Polski Uber dla przesyłek wie, co DHL i UPS robią źle. I chce to naprawić
W Squabie będą trzy typy kurierów: piesi, rowerowi i samochodowi, którzy w obrębie kilku polskich miast dostarczą przesyłkę bezpośrednio od nadawcy do odbiorcy. Czy DHL albo Uber Rush mają się czego bać?
Polski rynek przesyłek zdominowały światowe korporacje takie jak DHL czy UPS. Trójka rodzimych przedsiębiorców dostrzega jednak znaczne wady w modelu działania tych firm - przesyłki czasem przychodzą spóźnione, proces zamawiania jest skomplikowany, a niekiedy paczka przybywa uszkodzona. Chcą te spostrzeżenia wykorzystać, aby zabrać gigantom kawałek tortu.
Squab działa następująco: na komputerze czy smartfonie wybieramy miejsce odbioru i punkt docelowy, a po ok. 15 min przybywa kurier i zabiera paczkę prosto do celu, z pominięciem magazynu.
Squab nie jest jednak pierwszym na rynku, na którym coraz odważniej zaczyna poczynać sobie Uber z usługą Rush. Dzięki ogromnej bazie użytkowników jego ekspansja na pole przewozu towarów może być bułką z masłem. Już teraz Rush działa w kilku miastach USA.
Squab ma także polskiego konkurenta - firmę Let's Deliver, założoną przez Anisha Sarafa - Hindusa mieszkającego w Trójmieście.
Usługa jeszcze nie jest dostępna - wystartować ma za 9 tygodni, kiedy to do aplikacji zaproszeni zostaną pierwsi testerzy w Krakowie, a potem również w Katowicach i Warszawie. Squab rozpocznie rekrutację kurierów 1 sierpnia.
A ile zapłacimy za takie usługi? Na to i inne moje pytania odpowiada Damian Węgrzyn.
Karol Kopańko, Spider's Web: Rzeczywiście z DHL-em czy UPS-em jest tak źle? Dlaczego zdecydowaliście się stworzyć Squaba?
Damian Węgrzyn, Squab: Przeważyły negatywne odczucia - często kurierzy przyjeżdżali spóźnieni, awizowali tylko przesyłki lub dzwonili że będą o 9 zamiast o 17. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu widział, jak paczka wypada z wozu dostawczego kuriera. Właściwie użeranie się z kurierami, to był jeden z głównych powodów, dla którego postanowiliśmy stworzyć Squaba.
Jak przedstawiają się koszty takiej usługi?
Kończymy prowadzić obliczenia i badania dotyczące cen usług na rynku. Nie chciałbym w tym momencie podać kwoty np. 13 zł, gdyż może się okazać, że będzie ona wyższa/niższa o parę groszy. Na pewno nie będziemy chcieli robić narzutu większego niż kilka procent. Dla nas najważniejszym nie jest, żeby zarobić na tej aplikacji, najważniejszym jest by rynek usług kurierskich w końcu zaczął się zmieniać.
Jednak nawet w Polsce jest już konkurencja na polu przesyłek z punktu A do punktu B.
Nic bardziej nie rozwija rynku jak konkurencja. Oczywiście zdrowa konkurencja, a nie bezpardonowe pchanie się po trupach. Uważam, że w Polsce jest na tyle chętnych osób, że miejsca starczy jeszcze dla kilku graczy.
Jesteście dość małym startupem - trzy osoby prawda?
Tak. Jeden z nas, stara się pozyskiwać inwestorów oraz odpowiada za reklamę. Inny zaś poza programowaniem, zajmuje się researchem i prowadzeniem badań focusowych. Najtrudniej było zacząć. Potem już idzie z górki. Warto dodać, że Squab jest dla nas zajęciem pozaetatowym, tak więc dopiero po godzinach pracy, jesteśmy wstanie zejść do piwnicy i zacząć pracować. Już nawet nie warto wspominać o żonach czy partnerkach. Na szczęście mają gołębie serca.
"Gołębie serca" - to partnerki wymyśliły wam nazwę?
Z nazwą wiąże się śmieszna historia. W niepełnym gronie, to znaczy trzech osób, staraliśmy się przez kilka godzin wymyślić nazwę. Niestety nic dobrego nie wymyśliliśmy. Tymczasem jeden z programistów, znajdował się w Hiszpanii na urlopie i chodząc po ruinach zobaczył kilka gołębi, które starają się coś otworzyć. Tym czymś była mała paczka. Kiedy opowiedział nam o tym, to zaczęliśmy przeglądać Internet w celu znalezienia angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, włoskiego itp. Odpowiednika słowa gołąb. Na jednej ze stron, znaleźliśmy określenie Squab (młody gołąb). Następnie zaczęliśmy googlować wyżej wymienione słowo i poza kilkoma przepisami na młode gołębie, nie znaleźliśmy żadnej firmy/aplikacji, która już wykorzystywałaby tę nazwę.