Nowe prawo na Węgrzech zabrania fotografii ulicznej. A jak sytuacja wygląda w Polsce?
Na Węgrzech weszło w życie nowe prawo, które zabrania fotografowania nieznajomych osób bez ich wyraźnej zgody. Jest to zatem koniec fotografii ulicznej w tym kraju. W Polsce prawo jest nieco mniej surowe, ale fotograf też nie może pozwolić sobie na wszystko.
Jak donosi The Guardian, nowe węgierskie prawo zabrania wykonywania zdjęć osobom, które nie wyraziły na to zgody. Węgierscy fotografowie nie kryją oburzenia, zwłaszcza że, jak na ironię, kraj ten ma duże fotograficzne tradycje. Na Węgrzech urodzili się m.in. Joseph Pulitzer, fundator słynnej nagrody przyznawanej m.in. fotoreporterom, oraz jeden z największych fotoreporterów w historii fotografii - Robert Capa.
Sytuacja jest kuriozalna, gdyż nawet węgierskie sądy nieoficjalnie przyznają, że nie wiedzą, jak egzekwować nowe prawo. Czy fotograf może najpierw zrobić zdjęcie, a później zapytać o zgodę? Prawdopodobnie nie, co oznacza, że od teraz nie będą możliwe żadne niepozowane zdjęcia z ulicy.
W XXI wieku, w dobie kamer przemysłowych szpiegujących nas na każdym kroku, taka sytuacja jest wręcz nieprawdopodobna. Warto jednak o tym pamiętać, jeżeli zamierzamy wybrać się na urlop np. do Budapesztu. Turystów powyższe prawo także obowiązuje.
A jak sytuacja wygląda w Polsce?
Według polskiego prawa fotograf może fotografować na własny użytek prawie wszystko. Wyjątkiem są miejsca, które z jakichś powodów nie pozwalają na fotografowanie. Przykładem takich miejsc są np. muzea (przeważnie zabrania się w nich używania lamp błyskowych), obiekty wojskowe, czy często lotniska. Przeważnie, przy wejściu na teren takiego obiektu, otrzymujemy wyraźną informację o zakazie fotografowania.
W Polsce można natomiast bez przeszkód fotografować w całej tzw. przestrzeni publicznej, czyli na ulicach, placach miejskich, w środkach komunikacji miejskiej, ale także w restauracjach czy galeriach handlowych. Możemy fotografować zarówno same miejsca, jak i osoby, które się w nich znajdują. Warto o tym pamiętać, bo konflikty są nieuniknione. Sam miałem kilka nieprzyjemnych spotkań z ochroną różnych obiektów. Przeważnie jako argument ochroniarzy pada lakoniczne stwierdzenie o „fotografowaniu urządzeń technicznych”. Z reguły sytuację łagodzi uśmiech i krótka rozmowa, ale wiadomo – bywa różnie.
„Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej”
Polskie prawo pozwala nam fotografować, ale nie jest to równoznaczne z publikacją zdjęć. Tutaj tkwi cały szkopuł, ponieważ nie możemy opublikować zdjęcia, na którym widać inną osobę. Chociaż mamy prawo autorskie do własnych zdjęć, bywa że publikacja zdjęcia narusza prawo do ochrony wizerunku innej osoby.
Idealna sytuacja to taka, kiedy od fotografowanej osoby uzyskamy zgodę na publikację zdjęcia, ale w praktyce bywa, że taka zgoda jest niemożliwa do uzyskania od wszystkich osób znajdujących się na zdjęciu. Generalnie bez wyrażonej zgody możemy opublikować zdjęcie osób tylko w trzech przypadkach:
- kiedy fotografujemy cały tłum, np. podczas imprezy masowej;
- kiedy fotografujemy osobę publiczną, ale tylko w trakcie wykonywania jej funkcji publicznej (np. muzyk na koncercie, sportowiec podczas zawodów, polityk na przemówieniu), zatem nie wliczają się w to zdjęcia paparazzi;
- w tzw. przypadku modelki, której pracę opłacamy. Jeżeli modelka wyraźnie nie zabroni publikacji jej wizerunku przyjmuje się, że możemy jej zdjęcia opublikować. Ten punkt można rozszerzyć także na wizerunek osób fotografowanych w egzotycznych krajach (np. w Indiach), gdzie za drobną opłatą wiele osób chętnie pozuje do zdjęć. Zawsze jest to jednak kwestia umowna i na wszelki wypadek lepiej jest zapytać o zgodę na publikację.
Mam nadzieję, że węgierskie prawo okaże się jakimś wypadkiem przy pracy. Nie wyobrażam sobie, żeby podobne restrykcje mogły wejść do Polski.
Zdjęcie people on zebra crossing street pochodzi z serwisu Shutterstock.