Ponoć już wszystko zostało sfotografowane i nie ma po co zabierać aparatu na wakacje
Google wraz z naukowcami University of Washington dobitnie pokazał, że baza zdjęć w Internecie ma monstrualne rozmiary. Wyobraźcie sobie, że ze zdjęć przypadkowych ludzi można tworzyć filmy poklatkowe, które pokażą zmiany zachodzące w miastach, czy np. topnienie pokrywy śnieżnej w górach. Co więcej, taki film można złożyć automatycznie.
Timelapse, czyli po polsku film poklatkowy, jest dziedziną równie ciekawą co skomplikowaną. Film może być fascynujący, bo w ciągu sekund może przedstawiać zjawiska, które odbywają się przez całe godziny, dni, a nawet lata. Zrobienie dobrego filmu timelapse jest jednak szalenie czasochłonne. Często bywa tak, że efektem całodziennej sesji zdjęciowej jest ledwie kilka sekund filmu.
Problem z timelapsami to także nieprawdopodobna ilość materiału bazowego. Każda sekunda filmu składa się z co najmniej 24 zdjęć. Jeżeli wykonujemy je w pełnej rozdzielczości, a do tego w formacie RAW, nagle okazuje się, że petabajt wcale nie jest przesadnie dużą jednostką pojemności.
Naukowcy z Google i University of Washington postanowili zautomatyzować proces powstawania timelapse’a.
Stworzyli oni sprytny program, który rozwiązuje oba problemy timelapsów, a więc ich czasochłonność oraz monstrualną wielkość materiału bazowego. Po co mamy wykonywać nowe zdjęcia, skoro Internet jest pełen fotografii?
Okazuje się, że miliony turystów odwiedzających co roku te same atrakcje turystyczne generują tak dużo zdjęć, że w praktyce nie trzeba produkować kolejnych. Naukowcy stworzyli algorytm, który potrafi przeczesywać Flickra i inne galerie internetowe w poszukiwaniu publicznych zdjęć nadających się do timelapse’a. Spośród ok. 86 milionów zdjęć wybierane są konkretne fotografie, bazując na ich lokalizacji. Następnie zdjęcia są układane chronologicznie, a algorytm zamienia taki „stos” w film poklatkowy. Czysta magia.
Takie cuda można zobaczyć na konferencji Siggraph, która po raz kolejny zaskakuje nowatorskim podejściem do obrazowania.
Konferencje Siggraph już nie raz zaskakiwały odbiorców nowatorskimi projektami. Do dziś jestem pod ogromnym wrażeniem faktu, że inżynierom MIT udało się odtworzyć dźwięk z samego obrazu.
W przypadku algorytmu sklejającego film timelapse, pomysł nie jest aż tak nowatorki. Już w 2007 roku, również na Siggraph, pojawił się bardzo podobny system dobierania zdjęć i tworzenia na ich podstawie timelapsów. Tegoroczny algorytm jest jednak o wiele doskonalszy. O ile metoda z 2007 roku całkiem sprawnie radziła sobie ze składaniem głównego motywu, o tyle tło pozostawiało wiele do życzenia. Nowy algorytm potrafi tworzyć wiarygodne przejścia na wszystkich planach zdjęcia.
Twórcy tegorocznej metody opracowali nawet algorytmy, które same przeczesują światowe zasoby zdjęć i określają potencjalne lokacje, z których można zrobić automatyczny timelapse. Metoda Google’a i naukowców UW znalazła w ten sposób ponad 20 tys. możliwych do utworzenia timelapsów. Pokrywają się one oczywiście z popularnymi lokacjami turystycznymi. Dla przykładu, praktycznie cała Europa jest pokryta kropeczkami oznaczającymi możliwość zrobienia automatycznego filmu poklatkowego.
W ten sposób naukowcy udowodnili, że aparat na wakacjach jest… niepotrzebny
W całym projekcie najzabawniejszy jest fakt, że utrzymanie stałego kąta widzenia w timelapsach nie wymagało szczególnej gimnastyki. Większość turystów fotografuje znane zabytki w praktycznie identyczny sposób, zachowując ten sam kąt widzenia. Wobec tego jeśli nie jest się doświadczonym i pomysłowym fotografem, nie ma większego sensu w fotografowaniu zabytków. Wszystko zostało już sfotografowane. To naprawdę daje do myślenia.
Na forach fotograficznych często można spotkać się z takim nastawieniem, choć osobiście uważam, że jest w tym trochę przesady. Własne zdjęcie to jednak powód do dumy. Banał czy nie - zdjęcie jest moje i nikt mi go nie odbierze.
*Zdjęcie w nagłówku: Shutterstock.