Stojąco/siedzące biurko oraz ergonomiczne krzesło - najlepsza decyzja zakupowa od lat
Pomysł kupna biurka do pracy łączonej: siedzącej i stojącej, oraz ergonomicznego krzesła był najlepszą decyzją zakupową od lat. Choć łatwo nie było. I wciąż nie jest.
Przed komputerem pracuję nieprzerwanie od ponad 16 lat. Wstyd przyznać, ale przez długi czas moja postawa przy biurku bardziej przypominała pozycję półleżącą, aniżeli siedzącą. Aż w końcu mój kręgosłup zrobił trach, a to zmusiło mnie do powiedzenia "dość". Zdecydowałem się na drastyczną zmianę sposobu codziennej pracy i choć dziś wciąż jestem na etapie przyzwyczajania się do nowego otoczenia, to mój organizm codziennie mi dziękuje.
Nie będę zgrywał twardziela, który ot tak nagle zapragnął dbać o zdrowie w pracy.
Zmusiła mnie do tego nawracająca kontuzja kręgosłupa, a konkretnie wypadający dysk, czyli - jak mówił mój rehabilitant - typowy skutek uboczny fatalnej postawy przy pracy przed komputerem, standardowy dla białych kołnierzyków.
Przypadkowo odkryłem też, że stojąca praca przy biurku nie jest czymś ultraniewygodnym - wręcz przeciwnie, idealnie nadaje się nawet na dłuższe okresy, co udowodniłem sam sobie podczas ostatnich… wakacji.
Ostatecznym przyczynkiem do wdrożenia radykalnych zmian była jednak rozmowa z naszym redakcyjnym kolegą Łukaszem Kotkowskim, który podczas dorocznego zjazdu pracowników Spider’s Web, najpierw roztoczył przed nami wszystkimi katastroficzne wizje skutków długotrwałej pracy w złej pozycji, a potem w szczegółach opisał nam co i jak powinniśmy wybierać z biurek i krzeseł, by cieszyć się idealnym zestawem.
Potem niejednokrotnie przeklinałem Łukasza w duchu, bo z realizacją jego wizji miałem niemałe problemy, ale dzisiaj oficjalnie serdecznie mu dziękuję - ocalił pewnie kilka lat mojego życia.
Biurko do pracy siedząco/stojącej
Wiem, na jakie reakcje zaraz się narażę. Totalnie mu odbiło, ech ci blogerzy, no nieźle się temu Pająkowi powodzi - ale cóż tam.
Tak, sprowadziłem biurko ze Stanów. Tak, drogie w… cholerę. I nie, nie żałuję, choć co się nakląłem, to tylko Slack w prywatnym kanale z Łukaszem Kotkowskim wie; który zresztą owe biurko rekomendował.
UpWrite Desk - tak to cudo się nazywa. W wersji small (48”) oraz kolorach white/silver.
Zakochałem się w nim od razu po zerknięciu na stronę producenta i obejrzeniu kilku materiałów promocyjnych. Szybko wykonałem też kilka porównań ze sprzętem z Polski, w tym oczywiście z najbardziej oczywistym biurkiem Bekant stand/sit z IKEA i tylko się upewniłem, że w zasadzie porównania nie ma.
Jakość materiałów wykończeniowych, solidność konstrukcji (UpWrite waży ponad 25 kg), mechanizm wysuwania nóg, no i killer - możliwość pisania po blacie biurka specjalnymi flamastrami. Nie było mowy, bym wybrał coś innego.
Nie pytajcie ile mnie kosztował transport tego biurka z Nashville, gdzie mieści się siedziba producenta, do Polski, bo i tak się nie przyznam.
