To będzie kompletnie, konkretnie nudny finał Ligi Mistrzów i kiepskie Euro 2016 bez "Z czuba"
Można pisać o technologiach, tak jak robi to wiele serwisów w kraju i można fajnie pisać o technologiach, tak jak robią to moi koledzy ze Spider's Web. Podobnie, można pisać o piłce i można fajnie pisać o piłce. Gdzie oglądać finał Ligi Mistrzów Real-Atletico, skoro nie ma już "Z czuba"?
Dość ciekawie ujął to w swoim dzisiejszym wywiadzie dla Gazeta.pl Krzysztof Stanowski, właściciel i redaktor naczelny serwisu Weszło:
Weszło wprawdzie trochę się w ostatnich miesiącach ugrzecznia i cywilizuje, ale przez długie lata panował tam prawdziwie Dziki Zachód. Dla niektórych kibiców piłki momentami wręcz niestrawny. Choć generalnie lubię obalanie sacrum i profanum, to nawet ja czasami w trakcie lektury Weszło czułem się niekomfortowo, odnosząc wrażenie, że autorzy przesadzili. Nigdy nie miałem takiego odczucia podczas lektury "Z Czuba", które było dokładnie takie, jak trzeba. Niestety dziś jest z nami już tylko duchem.
Dziś finał Ligi Mistrzów, a Mistrzostwa Europy 2016 rozpoczną się lada moment. Proszę zatem wybaczyć, że zebrało mi się na taki futbolowy sentyment. Na przełomie 2006 i 2007 roku Gazeta.pl obudziła w sobie ambicje zostania poważnym graczem rynkowym, a nie tylko katalogiem linków i serwisów lokalnych. Uruchomiono naprawdę przyzwoity portal, a przy tym firma zdecydowała się oprzeć go o koncepcję "blogopodobnych" serwisów, które w kolejnych miesiącach i latach owocowały Groszkami, Bryłami, Plotkami, Polygamiami (...) czy wreszcie - "Z czuba".
"Z czuba" od początku stanowił jedynie uzupełnienie bardzo mocnego działu sportowego Agory, który na co dzień realizował się za pośrednictwem serwisu Sport.pl. Blog tymczasem koncentrował się na tej mniej poważnej stronie futbolu, odnajdując między innymi nowego Bońka w Hondurasie. Ale jego największą siłą były relacje live, nazywane też "Z czuba i na żywo".
Gdzie oglądać Real-Atletico skoro nie ma już "Z czuba"?
Witryna wystartowała pod koniec 2006 roku i przez kilka kolejnych lat gościła na stronie głównej Gazeta.pl za każdym razem kiedy jakiś klub lub reprezentacja rozgrywały ważny mecz. Błyskotliwe obserwacje, cięte riposty skutkowały tym, że mniej więcej minuta po minucie autorzy wyrzucali z siebie jakiś bardzo zabawny żart na temat tego, co aktualnie dzieje się na boisku. Euro 2008, pamiętam to doskonale, śledziłem głównie w tekstowych transmisjach "Z czuba", bo dostarczały mi więcej przyjemności niż mecze w telwizji.
Tutaj kilka przykładów tego, za co tak bardzo lubiłem "Z czuba", pierwsza z brzegu relacja, nawet bez wyszukiwania tych najbardziej "kultowych". Euro 2008, Polska-Niemcy:
"Z czuba" miało dwóch ojców założycieli - Bohdana Pękackiego i Piotra Mikołajczyka. Ten drugi w serwisie jest do dziś, pierwszy odszedł w 2010 roku i niestety bardzo szybko odbiło się to na ogólnej formule witryny. Przyczyny nie są znane, choć obawiam się, że zadecydowała tutaj wielkokorporacyjna polityka wielkich portali, gdzie generalnie musi się zgadzać liczba ludzi, a mniejsze znaczenie ma docenianie wybitnych jednostek. A jestem tego niemal pewien, że Pękacki był jednym z wybitniejszych umysłów polskiego dziennikarstwa sportowego.
Oni naprawdę znali się na piłce. To nie były artykuły z gatunku "Poradnik Wesołego Janusza" czy suche przepisywanie sportowego dorobku z Wikipedii. Autorzy relacji rozumieli jak działa piłka oraz czym jest boiskowa taktyka oraz jakie jest jej znaczenie. Pisać kompetentnie, a zarazem lekko o rzeczach ważnych - wielka klasa.
Już podczas Euro 2012 znaczenie "Z czuba" było raczej niewielkie. Wprawdzie serwis nadal przeprowadza relacje na żywo (od czasu do czasu), ale nie różnią się one przesadnie od tego, co w tym czasie robią redaktorzy FlashScore czy Wirtualnej Polski. Fanpage "Z czuba" w serwisie Facebook aktualizowany jest raz na kwartał.
A szkoda, bo "Z czuba" posiadało niesamowitą umiejętność budowania społeczności. Myślę, że tylko kilka stron w polskim internecie może pochwalić się podobną zażyłością z czytelnikami, którzy fantastycznie rozumieliby i czuliby ducha serwisu, na dodatek nieustannie go wzbogacając. "Z czuba" na długo przed demotywatorami czy kwejkiem zbudowało sobie zdolność do tworzenia i wykorzystywaniach własnych "memów", wśród których najbardziej rozpoznawalnym były chyba Spodenki Wasilewskiego.
Szkoda, szkoda. Wielka szkoda, że "Z czuba" się skończyło i już raczej w dawnej formule nie wróci. Gdzie zatem oglądać finał Ligi Mistrzów Real-Atletico a następnie finały Euro 2016? Nie wiem, nie obchodzi mnie to, niezależnie od tego, co sobie znajdziecie, to i tak nie będzie to "Z czuba".
Ps. A swoją drogą, choć Marcin Wasilewski to naprawdę świetny obrońca, w życiu nie pomyślałbym, że dokładnie 10 lat po słynnej historii ze spodenkami, "Wasyl" nie tylko nadal będzie grał w piłkę, ale też będzie kompletnie, konkretnie aktualnym mistrzem Anglii.