Oto czego nie rozumiecie w Apple Watch
Naczytałem się o sobie pod moim szybkim tekstem na temat Apple Watcha. Nie powiem, blisko 500 komentarzy, w tym zdecydowana większość bardzo krytycznych, robi swoje. Jednak jest dokładnie tak jak przewidywałem - mało kto potrafi zrozumieć to, co ponownie zrobiło Apple. Ponownie, bo bardzo podobnie było w każdym poprzednim przypadku, przy premierach: iPoda, iPhone’a i iPada.
Reakcje - te cywilizowane, z którymi da się w ogóle dyskutować - są w zdecydowanej większości dokładnie takie same:
- porównywanie do istniejącej konkurencji w sposób jeden do jednego: procesor do procesora, RAM do RAM-u, kształt do kształtu, itd.;
- rozbieranie na czynniki pierwsze całościowego konceptu i na ich podstawie wyciąganie wniosków;
- podawanie przykładów z przeszłości, które niby Apple skopiowało.
Tymczasem ta premiera - choć na razie tylko medialna, a to błąd Apple’a, o czym później - jest bardzo podobna do wszystkich wielkich premier Apple. Mówiąc w dużym uogólnieniu - wywraca do góry nogami całą kategorię produktów, w której debiutuje.
Kilka dni przed konferencją Apple’a pisałem:
(...) smart-zegarek trzeba traktować jako produkt z rynku odzieżowego, choć lepiej jego klasyfikację odda angielskie słowo „apparel”, które oznacza wszystko to, co na siebie ubieramy: nie tylko ubrania, ale także buty, dodatki, biżuterię, elementy wystroju, makijażu, perfum.
Taka klasyfikacja zmienia kompletnie myślenie o smart-zegarku. W jednej chwili bowiem mówimy o zupełnie nowej grupie docelowej. Nie są to już technologiczne geeki, lecz osoby, które zwracają uwagę na zupełnie inne aspekty decydując się na zakup produktu: styl dopasowany do własnej osoby, szyk, elegancję, modę, u których aspekt psychologiczny zakupu odgrywa znacznie większą rolę od funkcjonalnego.
Dziś, w dzień po medialnej premierze Apple Watcha, jest dla mnie jasne, że miałem rację i to na dwóch płaszczyznach:
- Apple Watch jest produktem z rynku apparel;
- podstawową grupą docelową Apple Watcha nie są miłośnicy gadżetów technologicznych, lecz znacznie szersza grupa osób: dbających o wygląd, modę, zdrowie, dobre samopoczucie.
Mamy tu do czynienia z taką samą sytuacją, jak przy premierze pierwszego iPhone’a. Wtedy też był to produkt dla znacznie szerszej grupy odbiorców aniżeli miłośnicy ówczesnych smartfonów (byli tacy! Używali BlackBerry i Windows Mobile), czyli dla kogoś, kto kiedykolwiek pomyślał o używaniu telefonu komórkowego.
Powtórzmy więc - Apple Watch nie jest produktem dla dzisiejszych entuzjastów smartzegarków. Oto dlaczego.
Apple Watch jak Swatch, a nie urządzenie mobilne
Przygotowując zegarek Apple położył nacisk na coś zupełnie innego, niż dotychczasowi producenci smartzegarków. Widać to chociażby po tym, jak szeroka jest to gama produktów. Naliczyłem bowiem 33 (!) odmiany Apple Watcha: 18 z linii podstawowej, 10 z linii Sport oraz 5 z linii edition.
Różnią się pomiędzy sobą nie tylko wielkością tarczy (38 mm oraz 42 mm), lecz także bransoletami, które pozycjonują je w bardzo różnych segmentach. Mamy tu więc premium (ten złoty edition), mamy kategorię fitness (linia sport) i przynajmniej kilka podkategorii w linii podstawowej: damską, męską, biznesową, klasyczną, młodzieżową, itd.
Jeśli przyjrzymy się tej całej szerokiej gamie, to zauważymy, że to już nie jest produkt stricte tech. To po prostu zegarek, nowoczesny zegarek z funkcjami, z którymi do tej pory zegarki nie były asocjowane. Produkt „apparel” stojący na styku mody i life-style’u.
W ten sposób marce Apple Watch znacznie bliżej jest dziś do marki Swatch aniżeli do Gear S, Moto 360, czy Asus ZenWatcha. Tak samo bowiem jak Swatch to nie tylko zegarek, lecz także life-style, sposób ekspresji, tak samo Gear i Moto to tylko kolejne gadżety tech. Owszem niektóre z nich, jak Moto czy Asus Zen są bardzo ładne „na zewnątrz”, sam nie rozstrzygnąłem w sobie, czy aby nie ładniejsze niż Apple Watch, jednak ich czar pryska w momencie, gdy przesuniemy prestiżową tarczę główną i wejdziemy do menu z zupełnie inną estetyką. Wtedy okazuje się, że są tylko kolejnymi gadżetami tech.
Apple Watch jako platforma
W tym momencie dochodzimy do najważniejszego aspektu Apple Watcha - platformy. Zegarki Samsunga, LG, Sony i innych, które bazują na Android Wear oferują jedynie powielenie funkcjonalności smartfona. Wystarczy założyć na chwilę na rękę Geara, by to zrozumieć. Wystarczy przeczytać recenzje, które mówią o irytacji powielanymi powiadomieniami ze smartfona. Wystarczy zresztą spojrzeć na screeny interfejsu Androida Wear, by dostrzec tam co najwyżej Google Now znany ze smartfona.
Apple Watch jest inny. Zegarek Apple’a przynosi nową platformę software'ową, która mimo iż na bazie iOS, jest jednak zupełnie czymś nowym. Widać to nie tylko po podstawowych aplikacjach, które wyglądają zupełnie inaczej nie tylko niż na smartfonie (także w Android Wear), lecz także po nowych elementach interfejsu jak obrazki/emoji rysowane palcem na ekranie przesyłane automatycznie na wyświetlacz drugiego Apple Watcha. To dla nas, technologicznych geeków może wydawać się trywialne i głupie, jednak kto wie, czy nie będzie to sensacja na miarę Snapchata.
Drugą sprawą jest kwestia interakcji z ekranem urządzenia. Tak jak w przypadku smartfonów mamy jedynie dotyk, w tym najważniejsze pinch-to-zoom, co powielają wszystkie smartzegarki ze stajni Androida, tak w przypadku Apple Watcha mamy kombinację trzech sposobów:
- dotyk
- pokrętło
- haptyka, czyli nawigowanie za pośrednictwem różnego nacisku na ekran.
Trzecią sprawą jest integracja z pozostałymi usługami Apple. Tu różnic pomiędzy zegarkami Samsunga, LG, czy Sony jest nieco mniej, bo każda z tych firm rozwija własne podobne systemy, choć najważniejszy będzie sposób jej implementacji, a w tym Apple od zawsze było mistrzem.
Apple Watch będzie współpracował w tle zarówno z Health Kit, czyli zestawem usług fitness/zdrowie oraz Home Kit, czyli automatyką domową (zarządzanie oświetleniem, sprzętem audio i PC, piecykiem, temperaturą wody, ogrzewania, itd.). W ten sposób Watch może się stać podstawowym narzędziem do zupełnie innych czynności, niż te, z którymi do tej pory asocjowany był smartfon.
Apple Watch jak iPod
Jest jeszcze jedna istotna kwestia, która odróżnia Apple Watch od produktów konkurencyjnych - w przypadku Apple’a, Watch należałoby traktować w kategoriach bliższych iPodowi aniżeli kolejnego urządzenia mobilnego.
iPod był bardziej produktem kulturowym, aniżeli technologicznym. Oczywiście pociągnął za sobą kilka rynków związanych z technologiami: gadżetów rozrywkowych, odtwarzaczy multimedialnych, sprzedaży muzyki, ale jego sukces wynikał przede wszystkim z tego, że Apple’owi udało się wykreować modę na niego.
iPod był produktem typu „cool”. Noszenie jego białych słuchawek było formą manifestacji, trochę buntu. W tym samym kierunku Apple chce pójść z Watchem. Wykreowanie mody na modny smartzegarek będzie sukcesem, który pociągnie za sobą zmiany na rynkach technologicznych. Takiego potencjału nie ma żaden z innych smartzegarków na rynku.
Mnóstwo wątpliwości
Mimo tego wszystkiego, co napisałem powyżej mam wiele wątpliwości związanych z Apple Watchem. Wymienię najważniejsze trzy.
1. Nie czuję jego kształtu
Wolałbym okrągły zegarek. Nie ukrywam, że z zewnątrz bardziej podobają mi się zarówno Moto 360, jak i Withings Activie ze swoimi do bólu klasycznymi konstrukcjami.
2. Nie wiadomo co z baterią
A jak nie wiadomo, to znaczy, że będzie słabo. Jeśli, jak spekulują niektórzy, jedno ładowanie Apple Watcha nie będzie wystarczać na jeden pełny dzień pracy, to może to być dyskwalifikująca dla niego sprawa.
3. Premiera rynkowa jest zbyt daleko odłożona w czasie
Początek 2015 r. - mówił Tim Cook ogłaszając to, kiedy Apple Watch ma się pojawić w sprzedaży. Znając poprzednie obietnice Apple’a tego typu, można się spodziewać, że będzie on nie wcześniej niż w… marcu, czyli za pół roku! Wiedząc już co i jak będzie z Watchem robić Apple, Samsung i inni zrobią wszystko, by go dogonić; ba, może nawet wyprzedzić. Co by o nim nie mówić, to jednak Samsung tempo pracy ma nieprawdopodobne. Wierzę, że w ciągu kwartału jest w stanie przygotować produkt, który skasuje wielką, choć tylko na papierze, przewagę Apple.