Opowiem Wam za to jeszcze gorszą historię. Przez ponad 12 dni polski urząd celny przetrzymywał mi biurko, drocząc się ze mną o cło. Ileż to musiałem dokumentów dostarczyć, dowodząc, że biurko jest do mojej osobistej pracy, nie zamierzam go sprzedawać, nie jest sprowadzany w celach komercyjnych. Oczywiście o tym, że do kosztu zakupu dołączony zostanie VAT, wiedziałem i wkalkulowałem w całościowe koszty operacji (choć oczywiście VAT, jako przedsiębiorca, sobie odliczę). Zapłaty cła udało mi się uniknąć.
I gdy po 15 dniach od zakupu UpDesk zawitał w moim domu, a ja pospiesznie go złożyłem i podpiąłem do prądu, to… w 2 sekundy spalił się jego silnik.
Ileż to nieparlamentarnych słów wypłynęło wtedy z moich ust, to - ponownie - tylko Łukasz Kotkowski wie. Okazało się, że silnik był przystosowany do pracy z amerykańskim prądem o obniżonym napięciu, co oczywiście powinienem był sprawdzić przed instalacją. Nie byłoby problemu, gdybym zastosował odpowiedni transformator napięcia, ale kto by się tam tym przejmował w ogólnym podnieceniu biurkiem po tak długim okresie oczekiwania.
Zostałem więc z bublem, który na dodatek był w pozycji najbardziej złożonej, co uniemożliwiało praktycznie jakąkolwiek pracę - tak nisko był umiejscowiony.
Problem był ogromny. Nie dość, że pozbyłem się starego biurka szybko i ochoczo, to reklamacja i wysyłka UpWrite ponownie do USA nie wchodziła w rachubę w ogóle (ponowne gigantyczne koszty przesyłki, ewentualne użeranie się z urzędem celnym).
Po dłuższej chwili totalnej załamki, przyszło otrzeźwienie. Zacząłem działać. Okazało się, że na szczęście UpDesk korzysta z zewnętrznego rozwiązania podnoszącego od duńskiej firmy Linak. Zacząłem grzebać w sieci. Znalazłem polskiego przedstawiciela firmy, przeczesałem wszystkie rysunki techniczne, by dowiedzieć się, jaki konkretnie model silnika zastosowany był w moim biurku. Znalazłem. I ku mojemu nieopisanemu szczęściu, okazało się, że są dwa typy tych samych silników - jeden na rynek amerykański, drugi na rynek europejski.
Mój entuzjazm szybko zwiędnął, gdy po telefonie do polskiego przedstawicielstwa Linak okazało się, że w ogóle nie prowadzą sprzedaży detalicznej i nie ma żadnej możliwości prawno-logistycznej, by mi odstąpili jeden silnik. Po trzecim, błagalnym telefonie, wydusiłem od przedstawicielki Linaka kontakt do ich dwóch polskich podwykonawców.
W jednej z nich, w firmie Sulmet z odległego Pomieczyna w woj. pomorskim, udało mi się przekonać zdziwionych pracowników, że warto mi sprzedać pojedynczy podzespół, silniczek Linak CBD6S w wersji europejskiej.
Po kolejnym tygodniu, nowy silnik do mnie dotarł. Wątpliwości, czy zadziała miałem wielkie: czy spalił się tylko on, czy można zamienić tylko silnik na wersję europejską, a nie cały zestaw? Uff, jednak zadziałał.
Warto było czekać
Jakoś tak zawsze dzieje się w moim życiu, że na coś fantastycznego muszę swoje odczekać, mimo iż zazwyczaj mam to w zasięgu wzroku. Warto było jednak czekać na to, by UpWrite zaprezentował mi się w całej okazałości.
Biurko jest fantastyczne. Pracuję na nim od ponad 2 tygodni i sprawdza się w 100 proc. Zazwyczaj rano, przed 7, zaczynam w pozycji siedzącej (o krześle ergonomicznym za chwilę), by ok 11 przerzucić się na 2, 3 godziny na pozycję stojącą. Potem powrót do stanowiska siedzącego na około 3 godziny, by potem, gdy z doskoku zaglądam do roboty wieczorem, ponownie działać tylko przy stojącej wersji biurka.
