REKLAMA

Włączyłeś tryb Boga i już nie możesz się zatrzymać

55 selfie na minutę. 1 godzina przed lustrem. Tafla wody, aparat fotograficzny, lusterko wsteczne, witryna sklepowa, okno, lustro w centrum handlowym, ekran monitora. 3300 selfie na godzinę. Mówili mi: „Jesteś piękna!”. Mówiłam im: „Jestem piękna”. 24 godziny przed lustrem. To była miłość od pierwszego wejrzenia, a potem umarłam z tęsknoty. Włączyłam tryb Boga, już nie mogę się zatrzymać. Parkowanie zabronione 24 h/dobę. Mam na imię Narcissus. Uwaga, właśnie weszłam w posiadanie nowego demona.

Włączyłeś tryb Boga i już nie możesz się zatrzymać
REKLAMA

Przynajmniej raz dziennie wpisuję w wyszukiwarkę moje imię i nazwisko. Blisko 26 tysięcy wyników. Kim Kardashian ma cztery zera więcej, ale ja nie mam silikonu w pośladkach. W 2007 roku „narcissurfing” zrobiło jako słowo i zjawisko furorę - trafiało na wiele list „słów roku”. Dzisiaj możemy dokooptować do tego „selfie” i mamy mieszankę wybuchową, a raczej udany przepis na „pępek świata”. Jestem pępkiem świata, powtarzam to sobie codziennie. Zostawiam ślady w Internecie, a potem ich szukam. Stoję na scenie, publiczność jest w tylnych rzędach – muszę mieć choć trochę przestrzeni, nie bez powodu karmię ego. Przecież tak tylko mogę uwierzyć, że jestem coś warta. „Stań przed lustrem i wymień wszystkie swoje zalety”. W poradnikach radzili. Wmówili.

REKLAMA

Jestem Bogiem!

Laura E. Buffardi i W. Keith Campbell z University of Georgia w 2008 roku dokonali badania, którego wyniki potem ujrzały światło dzienne w pracy pt. „Narcissism and Social Networking Web Sites”. Buffardi i Campbell przeprowadzili wywiady z 129 osobami, które były posiadaczami kont na Facebooku. Doświadczenie podzielone było na dwie części – pierwszą była ankieta, drugą analiza profilów na portalu społecznościowym. Naukowcy zastosowali Inwentarz Osobowości Narcystycznej, który służy do oceniana skłonności narcystycznych. W kwestionariuszu ankietowani znaleźli różne stwierdzenia, np. dotyczące ich ciała (czy postrzegają je pozytywnie czy negatywnie) i ich zadaniem było wybrać określenie bardziej do nich pasujące.

Analizą profilów na Facebooku zajmowały się osoby, które nie miały uprzednio kontaktu z właścicielami kont.

Ich ocena składała się z części obiektywnej, czyli oceny liczby przyjaciół danej osoby, liczby grup, do których należy czy liczby postów zamieszczonych na wallu oraz subiektywnej, np. analizy informacji, jakie dany człowiek zamieścił w rubryce „O mnie” czy jaki strój miał na zdjęciu (seksowny bądź nie). Wyniki analizy profilu (oceny obiektywne i subiektywne), a także informacje uzyskane z Inwentarza Osobowości Narcystycznej porównano ze sobą. Jak się okazało osoby, które w realnym życiu przejawiały skłonności narcystyczne (osiągnęły wysoki wynik w Inwentarzu), były przez niezależnych sędziów postrzegane jako bardziej autoreklamiarskie i seksowne na swoim profilu, ci ludzie brali także udział w większej liczbie interakcji oraz mieli więcej znajomych.

Oczywiście, można założyć, że sam Facebook z natury ustawia nas w położeniu tego, który się reklamuje i jest narzędziem do promocji siebie, swoich działań, biznesu. Nie da się jednak zaprzeczyć, że konta na tym portalu są rozbudowane i aktualizowane na różnym poziomie – nie przez przypadek niektórzy nie mają żadnego zdjęcia, a inni mają ich tysiące, w tym 100 z jednej wizyty w toalecie. Znamienne i budzące politowanie wydają się postawy osób kreujących się na nieśmiałe jednostki.

Tacy delikwenci z uwielbieniem umieszczają dziesiątki zdjęć przedstawiających siebie w różnych sytuacjach (na koniu, z pączkiem, bez pączka, na plaży i z dziubkiem) z podpisem: „ale brzydko wyszłam”, „ojej jak ja wyglądam”, „olaboga, no nie mam pytań”. Żałosne prowokacje służą do zaspokajania ich ukrytego Narcyza, bo jak możemy się domyślać, pierwszą reakcją znajomków jest zaprzeczenie i komplementacja. Ci brzydcy-piękni nieszczęśliwcy to zresztą te same osoby, które na ścianie napiszą: „Ale mi źle. Nie chcę o tym rozmawiać.” Po to tylko, aby 20 wirtualnych przyjaciół próbowało ich zachęcić do zwierzeń.

Jestem przedmiotem, który trzeba sprzedać. Mam być świeży, inteligentny jak proszek i atrakcyjny. Seksownie jem burgera w modnej knajpie. Cyk, cyk! Plus dziesięć do obserwujących.

