Wielcy nieobecni na Google I/O, czyli gdzie się podziały okulary i społecznościówka
Keynote otwierający Google I/O w tym roku był wyjątkowo długi, ale i tak kilku rzeczy zabrakło. Chociaż przedstawiciele firmy z Mountain View poświęcili mnóstwo czasu na przedstawienie nowości w Androidzie i ekspansji na nadgarstki, telewizory i do samochodów, to i tak nie sposób było nie zauważyć dwóch największych "nieobecnych". Osoby wierzące w triumf Google Plus nad Facebookiem i entuzjaści Google Glass z pewnością poczuli się prezentacją urażeni.
Otwarcie przeznaczonego dla programistów Google I/O trwało w tym roku blisko trzy godziny. Fani Androida i ekosystemu giganta z Mountain View z pewnością byli ukontentowani, chociaż kodowanie na żywo nieco przygasiło emocje - rozgrzewane ponownie przez pojawienie się drugiego Erica Schmidta oraz protestujących przeciwko morderczym robotom aktywistów. Część widowni jednak z pewnością.
Czas na wearables
Jeśli ktoś jeszcze rok temu miał jakiekolwiek wątpliwości, to teraz z pewnością się już ich pozbył: smartfony i tablety przestały być sexy. Google doskonale rozumie, że innowacji w kwestii tych dwóch kategorii urządzeń już nie sposób wprowadzić, a kilkuletnia ewolucja mobilnego Androida tak naprawdę dobiegła końca. Zmiany pod maską i nowy interfejs to tak naprawdę wyłącznie usprawnienie tego co było; znamienne jest, że nowy Android L nie dostał nawet kolejnego numeru w nazwie kodowej. W przyszłości pewnie będzie określany jako 4.5 lub 5.0, a "L" zostanie rozwinięte jako jakiś Lizak, ale jestem w stanie pokusić się wręcz o stwierdzenie, że w końcu Google zaprezentuje nam Androida... 1.0. Finalną wersję systemu operacyjnego, który do tej pory tak naprawdę był jedną wielką betą.
Teraz trendy, jazzy i groovy nie są już tabliczki z dotykowym ekranem o różnych rozmiarach. Na topie od początku roku jest technologia ubieralna, a Google wykorzystuje jak może nieobecność Apple na tym rynku. Sam początek konferencji I/O był w całości poświęcony wearables - co ciekawe, nie został zaprezentowany referencyjny smartwatch wchodzący w skład linii Nexus, a Google promowało na scenie produkty LG, Samsunga i Motoroli. Urządzenia wydają się przemyślane i stały się dla Sundara Pichaia nowym polem bitwy o serca i portfele konsumentów, gdzie coraz większą rolę zaczyna odgrywać też telewizja. Mówią, że do trzech razy sztuka - po pierwszym Google TV i Nexus Q i ograniczonym Chromecaście w końcu to może ruszyć. Nie można też odpuścić samochodów, bo przecież Apple wprowadziło już CarPlay.
Android Wear, czy Android Watch?
Zastanawiające jest jednak to, że cała kategoria wearables została sprowadzona do zegarków. To nie jest bynajmniej nowa kategoria produktów, ale - przynajmniej według Google - dopiero spięcie jej ze smartfonem i tabletem za pomocą Android Wear ma pozwolić na rozkwit. Czy tak się stanie, czy nie, trudno powiedzieć. Pierwsze smartfony i tablety też wyśmiewano, więc może uda się tym razem? Niezależnie od tego, czy wearables okażą się "the next big thing", widać, że Google w to wierzy.
Widać też przy tym, że doświadczenie projektantów z okularami Google Glass nie poszło na marne. Interfejs zegarka jest bliźniaczy do tego, który znajduje się w Google Glass, a sterowanie też jest podobne. Jedyna różnica jest taka, że okulary wyświetlają obraz w rogu pola widzenia na pryzmacie, a steruje się nimi smyrając oprawkę po prawej stronie głowy - zegarek zaś wyświetla treści na nadgarstku, a smyrać palcem można sam ekran. Interfejs oparty jest o kafelki i ruchy typu swipe, a ważnym aspektem obsługi smartwatcha - znów podobnie jak w przypadku Glass - jest obsługa głosowa.
Samego Glass nie było podczas prezentacji wcale.
Wróć - okulary Google było widać, ale to nie pracownicy firmy z Mountain View z nich korzystali. Twarze w Glassach patrzyły na nas z widowni, ale ich posiadacze nie doczekali się żadnych ogłoszeń związanych z tym pieruńsko kosztownym gadżetem w wersji beta. Tak jak dwa lata temu prezentowanie nagranie z Glassów podczas skoku ze spadochronu, tak dzisiaj ten projekt - wtedy nierealny, dzisiaj praktycznie zrealizowany - nie zasłużył na swoje pięć minut. Nie zaskoczyło mnie to jednak, a biorąc pod uwagę przemilczenie tego tematu nie zdziwię się, jeśli Google Glass w obecnej formie stanie się... kolejnym z porzuconych projektów giganta z Mountain View.
Programiści Google zdobyli podczas projektowania Glassów mnóstwo doświadczenia, które przydało się podczas opracowywania platformy Android Wear. Konieczność "myślenia poza pudełkiem" (gdzie pudełko miało do tej pory płaską formę smartfona i tabletu) oraz zadanie zaprojektowania abstrakcyjnego interfejsu okularów wyzwoliło w programistach pokłady kreatywności, które wykorzystano w zegarku. Można pokusić się o stwierdzenie, że Glassy spełniły swoje zadanie, a kilka lat R&D teraz w końcu powinno zacząć się zwracać.
A zegarek po prostu znacznie łatwiej sprzedać, niż futurystyczne okulary.
O wiele prościej wytłumaczyć dzisiejszemu posiadaczowi smartfona, że potrzebuje dodatkowego ekranu na powiadomienia i przepisy kulinarne na nadgarstku, który będzie dodatkowo pilotem do telewizora. To ma realne zastosowanie w codziennych sytuacjach. Dla futurystycznych okularów stale podłączonych do sieci znacznie ciężej wymyślić realny scenariusz użytkowania, znacznie trudniej znaleźć solidny selling point.
Użyteczność i wygoda użytkowania Google Glass też jest, łagodnie mówiąc, dyskusyjna. Tak jak jestem sceptyczny co do wearables, czyli opasek i zegarków, tak jako gadżeciarz wyobrażam sobie korzystanie z takiego gadżetu na co dzień. Ba, z Sony SmartWatchem i SmartBandem już biegałem i niektóre aspekty tych urządzeń przypadły mi do gustu. W przypadku okularów ich założenie wywołało u mnie efekt "wow", ale było to raczej docenienie kunsztu inżynierów, którym nikt nie wierzył, że stworzą takie urządzenie. Nie ogarnęła mnie impulsywna chęć posiadania tego gadżetu, bo nie umiałbym go na co dzień wykorzystać. Posiadacze Glassów też korzystają z nich raczej na siłę.
Miasto duchów. Tak, to słynne miasto duchów
W poprzednich latach podczas Google I/O duży nacisk kładziono na Google Plus, czyli serwis społecznościowy spajający wszystkie usługi giganta w jednym miejscu. Inżynierowie giganta prezentując albumy ze zdjęciami i moduł wydarzeń byli podekscytowani możliwościami, jakie to daje. Ba, sam byłem zachwycony funkcją współdzielenia zdjęć przez wszystkich uczestników tego samego wydarzenia, i nie mogę wybaczyć Zuckerbergowi, że tego nie skopiował. Tylko co z tego, skoro nawet podczas dzisiejszego spotkania w biurze Google inne osoby, które wraz ze mną oglądały streaming, porozumiewały się przez Facebooka i Twittera?
Problem z Google Plus jest taki, że społecznościowe moduły świetnie wyglądają na papierze. Może też u inżynierów Google one się świetnie sprawdzają, ale poza warunkami laboratoryjnymi już nie. Rynek to boleśnie zweryfikował przydatność kolejnej platformy. Wszyscy znajomi są na Facebooku, newsy wybuchają na Twitterze, a Google Plus - z całym szacunkiem dla aktywnych urzytkowników i porównując skalę - nawet po wchłonięciu przez ten serwis komentarzy z YouTube'a jest tym nieszczęsnym miastem duchów.
Koniec marzeń o podboju świata?
Najwyraźniej w Mountain View już się z tym faktem, że Plus nie porwie milionów użytkowników, pogodzono. Wzięto też na to poprawkę opracowując prezentację na teogoroczne Google I/O. Serwis społecznościowy z Mountain View, który był przecież oczkiem w głowie wielu ważnych pracowników firmy, nie został ani razu w znaczący sposób przywołany, ba nie poświęcono mu nawet minuty! Już nawet oparta o Plusa platforma Google Play Games, będąca odpowiednikiem Game Center i Xbox Live, miała swoje 3 minuty na scenie.
Nie zobaczyliśmy odświeżonego interfejsu, nie było nowych powiązanych z Plusem webaplikacji, nie chwalono się nawet naciąganą liczbą użytkowników. Wniosek jest jeden: nie ma się czym chwalić. Oczywiście nie przewiduję, jakoby Plus miał zostać zaraz zamknięty, ale najwidoczniej jego twórcy już nie chcą udawać, że ma być to pełnoprawny konkurent Facebooka i serwis społecznościowy Google zostanie tym, czym jest dzisiaj: ogniwem spajającym inne usługi. Tylko i aż, zależnie od której strony spojrzeć.
Google i tak nie ma się czego wstydzić
Po Google I/O jako użytkownik Androida byłbym pewnie w siódmym niebie. Przyznam jednak, że tegoroczne WWDC po mojej przesiadce na iOS i OS X dało mi przeświadczenie, że mój switch na Jabłkową Stronę Mocy to była bardzo dobra decyzja. Mam przeświadczenie, że za kilka miesięcy Apple wyeliminuje praktycznie wszystkie wady swojego ekosystemu i wprowadzi masę funkcji, z których będę korzystał. Na Google I/O nie pokazano zaś nic, co by sprawiło, że zapałałbym ponownie miłością do zielonego robota i chciał wymienić Maka na Chromebooka.
Obiektywnie patrząc, a nie przez pryzmat tylko moich potrzeb, użytkownicy Nexusów czekający na nową wersję oprogramowania powinni być jednak zadowoleni. Za programistów się z kolei nie wypowiem, ale pewnie też będą mieli teraz pełne ręce roboty i kolejne sposoby na pozyskanie użytkowników. Co prawda ze strony deweloperów wręcz czuć było przez ekran znużenie, którego nie zaobserwowałem w przypadku prezentacji nowego OS X 10.10 Yosemite i iOS 8. Czy to znaczy, że Apple bardziej porywa devów? I tak, i nie. Cupertino wzbudziło emocje nie tylko nowymi rozwiązaniami, ale też liberalizacją polityki, której nikt się nie spodziewał. Apple pod wieloma względami (rozszerzone powiadomienia, alternatywne klawiatury itp.) było daleko w tyle i na WWDC wykorzystano ten potencjał, żeby zaskoczyć obecnych.
W przypadku Google programiści raczej wiedzieli, czego się spodziewać, a firma stojąca za rozwojem Androida i największej wyszukiwarki świata idzie kursem, który sobie wyznaczyła lata temu. Nadal nie ma tego, że tak to przewrotnie ujmę, pierwiastka amazingu. Technologia ubieralna dalej jest bardziej potrzebna producentom i deweloperom, niźli użytkownikom, a Android TV to zbyt mało, żeby się ekscytować. Jedynie połączenie Chrome OS z Androidem wydaje mi się takim prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Po wprowadzeniu aplikacji mobilnych na Chromebooka nagle okaże się, że te "pseudo laptopy" od Google mają więcej oprogramowania, niż znajdzie się dla Windowsa z interfejsem Modern.
Pytanie tylko, ile z tych rozwiązań przetrwa próbę czasu? Google Plus i Google Glass, tak jak wcześniej (zbyt) innowacyjnemu Google Wave, się to najwyraźniej nie udało.