Żyjemy w ciekawych czasach, czyli jak Beata Szydło (nie) reklamowała Facebooka
Przeczytałem, że “dziś premier Beata Szydło wystąpi w reklamie amerykańskiej firmy”. Chodzi oczywiście o fakt, iż pani premier będzie odpowiadała na pytania Internautów. Na Facebooku.
Marcin Maj opublikował na łamach Dziennika Internautów wpis pt.: “Dziś premier Beata Szydło wystąpi w reklamie amerykańskiej firmy”, w którym zarzuca nowej pani premier reklamowanie Facebooka.
Redaktor Dziennika Internautów zwraca uwagę na pięć głównych problemów, z którymi zaś ja zupełnie nie potrafię się zgodzić.
“Nie podobało mi się to, że pewne informacje są kierowane przez rząd do obywateli za pośrednictwem jednej zagranicznej platformy (...)”
To ciekawe, że takie wątpliwości pojawiają się wyłącznie w przypadku usług internetowych. Bo przecież politycy regularnie pojawiają się w zagranicznych telewizjach oraz działających na terenie polski stacjach, które nie są przecież w polskich rękach. I jakoś w tym przypadku nikt problemu nie widzi. Dlaczego?
Czy jest różnica między pojawieniem się na Facebooku przez polityka wysokiej rangi - co Marcin Maj interpretuje jako napędzanie Facebookowi ruchu i użytkowników - a pojawieniem się na antenie zagranicznej stacji telewizyjnej lub udzielenie wywiadu gazecie, za którą stoi zagraniczny kapitał?
Moim zdaniem nie ma. Dlatego w takich kwestiach nie powinno być granic i różnic między starymi mediami a mediami internetowymi. Wprowadzanie takich podziałów jest niesprawiedliwe i krzywdzące m.in. dla Facebooka.
Dlatego dziwi mnie fakt, że redaktor “Dziennika Internautów”(sic!) tak bardzo dba o to, żeby media internetowe były gorzej traktowane od tych tradycyjnych. Nie pojmuję tego.
“(...) pewne informacje są kierowane przez rząd do obywateli za pośrednictwem jednej zagranicznej platformy, w dodatku takiej, która nie jest całkiem darmowa. Obecność na Facebooku opłacamy własnymi danymi (...)”
Okej, trudno z tym polemizować. Dostęp do Facebooka faktycznie jest darmowy, ale nie jest bezpłatny. Konto założymy za darmo, czyli bez konieczności opłacenia np. jakiegoś rachunku, jednak zapłacimy udostępnieniem prywatnych danych, które później Facebook sprzedaje reklamodawcom za duże pieniądze.
Ale popatrzmy na stare media. Czy wywiad w gazecie przeczytamy za darmo? Jeśli włączy nam się zmysł cebulaka i przeczytamy całą rozmowę szwendając się po Empiku, to tak - będzie za darmo. Jednak w każdym innym wypadku zapłacimy za gazetę lub czasopismo, a dodatkowo będziemy bombardowani reklamami. W telewizji też płacimy. Pakiety telewizyjne kosztują, abonament radiowo-telewizyjny kosztuje, a jeszcze reklam jest tyle, że trudno je zliczyć.
Czym zatem różni się płacenie za Facebooka od płacenia za prasę lub telewizję? Moim zdaniem wyłącznie małymi i niewartymi w tym kontekście uwagi szczegółami.
“Znam ludzi, którzy z przyczyn ideowych nie mają konta na Facebooku. Nie chcą z niego korzystać, nie chcą być przez niego śledzeni. Nie chcą nawet wchodzić na jego strony. Czy tacy ludzie są obywatelami drugiej kategorii, z którymi nie warto rozmawiać?”
Tak się składa, że ja znam ludzi, którzy z przyczyn ideowych nie mają telewizora. Ba, znam też takich, którzy z tych samych pobudek nie kupują prasy, której właścicielami są np. zagraniczne koncerny medialne.
Czy to oznacza, że te osoby są obywatelami drugiej kategorii, z którymi nie warto rozmawiać? Czy emitowanie transmisji np. z debaty prezydenckiej lub wyborczej w telewizji nie jest zamknięciem się np. młodych ludzi, których głównymi narzędziami do konsumpcji treści są smartfony, które z wiadomych względów nie obsługują stron internetowych wykorzystujących technologię Silverlight (w której nadawana jest zdecydowana większość transmisji na żywo)?
“Nie podoba mi się to, że rząd mojego kraju uzależnia komunikację z obywatelami od jednej zagranicznej platformy.”
Dlaczego mówimy o jednej zagranicznej platformie? Rządowe profile są dostępne zarówno na Facebooku, Twitterze, YouTubie, czy Flickrze.
Dlaczego akurat tam, a nie na Google+ lub Naszej Klasie? To proste - rząd i politycy chcą być tam, gdzie są wyborcy. Dlatego wybiera się duże stacje telewizyjne, poczytne dzienniki i tygodniki oraz popularne serwisy społecznościowe, takie jak Facebook, Twitter czy YouTube.
Chciałem, żeby znalazł się tu komentarz jeszcze jednej osoby…
Bardzo chciałem, żeby sprawę rządu w mediach społecznościowych skomentował Piotr “Vagla” Waglowski. Niestety, ale przebywa on teraz na urlopie.
Piotr Waglowski, podobnie jak Marcin Maj, negatywnie wypowiada się o obecności rządu w social mediach. Waglowski zwraca jednak uwagę na fakt, że takie działania mogą być niezgodne z obecnym prawem - więcej na ten temat można przeczytać tutaj: “Próbując tworzyć podstawę prawną dla "social media" ministerstwo pomaga dostrzec nagość króla”.
Piotr Waglowski uważa, że "serwisem społecznościowym" dla rządu jest i powinna być platforma e-PUAP. Moim zdaniem to za mało. Rząd, ministerstwa, urzędy i politycy powinny iść z duchem czasu i być tam, gdzie aktualnie są obywatele. Dzisiaj jest to np. Facebook.
Żyjemy w ciekawych czasach
Przyszło nam żyć w naprawdę ciekawych czasach. W czasach, gdy największa na świecie firma taksówkarska, nie posiada żadnego samochodu. W czasach, gdy najpopularniejszy na świecie przedstawiciel mediów, nie tworzy własnych treści. W czasach, gdy największy na świecie sprzedawca (wszystkiego), nie posiada towaru. W czasach, gdy największy na świecie usługodawca hotelowy, nie posiada nieruchomości.
To szalenie ciekawe sytuacje i pomysły na prowadzenie biznesu. To również doskonałe przykłady na to, że obecne przepisy oraz nasze przyzwyczajenia i podejście do pewnych tematów wymaga zaktualizowania.
Mamy 2015 rok. Internet jest wszędzie. Social media są wszędzie. Chciałbym, żeby wszyscy to w końcu zauważyli i przestali być hamulcami postępu.
PS Właśnie zakończył się występ Beaty Szydło na Facebooku. Patrzę na statystyki wystąpienia premier Szydło - 16 tys. wyświetleń i w ciągu transmisji między 2-3 tys. obserwujących. Szału nie ma. Powiem więcej, live blog Spider’s Web z premiery nowego iPhone’a miał znacznie więcej widzów.