I co z tego, że możemy żyć w symulacji?
Wiele osób ekscytuje się Elonem Muskiem, na konferencji Code odpowiadającym na pytanie, czy żyjemy w symulacji. Musk w niezręczny sposób liznął temat. Za przykład podał gry komputerowe i powiedział, że to, iż nie żyjemy w symulacji jest jedną szansą na miliard. Jednak poruszył też ważny temat: rozwój technologii jest tak szybki, że nie możemy zakładać, że w przyszłości symulacje tworzące Wszechświat będą niemożliwe.
Musk wielkim żyjącym umysłem jest, ale zostawmy go, bo nie wgłębił się w temat. A temat jest potężny: sam pomysł, że rzeczywistość nie jest prawdziwa, sięga już starożytnej Grecji i Platona. Jednak dopiero z rozwojem komputerów i fizyki zaczęliśmy teoretyzować na poważnie, rozważając coraz bardziej prawdopodobne możliwości tego, że możemy być tylko symulacją.
To stety lub niestety możliwe. Jeśli znacie angielski polecam genialną tegoroczną debatę imienia Asimova, prowadzoną przez astrofizyka Neila deGrasse Tysona. Dotyczy ona właśnie tego i gryzie temat w sposób bardziej naukowy.
Życie, ale także i Wszechświat, jako symulacja to wciąż tak nieznany temat, że możemy tylko teoretyzować. Być może nasza symulacja jest wytworem ludzkości, która jest już tak zaawansowana technologicznie, że potrafi stworzyć komputery lub jakieś sztuczne środowisko, by zasymulować ludzkość z przeszłości. Być może żyjemy w Matriksie prowadzonym przez maszyny.
Być może nasz Wszechświat jest wytworem symulacji jakiejś innej rasy, innej cywilizacji. Być może jesteśmy symulacją powstałą we wszechświecie, który też jest symulacją.
Jednak być może ktoś stworzył symulację czegoś innego i my, ludzie, jesteśmy tylko produktem ubocznym. Być może nasz Wszechświat jest tylko jednym ze wszechświatów w większej symulacji i nasza koncepcja multiversum jest prawdziwa, tylko że inne wszechświaty są też wytworem symulacji.
Być może nigdy się tego nie dowiemy.
Na razie najlepszym sposobem na opisywanie fizycznej rzeczywistości jest rzeczywistość matematyczna. Tłumaczymy świat na podstawie liczb, opartych na matematyce praw fizycznych i wynikających z tego implikacji, i jeśli faktycznie jesteśmy symulacją, prawdopodobieństwo, że ci, którzy stworzyli naszą symulację mają inne - dla nas niezrozumiałe - prawa fizyki jest ogromne. Oznaczałoby to prawdopodobnie, że nie rozpoznalibyśmy wskazówek o tym, że nasza rzeczywistość nie jest do końca rzeczywista. Nawet jeśli byśmy je widzieli.
Istnieją też inne możliwości. Być może ten, kto stworzył naszą symulację wprowadził dane początkowe i pozwolił na samoistny rozwój symulacji, jednak istnieje możliwość, że może czynnie ingerować w swoją kreację i na przykład korygować drobne błędy.
Być może mamy stwórcę. Nie boga, bogów, ale jakieś laboratorium, czy dzieciaka siedzącego przed komputerem i bawiącego się programem z Internetu. Być może Bóg Stwórca - ale w pojęciu deistycznym - jest prawdziwy, tyle że nie jest żadną postacią nadprzyrodzoną. Bóg może być kimś, kto ustawił kilka parametrów i pozwolił obliczeniom wykonać resztę pracy.
Być może za 30 czy 500 lat - jeśli ludzkość przetrwa - będziemy mogli sami uruchamiać takie symulacje tworząc niezliczoną liczbę światów, choćby z ciekawości co by było, gdyby takie a nie inne prawo fizyki było nieco zmienione.
Naszym przekleństwem jest świadomość i to, że doszliśmy do momentu, gdy całkiem zasadnie możemy zastanawiać się nad możliwością czy faktycznie istniejemy. Intryguje a jednocześnie przeraża nas ta myśl. Przecież gdyby okazało się, że jesteśmy symulacją, zaczęlibyśmy kwestionować nasze własne istnienie, podstawy człowieczeństwa, być może stracilibyśmy i tak nieistniejący realnie sens życia.
Jednak często powtarzane są przez naukowców słowa o tym, że tak naprawdę to, czy jesteśmy symulacją czy nie, nie ma dla nas znaczenia, bo nie zmienia tego, że czujemy, mamy świadomość i żyjemy. A przynajmniej mamy wrażenie, że żyjemy.
Czy prawdziwi czy nie, wciąż musimy żyć dzień po dniu.