REKLAMA

Wszystko, co wiemy o Tesli Model 3 na dwa tygodnie przed prezentacją. Bo nie będzie to premiera

Lawina ruszyła. Zaproszenia wysłane, termin „premiery” ustalony, nie ma już miejsca na kolejne opóźnienia. Ostatni dzień marca tego roku, kiedy świat ujrzy w końcu Tesla Model 3, będzie świętem zarówno fanów motoryzacji, jak i nowych technologii. Czego o „trójce” dowiedzieliśmy się do tej pory?

16.03.2016 18.13
tesla model 3
REKLAMA
REKLAMA

Premiera czy nie?

Cóż, w tym przypadku o wiele lepszym określeniem byłoby słowo „prezentacja”. Konferencja, która odbędzie się 31.03.2016 będzie raczej pierwszą szansą na oficjalne zaprezentowanie Tesli Model 3 wszystkim zainteresowanym.

Nie, samochód ten nie trafi do sprzedaży w tym samym dniu, ani nawet w następnym. Ba, nie trafi do niej nawet w kilka tygodni później. Lepiej - nie trafi do niej nawet w tym roku, mimo że jeszcze nie skończył się nawet jego pierwszy kwartał.

Przedstawiciele Tesli zapowiedzieli nawet, że najprawdopodobniej nie odsłonią za jednym razem wszystkich atutów swojego nowego pojazdu. Cóż, biorąc pod uwagę odległą datę debiutu sprzedażowego, coś trzeba zostawić na podsycanie emocji.

To nie będę mógł kupić od razu?

Wprost przeciwnie. W dniu prezentacji będzie można zarezerwować model 3 w wybranych salonach. Dzień później pojawi się opcja składania zamówień przez stronę internetową producenta.

Ile trzeba przygotować na początek? 1000 dol., które wpłacamy jako zaliczkę.

Oczywiście o ile mieszkasz w kraju, gdzie Model 3 będzie można kupić.

A ile będzie kosztować całość?

Jak to bywa w przypadku wszystkich nowych samochodów - to zależy. Podstawowy model, o jeszcze nie znanej pojemności akumulatorów i wyposażeniu, ma kosztować 35 tys. dol., nie wliczając w to zniżek obowiązujących w niektórych krajach.

Cena maksymalna? Trudno w tej chwili określić, ale można zakładać, że co najmniej kilkanaście tysięcy dolarów będzie się dało dołożyć.

Dla porównania, bazowa wersja Tesli S bez zniżek (70) kosztuje 70 tys. dol., natomiast jej wersja z napędem na wszystkie koła - 75 tys. dol. Najwyższy model z tej serii, P90D, to wydatek rzędu 110 tys. dol., a jego pełne doposażenie podnosi cenę do 133 tys. dol. Przepaść wynosi więc w sumie ponad 50 tys. dol., choć można założyć, że przy mniejszym i tańszym modelu będzie ona znacznie mniejsza.

Jak duże będzie to auto?

Tesla S ma długość około 4,98 m, co pozycjonuje ją w okolicach „dużego segmentu E”, czyli w okolicach Volvo S90 i trochę ponad (na długość) np. BMW F10.

Model 3 ma natomiast konkurować z mniejszymi sedanami klasy wyższej, czyli np. BMW serii 3, Mercedesem C czy Audi A4. Możemy więc strzelać w długości pomiędzy 4,6 a 4,7 metra.

I tak całkiem sporo.

Czy wygląda jak skurczona Tesla S?

Nie. Tak. Może. Plotek na temat tego, czym będzie i jak będzie wyglądać Model 3 było już do tej pory sporo. Do tego pojawiły się nawet kilka razy grafiki mające rzekomo przedstawiać ten samochód, ale właściwie wszystkie z nich nie okazywały się wiarygodne.

Najnowsza grafika udostępniona przez Teslę, z zaciemnioną „trójką” również niewiele wyjaśnia. Można jednak zakładać, że będzie ona od „S-ki” odrobinę wyższa, węższa, ale ogólny kształt i „teslowatość” powinny zostać zachowane.

Co innego w przypadku modelu Y.

Zaraz, model Y?

Tak. Do tej pory pojawiło się wiele wiarygodnych przesłanek sugerujących, że oprócz Modelu 3 do oferty włączony zostanie także inny mniejszy samochód, zbudowany na tej samej płycie podłogowej - Model Y.