Sieć jest naszym lustrem – to w niej stroimy pozy, pudrujemy nos i dopieszczamy własny wizerunek. Rzeczywistość stała się krzywym zwierciadłem, w którym nic nie jest takie, jakie chcemy. Symbol lustra wydaje się być nierozerwalnie związany z istnieniem w Sieci i co więcej, zdaje się idealnie korespondować z przejawami aktywności w Internecie. Lustro to próżność, to atrybut piękna, zadowolenie z siebie to tafla, która pozwala zakochać się w sobie i umrzeć w cierpieniu. Niestety, my rzadko umieramy. Pragniemy siebie coraz bardziej i odradzamy się wciąż na nowo z każdym pstryknięciem selfie. Niczym Alicja w Krainie Czarów funkcjonujemy w zwierciadlanym świecie ułudy.

Od dziś nawet sami nie musimy robić sobie selfie – niechby nam ręka drgnęła i twarz krzywo wyszła. Firma iStrategy wymyśliła lustro, które zrobi to za nas. Wystarczy, że staniemy przed nim na winylowej grafice umieszczonej na podłodze i zrobimy jak najlepszą minę.

Lustro pstryknie nam fotkę, którą od razu będziemy mogli opublikować w social media. Dziś Zwierciadło Eingarp nie pokazałoby Harry’emu Potterowi zmarłej rodziny, ale jego samego z kciukiem do góry i strzeliło „samojebkę”, którą wrzuciłby na Instagrama. Dzięki temu miałby szansę stać się częścią projektu selfeed.com autorstwa Tylera Madsena, Erika Cartera i Jilliana Mayera. Tych trzech artystów wymyśliło stronę, która jest strumieniem selfie w czasie rzeczywistym, pojawiających się na Instagramie z hashtagiem „selfie”.

Równie ciekawym i pokazującym skalę zjawiska „selfie” jest projekt Selfiexploratory, będący częścią Selfiecity.net. Selfiexploratory to nic innego jak baza przypadkowo wybranych 3200 selfie pochodzących z Instagrama, które są ułożone wedle kilku kategorii. Mamy zdjęcia z pięciu wielkich miast świata, które przedstawiają ludzi obu płci, w różnym wieku, o różnym stopniu zadowolenia, a także przybierających inną pozę na zdjęciu. Dzięki Selfiexploratory możemy zaznaczyć i dowolnie miksować kategorię, otrzymując różną liczbę selfie do obejrzenia (Zadowolony mężczyzna w wieku 20 lat pochodzący z Berlina? No problem!).

55 selfie na minutę. 3300 selfie na godzinę. Jestem chora

Całkiem niedawno APA, czyli American Psychiatric Association uznało, że robienie sobie selfie to zaburzenie świadczące o „zapaleniu naszego ego”. Ten rodzaj dysfunkcji został przez Stowarzyszenie określony mianem „selfitis”. Według APA zaburzenie selfitis należy podzielić na trzy poziomy, które świadczą o sile naszego uzależnienia od selfie. Pierwszy poziom to tzw. linia graniczna, czyli stan, w którym robimy sobie sami co najmniej trzy zdjęcia dziennie, natomiast nigdzie ich nie publikujemy. Drugi stopień można nazwać już ostrym przypadkiem, kiedy wykonujemy selfie co najmniej trzy razy dziennie i niektóre z nich umieszczamy w social media. Trzeci, najbardziej groźny stan to tzw. chronic selfitis – nie kontrolujemy liczby fotografii, które robimy sami praktycznie 24 godziny na dobę i publikujemy je w społecznościówkach ponad 6 razy dziennie.

Kultura i Sieć sprzyjają nastawieniu się na JA. Znamienna jest zmiana sieciowego przedrostka e- na i-. Mamy iPhone’y, iPady, iPody, iTunes, iCycle, iStrategy (!) czy trochę inaczej, Mi-Fi. Wszystko wokół sugeruje nam, że to właśnie my, a raczej ja, bo każdy z osobna, jest najważniejszy. Internet i świat kręci się wokół Ciebie, wierzysz mi? Wystarczy choćby przypomnieć sobie kampanię reklamową Yahoo! sprzed kilku lat, która przebiegała pod hasłem, takim jak: „Cyfrowy świat ma nowego pana. To ty!”. Nie daj się zwieźć, twój sąsiad też tak myśli.

Zajęci tylko sobą przestajemy zauważać własną publiczność. Nikogo dzisiaj nie obchodzi to, czy ktoś chce go słuchać i na niego patrzeć, ważne, że razem, konsekwentnie izolujemy się, tworząc paradoksalnie wspólnotę. Nie trzymamy się za ręce, bo one są zajęte celowaniem smartfona w naszą twarz. Pozostaje płynąć z prądem.

Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? I!

REKLAMA

Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęconego cyfrowej rozrywce.

Zdjęcia pretty girl make a duck face, and take a self portrait with her smart phone, Michelangelo God's touch. Close up of human hands touching with fingers oraz Facebook notifications of friend request pochodzą z Shutterstock.
Fot. Business Insider

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA