nie spodobało się to liderowi rynku, który postanowił z tym walczyć.
Czy Spotify postanowiło przebić ofertę Apple’a i zaproponować artystom lepsze warunki?
Jak podaje iMore powołując się na Bloomberga twórcy Spotify postanowili… ukarać artystów, którzy umieszczają w Apple Music lub np. w Tidalu ekskluzywne treści. Taką karą ma być obniżanie pozycji ich utworów w wyszukiwarce i utrudnienie użytkownikom znalezienie piosenek takiego krnąbrnego wykonawcy.
Spotify odcina się od tych zarzutów, chociaż źródła Bloomberga donoszą, że proceder trwa od roku. Jeśli to prawda, to naprawdę kiepski ruch, ale mam nadzieję, że doprowadzi przynajmniej do jednego: artyści przestaną godzić się na ekskluzywność da danej platformy, a nowe utwory będą trafiać wszędzie.
Mam też nadzieję, że rynek się trochę rozluźni.
Streaming nadal nie zarabia, a chętnych do podziału tortu jest wielu. Zbyt duża liczba serwisów streamingowych sprawia też chociażby to, że nie mam jak budować wspólnych playlist ze znajomymi - bo jak, skoro sam korzystam z Apple Music, a pozostali bliscy znajomi z Tidala, Spotify i Google Play Music?
Dzięki wielu różnych dostawcom treści w teorii każdy może dobrać usługę do swoich potrzeb, ale nie oszukujmy się - czasem mniej znaczy więcej. Jeśli mielibyśmy dwóch mocnych graczy i potem długo nic, to rynek jakoś by się unormował - tak jak w przypadku mobilnych systemów operacyjnych lub konsol do gier.
Na to się niestety nie zanosi.
Obecnie mamy sytuację, w której nie dość, że każdy z paczki znajomych może wylądować w innym streamingu, to artyści decydując się na ekskluzywne wydanie w zaledwie jednym z nich odcinają dostęp do swojej twórczości znacznej grupie odbiorców z innych serwisów.
Na to, by pomniejsi gracze się wykruszyli, na razie się nie zapowiada. Mam jednak nadzieję, że same plotki o tym, że Spotify odcina artystów od publiki - nawet niezależnie od tego, czy te doniesienia są prawdziwe, czy nie - sprawią, że twórcy odejdą od podpisywania umów na wyłączność.