O tym, dlaczego mój Internet jest inny niż twój
Koniec i początek roku to zawsze czas podsumowań i zapowiedzi nadchodzących wydarzeń. To tym samym okres, w którym polski Internauta uaktywnia się ze zdwojoną mocą i staje się największym i najbardziej uprawnionym do krytyki krytykiem. Skrytykuje ciebie, twoją matkę, twoje zdjęcie, wytknie literówkę i zapłacze nad twoją głupotą. Dlaczego? Bo twój rok był gorszy lub lepszy niż jego.
Nie zawsze umiemy dyskutować w Sieci. Za każdym razem, gdy publikuję jakiś artykuł, zestawienie, swoje wnioski na temat jakiejkolwiek sprawy dobitnie się o tym przekonuję. Komentarze zwykle piszą ci niezadowoleni i tylko garstka osób potrafi zdobyć się na kilka zdań argumentacji, że mają nieco inną opinię na dany temat.
Czy to tylko ja przyciągam te nienawistne głosy, kiełkuje przerażająca myśl w mojej głowie? Ależ oczywiście, że nie!
Wystarczy prześledzić... wszystkie strony, które starają się budować opinie i wyznaczać trendy.
Pod koniec roku i na początku nowego największy problem stanowią dwa słowa, nierozerwalnie ze sobą związane, a mianowicie: obiektywny i subiektywny.
Polski użytkownik Sieci zdaje się nie rozumieć ich znaczenia, żądając obiektywnego zestawienia najlepszych filmów, bynajmniej nie na podstawie listy tych, które na przykład były sukcesem box office czy niewybrednie dając ci do zrozumienia, że to niemożliwe, aby w największych rozczarowaniach roku 2014 znalazło się to wydarzenie, bo brakuje tamtego. Jakbyś nie wiedział.
Powtarzano to już po tysiąckroć, ale i ja powtórzę jeszcze raz, choć przestałam wierzyć, że głuchy i ślepy tłum się opamięta – nie ma obiektywnej recenzji, a zestawienie najlepszych filmów sugeruje, że najlepsze filmy wybrał autor owego tekstu, chyba że wyraźnie zaznaczył, że jest to zestawienie na podstawie jakiegoś rankingu. I nie trzeba dodawać w tytule imienia i nazwiska autora. Takie zawarcie sugeruje, że postać, która prezentuje swoją myśl jest a) wyjątkowa, jest autorytetem w danej dziedzinie; b) jest kolejną osobą, która w danym miejscu ową myśl wygłasza.
Przykre jest to, że to, co piszę jest dla mnie oczywistą oczywistością, a nie jest tak samo jasne dla wielu czytelników.
Żenuje mnie (tak, żenuje!) czytanie komentarzy ludzi, którzy włączyli tryb "dowalić jak najbardziej" i konsekwentnie powtarzają te słowa pod nosem niczym mantrę. Konieczność udowodnienia innym, jak bardzo się mylą, stała się ich życiowym celem. A przynajmniej ich celem w Internecie. Cóż, trzeba chyba jednak skonstatować, że ten ostatni stał się ich priorytetem w ogóle.
Oczywiście, trzeba oddać sprawiedliwość niezadowolonym – nie każdy subiektywny tekst jest dobry dlatego, że jest subiektywny.
Recenzja, zestawienie i felieton mogą być napisane źle. Mogą nie spełniać norm jakich wymaga się od takich tekstów, być złe pod względem językowym czy kuleć, jesli chodzi o kwestie logicznego myślenia, wyciągania wniosków. Nie mogą jednak być złe dlatego, że odbiorca nie zgadza się z główną, uargumentowaną myślą autora. Jeśli pod względem formalnym tekst jest poprawny (i tu wkraczają pewne normy obiektywne), a boli mnie to, że komuś dana płyta, film, serial przypadły do gustu, a mnie nie, to nie mam prawa zarzucić autorowi, że tekst jest zły. On jest niezgodny z moją opinią, a nie zły. Owszem, jak najbardziej mogę wejść w polemikę. Ale polemika – o czym większość zdaje się zapominać – to nie bezrefleksyjne mieszanie autora z błotem, a umiejętnie zorganizowana odpowiedź poparta argumentami, w której odwołujemy się do poszczególnych tez autora i z nimi dyskutujemy.
Dobrodziejstwem Internetu powinno być to, że możemy rozmawiać, rozwijać sie poprzez dyskusję, wymieniac poglądy i doświadczenia, a nie możliwości przezywania autora albo wyrażanie pustego sprzeciwu bądż aprobaty.
Jest i oczywiście miejsce na polemikę w Internecie, ale cały czas zdarza się to zbyt rzadko i merytoryczne dyskusje giną pod falą flejmu, hejtu i innych słów, które wymyśliliśmy na potrzeby nienawiści i niezrozumienia siebie nawzajem w Sieci.
Nie jest prostą sztuką dyskutować i obalać tezy autora w sposób przejrzysty i kulturalny. Dużo łatwiej napisać mu, że się nie zna, że dlaczego tu nie ma tego albo tego lub, że jest brzydki i powinien iść do kuchni (czas na seksistowski przytyk). Ale wiedz, że jeśli uciekasz się do takich praktyk, nie jesteś partnerem do dyskusji.
Sam siebie zdyskwalifikowałeś.
Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęconego cyfrowej rozrywce.
*Zdjęcia pochodzą z Shutterstock.