Tym samym Tesla miałaby w dwóch segmentach - wyższym i średnim, po dwa modele. S i X jako duże, droższe i bardziej luksusowe, oraz 3 i Y, jako te bardziej popularne.

Jak łatwo się domyślić, Y byłby dla 3 tym samym, czym X dla S - wersją „crossoverową” czy też „SUV-owatą”. Tyle tylko, że z perspektywy producenta tańszą w opracowaniu i produkcji (X wymagał ogromnych nakładów).

Kto zresztą wie, czy to będzie jedyny dodatkowy model nadwoziowy oparty na płycie 3-ki. Niektóre przecieki wskazywały na to, że Tesla rozważa niemal wszystkie dostępne opcje nadwoziowe - od sedana i crossovera, przez kombi i hatchbacka, aż po coupe.

Choć raczej nie zobaczymy ich od razu i nie liczmy na to, że wszystkie tajemnice tej linii samochodów poznamy już pod koniec marca. Załóżmy, że pewniakiem jest standardowy Model 3. Czymkolwiek on jest.

Ok, to E, III czy 3?

Początkowo o najmniejszym sedanie w ofercie Tesli mówiono jako o Modelu E. Sprytne, biorąc pod uwagę fakt, jakie słowo można byłoby ułożyć z nazw wszystkich pojazdów (wyłączając Roadstera) tego producenta. Niestety, świetną zabawę popsuł Ford, który o kilka miesięcy wyprzedził Teslę w staraniach o zastrzeżenie znaku towarowego „Model E”.

Jaką nazwę wybrano ostatecznie? Teoretycznie jest to po prostu „Model 3” i trójka jest tutaj bezdyskusyjna. Pozostaje jedynie kwestia tego, jak będzie zapisywana. W 2014 roku Musk ogłosił, że nowy model będzie oznaczony jako III (trzy pionowe lub poziome kreski), choć… nie mamy go tak nazywać.

Czyli, tak, Tesla Model 3.

Co pod maską? 

Prawdopodobnie to co w Tesli S - dodatkowy bagażnik. Bo przecież nie silnik spalinowy.

Niestety nie wiadomo na jak potężne silniki elektryczne znajdą się w mniejszym modelu Tesli. Można jednak zakładać, że nawet zwykła wersja nie będzie należeć do ospałych, a w ofercie znajdzie się też model mogący - przynajmniej przyspieszeniem „do setki” - rywalizować z najpotężniejszymi w swojej klasie.

Jak daleko zajedziemy?

Zgodnie z deklaracjami - około 200 mil, czyli nieco ponad 320 km. Możliwe jednak, że są to dane dotyczące wyłącznie bazowej wersji „silnikowej”.

Należy też pamiętać, że z zasięgiem auta elektrycznego jest trochę tak, jak z akumulatorami w smartfonach (i… zasięgiem aut z silnikiem spalinowym). Jednemu starczy na dwa dni, drugiemu rozładuje się po kilku godzinach.

Można się więc spodziewać, że dotrą do nas opinie zarówno dotyczące niezbyt zachwyconych zasięgiem użytkowników, jak i tych, którym zasięgi podawane w specyfikacji udawało się wyraźnie pobić.

Nowe technologie?

O, to na pewno. Od groma. W końcu właśnie tym Tesla stara się wyróżnić na rynku.

Jedyną niewiadomą pozostaje to, czy Tesla zdecyduje się na ryzykowny krok „zrównania” wyposażenia opcjonalnego w obrębie całej oferty, czy niektóre smaczki i technologie zarezerwuje dla półki wyższej - S i X. Byłoby jednak dziwne, gdyby Tesla Model 3 nie posiadała np. autopilota czy trybu przywoływania.

Czy ten model jest ważny?

Niesamowicie. Po pierwsze dla Tesli, bo wejście na rynek z modelem względnie przystępnym cenowo (może nie dla nas, ale dla mieszkańców wielu krajów), z opcją oparcia na nim całej serii nadwoziowej, może w końcu sprawić, że Tesla stanie się marką przynajmniej w jakimś stopniu popularną.

REKLAMA

Pozostałym graczom na rynku może natomiast udowodnić, że można stworzyć atrakcyjny, wyposażony w najnowsze gadżety samochód elektryczny, który jednocześnie nie będzie koszmarnie drogi. Owszem, na rynku są już dobre, atrakcyjne cenowo samochody ładowane z gniazdka, ale ich wygląd czy tzw. odbiór raczej nie może się równać z tym, co serwuje nam Tesla.

Oby amerykańska korporacja tym razem nie zawiodła.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA