5 rzeczy, które od razu polubiłem w tym kompaktowym SUV-ie
Jest masa rzeczy, za które można lubić konkretne modele samochodów. Często są to drobnostki - rzeczy, o których nawet sam producent nie wspomina w katalogu. Czasem natomiast lubimy dane auto za coś, czego się w ogóle po nim nie spodziewaliśmy. W przypadku nowego Peugeot 2008, w grę wchodzą obydwie kwestie.
Nowy Peugeot 2008 wjeżdża właśnie na polski rynek w swojej nowej, bardziej uSUV-ionej formie. I moglibyśmy napisać i powiedzieć o nim sporo (co zresztą zrobimy w kolejnych materiałach), wspominając m.in. o drzemiącym pod maską, obsypanym nagrodami silniku, bardzo przyjemnym zawieszeniu, wygodnych fotelach czy fenomenalnym wręcz wyciszeniu wnętrza. Ale tym razem zrobimy to inaczej.
Tym razem wymienimy 5 rzeczy, którymi ten samochód kupił nas niemal natychmiast. Tak po prostu - bez patrzenia na ich kaliber.
Ten samochód jest praktyczny! Tyle się mówi o tym, że SUV-y, a zwłaszcza te kompaktowe, kupuje się tylko dla wyglądu. A w nowym Peugeot 2008 przestrzeni jest ogrom, także w bagażniku. Zaskoczenie!
Dajcie mi CarPlaya, a pokocham wasze auto. I Peugeot dał! Dziękuję bardzo! Dla posiadaczy smartfonów z Androidem - MirrorLink.
Można zrobić normalną dźwignię hamulca ręcznego. Można zrobić przycisk. A można zrobić kosmiczną łychę, która nie ma żadnego uzasadnienia, ale wygląda świetnie. Śmierć nudzie!
Błękitne podświetlenie dookoła zegarów można wyłączyć, ale... w życiu bym tego nie zrobił. Wygląda super. Koniec i kropka - bez dyskusji.
Parkowanie jest trudne? Na pewno nie w tym samochodzie. Na początku się bałem, ale potem wjeżdżanie na miejsce parkingowe i wyjeżdżanie z niego własnym autem bez tego systemu było takie... analogowe?
To oczywiście nie koniec - to tylko 5 pierwszych rzeczy, które przykuło naszą uwagę od razu po wejściu do 2008-ki, i które... da się pokazać na GIF-ach. A GIF-y to przecież potęga internetu.
Nie zmienia to jednak faktu, że nowy Peugeot 2008 dał mi sporo do myślenia. W tym m.in. podsunął pomysł, że może jednak lubię kompaktowe SUV-y...
Ale o tym (i o 2008) następnym razem.