Euro 2016 - dzień #11. Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale...
Wprawdzie mecz o honor (Ukrainy) dopiero przed nami, ale można odnieść wrażenie, że Polacy już wygrali te mistrzostwa. Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale...
Dziennikarzy już trochę ponosi. Dziś pozwolę sobie przytoczyć tylko wybrane wypowiedzi przedstawicieli prasy, które w ostatnich dniach, po remisie z Niemcami, przewinęły się przez polską telewizję, prasę i internet. Jakkolwiek cieszy mnie, że idzie nam znacznie lepiej niż w Niemczech, Austrii i Szwajcarii czy nawet Polsce i Ukrainie, to jednak pamiętajmy, że to tylko 4 punkty i jak na razie 1 strzelona bramka.
Wynik dobry, lecz wypowiedzi w mediach wskazywałyby momentami przynajmniej na podwójną manitę i chyba tylko piłkarze zdają się z tego grona najtwardziej stąpać po ziemi. Ale oczywiście wszyscy wskazują, że tym razem udało się uniknąć tradycyjnego pompowania balonika.
Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale dowiedzieliśmy się już między innymi, że wszyscy boją się Polski. Do ludzi związanych z kadrą oraz polskich dziennikarzy docierają sygnały, że w kolejnej rundzie nie chciałaby na nas trafić Szwajcaria, Francja, Hiszpania, a nawet Argentyna cieszy się, że nie gramy w Copa America.
Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale wszyscy już w Europie dowiedzieli się, że Niemcy po meczu mówili do naszych zawodników "do zobaczenia w finale". To w sumie przesympatyczna sprawa jak na reprezentację, na którą wciąż trochę zerkamy z perspektywy zniszczonej Warszawy (a trochę jednak Odsieczy Wiedeńskiej), ale głupio by było, gdyby się okazało, że każdemu mówią to samo.
Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale generalnie padły już magiczne słowa "półfinał jest w naszym zasięgu" - nie pamiętam kto je wypowiedział, chyba jeden z dziennikarzy. Mam wiekuistą alergię na tego typu oświadczenia od czasu, gdy Jerzy Engel zapowiadał "do ćwierćfinału dojdziemy na pewno, a dalej - kto wie...".
Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale Krychowiaka sprzedano już do PSG za blisko 45 milionów euro, Lewandowskiemu załatwiono podwyżkę, Pazdan miałby w Juventusie załatać lukę po Fabio Cannavaro, choć prawdopodobnie będzie wolał w pojedynkę awansować Legię do Ligi Mistrzów, a Kapustką interesują się tak dobre kluby, że nawet nie wymienia się ich z nazwy, ale Barcelona i Real są na ich tle zwyczajnie słabe.
Wprawdzie nie ma pompowania balonika, ale czy Adam Nawałka będzie chciał jeszcze pracować z reprezentacją? Głowią się nad tym dziennikarze Przeglądu Sportowego - "lubi ligę włoską, może Inter albo Milan?". Gdzie tam Bologna albo Frosinone, think big!
I żeby było jasne, trudno odmawiać kibicom, że trochę ponosi ich wyobraźnia, ale mimo wszystko od dziennikarzy należałoby oczekiwać trochę większej powściągliwości. Zwłaszcza, że rezultaty osiągane na Euro przez naszą Reprezentację są jak na razie tylko dobre, a zwiększanie presji na piłkarzach nigdy nie wychodziło nam na dobre - dwa fatalne sparingi z czerwca bardzo pod tym względem pomogły kadrze, gdyż po raz pierwszy jechaliśmy na wielki turniej w dość ponurych nastrojach.
I tego się trzymajmy, lepiej się miło zdziwić, niż kolejny raz rozczarować. Na razie musimy zatrzymać Jarmolenkę i Konoplankę. Mam nadzieję, że nasi piłkarze doskonale o tym pamiętają, ale byłoby dobrze, gdyby pamiętać zaczęli także kibice - ci mniej i bardziej profesjonalni.