Dlaczego media tak podekscytowały się słowami Elona Muska o detonacji broni jądrowej na Marsie?
Co się stanie, gdy w jednym miejscu zetkną się trzy gorące tematy, ostatnio niemal obsesyjnie traktowane przez media i ludzi? Powstanie dziesiątki, setki dziwnych artykułów. Mowa o Elonie Musku, który i Stephena Colberta rzucił nieco od niechcenia i żartem, że aby uczynić Marsa nadającym się do zamieszkania można byłoby wysadzić bomby jądrowe na biegunach tej planety. Szok i niedowierzanie, zły, szalony Elon Musk!
Spokojnie. Musk nie jest “super villianem” jak z komiksów. Wspomniał jedynie o teoretycznym procesie, który nazywa się terraformowaniem - zmianą warunków panujących na księżycach lub planetach do tych podobnych na Ziemi. Cel? Zasiedlenie planety, w przypadku Marsa (jedna z planet która wydaje się najbardziej odpowiednia do terraformowania) po to, by zwiększyć temperaturę, umożliwić hodowlę roślin i obecność człowieka bez konieczności noszenia kombinezonów, jedynie masek tlenowych.
Musk jest specyficznym człowiekiem. Od dawna myśli o kolonizacji Marsa, uważa że za kilka lat będzie w stanie za pomocą swojej firmy SpaceX wynieść na niego ludzi i myśli, co zrobić by to się udało.
Nie dziwi więc, że goszcząc w programie rozrywkowym i będąc pytanym o Marsa odpowiedział na pytanie o terraformowanie.
Media wybuchły, bo Elon Musk jest niezwykle ciekawą, enigmatyczną postacią, to taki nowoczesny rockmen - gwiazda na miarę 2015 roku, gdy to nauka i geekowość jest na czasie. Media piszą, że “najnowszym pomysłem Muska jest zbombardowanie Marsa”. Tyle, że to nie pomysł Muska.
Detonacja broni jądrowej na Marsie to pomysł sprzed kilkudziesięciu lat - wzmianki pojawiają się już w latach 80, w latach 90 pomysł był szerzej dyskutowany.
Pomysł jak pomysł - chodzi o to, by stworzyć na Marsie atmosferę, która będzie odbijać promienie słoneczne i ogrzeje powierzchnię, stworzyć także magnetosferę by chroniła przed wiatrem słonecznym. W skrócie bombardowanie Marsa przy biegunach w teorii uwolniłoby do atmosfery gazy cieplarniane (na Marsie np. dwutlenek węgla nie wraca do atmosfery tak, jak na Ziemi) i stworzyło efekt cieplarniany.
Podejrzewam, dlaczego media oszalały na punkcie tego tematu. Po pierwsze Musk to świetna, medialna, enigmatyczna postać. Po drugie kolonizacja innych planet, eksploracja kosmosu w ogóle od kilku lat pobudza wyobraźnię i staje się bardzo medialna - wystarczy spojrzeć na popularność relacji z kolejnych misji kosmicznych czy pojawiające się co roku blockbusterowe filmy z akcją w kosmosie (Grawitacja, Interstellar, niedługo Marsjanin).
Po trzecie i chyba najważniejsze broń jądrowa wzbudza emocje. Rezonuje w nas jeszcze przekonanie, że wszystko co związane z bronią jądrową jest złe i nieetyczne, Zimna Wojna i propaganda zrobiły swoje.
Tymczasem broń jądrowa jest neutralna - nieetyczne mogą być sposoby jej użycia, nie sama broń.
Czy nie byłoby miło, gdybyśmy raz, dla odmiany, użyli jej nie do tworzenia napięć i robienia krzywd, tylko do czegoś co mogłoby pomóc ludzkości w znalezieniu miejsca do zamieszkania poza Ziemią?
Połączenie tych trzech czynników tworzy medialny, fajny temat który klika się w oparciu o ciekawość i strach. I to wszystko przez jeden żart w talk-show.
Jest jednak dobra strona całego tego zamieszania. Chociaż prawdopodobieństwo, że zdetonujemy broń jądrową na biegunie Marsa jest na razie niezwykle niewielkie, to takie tematy mogą budować świadomość i zainteresowanie nauką i kosmosem. Pobudzać wyobraźnię i motywować do szukania większej ilości informacji. A to zawsze pozytyw.
* Grafika: Shutterstock