Wygoda jest niesamowita. Zmiana pozycji zdecydowanie mnie rozpręża, powoduje częstszy ruch podczas pracy stojącej (nie da się nie przebierać nogami, przerzucać ciężaru ciała z jedną na drugą stronę), codziennie dziękuje mi za to też mój kręgosłup.
Nagle stałem się też fanem zapisywania notatek flamastrem na blacie biurka podczas rozmów telefonicznych. Zapisuję sobie też na nim małe błahostki do zrobienia, które nie bardzo nadają się na oddzielny wpis do Things (mój program GTD).
Nie jest łatwo jednak optymalnie ustawić wysokość biurka do odpowiedniego typu pracy. Lata złych przyzwyczajeń sprawiają, że książkowe ustawienia były dla mnie bardzo niewygodne (pisał o nich Łukasz Kotkowski tutaj). Długo szukałem odpowiednich wysokości do różnych typów pracy. Na szczęście UpWrite pozwala zapisywać do pamięci do trzech ustawień. Teraz mam tak, że 1 to praca siedząca, 3 praca stojąca, a 2 ustawienie biurka, gdy siedzę i oglądam nowym odcinek „Gry o tron” na HBO GO.
Warto pomęczyć się kilka dni, zmuszając ciało do nowych przyzwyczajeń. Po ok 10 - 12 dniach przestało mnie boleć tu i ówdzie, i nawet po długiej, ciągłej pracy przed komputerem czuję się wyśmienicie. Co więcej, lepiej sypiam, wstaję dużo bardziej wypoczęty, w trakcie dnia mam znacznie więcej energii niż wcześniej.
Oczywiście samo biurko, nawet tak zajefajne jak UpWrite z opcjami do pracy siedzącej i stojącej, niewiele pomoże, bez...
...inwestycji w odpowiedni, ergonomiczny fotel do pracy
I choć w tym przypadku przebojów z zakupem, transportem i instalacją, nie miałem żadnych, to dużo dłużej zajęło mi przyzwyczajenie się do codziennego używania fotela. W zasadzie to ten proces jeszcze się nie zakończył…
Po rekomendacji Łukasza, zdecydowałem się na krzesło Ergohuman Plus. Wiem, znów niezbyt tania opcja, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że pierwszą rekomendacją Łukasza był fotel 4 razy droższy.
Dlaczego w ogóle krzesło ergonomiczne? Zacytuję tekst Łukasza:
Nie jest łatwo się przyzwyczaić do siedzenia w takim fotelu, oj nie jest. Mimo iż wygląda on na rozłożysty i wygodny, to w rzeczywistości trudno mówić tu o komforcie siedzenia, do jakiego przyzwyczailiśmy się przez lata nie dbając o poprawną postawę.
Taki fotel wymusza bowiem na nas prawidłową postawę. Do poprawnego ustawienia (rysunek poniżej) trzeba się przyzwyczaić. Ja kilka razy mierzyłem odległości i wysokości, by przekonać się, czy naprawdę aktualne ustawienie jest ok, bo ciągle coś mi nie pasowało - a to bolały mnie uda, a to odcinek lędźwiowy kręgosłupa, a to łopatki.
Tutaj jednak mam ponowną uwagę - warto wytrzymać i zmusić się, by wytrwać w nowej, poprawnej postawie. I choć wciąż mam okresy, gdy zaczyna mnie coś pobolewać, to zazwyczaj łapię się na tym, że po prostu bezwiednie źle siedzę.
Walczenie z wieloletnimi złymi nawykami nie jest łatwe. Ja wciąż walczę, choć coraz częściej jestem górą.
Na razie znacznie bardziej lubię nowe biurko, uwielbiam wręcz pracę na stojąco, choć coraz częściej zaczynam doceniać też nowe siedzisko.
Jednego jednak już dziś jestem pewien - mocno rekomenduję zarówno biurko stojące, jak i fotel ergonomiczny. Nowy zestaw naprawdę zmienił moje życie.
Dzięki Łukasz!