Jobs bardzo się mylił. A w zasadzie to miał rację
Steve Jobs oraz inni przedstawiciele Apple przez lata wmawiali nam, że małe jest piękne. To fakt, smartfon o rozmiarach iPhone’a 3, 4, a nawet 5 to dość kompaktowe i wygodne w obsłudze urządzenie. Jednak mały ekran tych telefonów nie przeszedł próby czasu i okazało się, że przez kilka lat Cupertino karmiło nas mrzonkami. Choć z pewnej strony, to Jobs miał nawet rację.
Strategia Apple, którą wytyczono w ostatnich latach była dość klarowna. Zakładano, że każdy normalny człowiek potrzebuje zgrabnego smart telefonu, jakim bez wątpienia był do niedawna iPhone, zaś gustownym i funkcjonalnym dodatkiem do tej małej zabaweczki miał być tablet - iPad. Poręczne, lecz już znacznie większe urządzenie pozwalało na średnio wygodną pracę oraz szeroko pojętą cyfrową rozrywkę - od czytania e-wydań prasy, poprzez multimedialne magazyny i nie koniecznie proste gry.
Dział marketingu Apple obstawał przez długi czas przy tym, że duet w postaci małego iPhone’a oraz dużego iPada to marzenie każdego zjadacza hamburgerów.
Plan się sprawdzał, gdyż zarówno sprzedaż telefonów jak i tabletów Apple była i jest nadal wyśmienita.
Apple przez długi czas pozostawał nieugięty i nie chciał poddać się trendowi na większe ekrany w smartfonach, które chętnie stosowała konkurencja. Cupertino żartowało sobie z większych ekranów i nie dopuszczało do siebie myśli o wprowadzeniu do oferty phabletów. Wybrano inny scenariusz. Zamiast powiększyć smartfony postanowiono zmniejszyć tablety. Najpierw iPad mini, później iPad Air podbiły rynek i portfele klientów.
Z biegiem czasu okazało się, że mniejsze iPady zostały świetnie przyjęte przez użytkowników. Sprawdzały się dobrze przede wszystkim jako urządzenia mobilne, ale również w domowym zaciszu korzystanie z nich było przyjemnością. Mały iPad okazał się być podobnym strzałem w dziesiątkę, jak eksperymenty konkurencji z wielkimi ekranami w phabletach. iPad miał jednak przy tym jedną wadę - nie był phabletem.
Tablet Apple stale pozostawał dodatkowym urządzeniem, zbędnym balastem, który użytkownik był zmuszony nosić ze sobą, tylko dlatego, że ekran jego telefonu był za mały, aby wygodnie przeglądać zasoby Internetu, korzystać z narzędzi biurowych, czy czerpać radość z oglądania wideo.
Wtedy w Apple’u coś pękło, i wbrew sobie oraz przez lata powtarzanym zasadom postanowił zaprezentować światu nowego, większego iPhone’a 6 oraz wyrośniętego brata bliźniaka, czyli (za)dużego iPhone’a 6+.
Miałem przyjemność brać udział w naszym redakcyjnym wypadzie do Drezna, gdzie udaliśmy się na rynkową premierę nowych iPhone’ów. Na własne oczy widziałem ten szał, te dzikie reakcje, te prawdziwe emocje i nerwy, które udzielały się wszystkim zgromadzonym w kolejce osobom.
iPhone 6+ był na językach wszystkich. Nerwowe dyskusje czy jest duży, czy za duży, trwały przez całą noc i pół poranka.
To świetnie obrazuje fakt, iż Apple sztucznie się wzbraniał przed wypuszczeniem nowego, dużego iPhone’a. Klienci czekali na ten produkt, gdyż widzieli, że większe ekrany są całkiem przydatne.
Teraz liczby dla Apple’a są bezlitosne. Okazuje się, że użytkownicy iPhone’ów 6+ wykorzystają w miesiącu dwukrotnie większe pakiety danych internetowych niż ich koledzy ze zwykłymi Szóstkami. Jak wynika z raportu Citrix, na który uwagę zwrócił Cult of Mac, posiadacze phabletów Apple korzystają z nich jak ze smartfonów i tabletów jednocześnie. Co za tym idzie, pobierają masę gier, przesyłają pliki, czytają w sieci oraz oglądają wideo, czyli przesyłają mnóstwo danych. Dzieje się tak dlatego, iż większy smartfon jest znacznie bardziej funkcjonalny.
Warto przy tym zauważyć, że cena iPhone’a 6+ do niskich nie należy. Za równowartość tego urządzenia z powodzeniem można kupić dobry tablet, jak Nexus 7, oraz przyzwoity smartfon, jakim jest przedstawiciel rodziny Moto lub Nexus. Zatem wybór iPhone'a 6+, nie jest decyzją podjętą ze względu na chęć oszczędzenia pieniędzy. To świadomy wybór mocnego urządzenia, które z powodzeniem zastąpi smartfon oraz niewielki tablet.
Silna ekspansja phabletów jest już odczuwalna przez branżę producentów tabletów. Praktycznie wszyscy wielcy tego segmentu odnotowują spore spadki sprzedaży (Apple również), a cały rynek też się skurczył. Sprzedaż tabletów spadła w ostatnim kwartale 2014 roku po raz pierwszy od 2010 roku.
Wnioski są oczywiste - strategia obrana przez Apple, którą przez lata wbijano nam do głowy, okazała się być niekorzystna dla klientów.
Firma kreowała potrzebę posiadania dwóch urządzeń, gdy wystarczyło zdecydować się na kompromis jakim jest odpowiednio duży wyświetlacz, aby jeden phablet z powodzeniem zastąpił iPhone’a oraz iPada.
Dlatego dzisiaj z politowaniem wspominam te wszystkie przytyki do dużych Samsungów, które swego czasu Cupertyńczycy tak chętnie wygłaszali.
Jednak z drugiej strony... Jobs miał rację. W kwestii tabletów miał rację, nie jako człowiek, a jako szef firmy, która miała silną pozycję na rynku. Steve Jobs kierował się zasadą, która jest znana nawet Rysiowi z "Czasu Surferów" - “nie ma rzeczy niepotrzebnych, są tylko potrzeby, których jeszcze nie odkryliśmy”. Jako marketingowiec i biznesmen Jobs spisał się wyśmienicie - wykreował potrzebę i sprawił, że ludzie w nią uwierzyli.
Gorzej poszło Jobsowi jako wizjonerowi. Jego śmiałe plany i wizje dotyczące przyszłości nie przetrwały próby czasu. To phablety wygrywają rozdanie, a tablety będą musiały zrobić im trochę miejsca.
*Część ilustracji pochodzi z Shutterstock.