128 restartów później, czyli epilog mojej przygody z instalacją Windowsa 8.1
Kilku członków redakcji Spider’s Web relacjonowało naszym czytelnikom wrażenia po instalacji, a także z samego procesu samej instalacji, nowego systemu Microsoftu. Maćkowi na jego tablecie Surface poszło to gładko, podczas gdy Ewa spędziła przy wgrywaniu Windows 8.1 sporo czasu. W moim przypadku problemy osiągnęły w weekend istne apogeum. Serio, byłem już bliski złożenia zamówienia Maka lub ściągnięcia Ubuntu, czego zresztą nawet teraz nie wykluczam. Co poszło nie tak?
O problemach z systemem Windows 8.1 na łamach Spider’s Web już wspominałem. Okazuje się, że w niektórych przypadkach wykonanie uaktualnienia jest, tak po prostu, niemożliwe. Ze względu na śmieci pozostałe w moim systemie po zeszłorocznej aktualizacji siódemki do ósemki zmuszony byłem do przywrócenia komputera do ustawień fabrycznych. To był spory problem, więc wstrzymałem się z tym do niedzieli - zgrywanie danych na dysk zewnętrzny, ponowna instalacja i konfiguracja aplikacji desktopowych - ale mogłoby się zdawać, że przynajmniej proces wgrywania systemu “na czysto” przebiegnie w miarę bezboleśnie. Oj, jak bardzo się pomyliłem...
Przywracanie systemu
Doskonale zdaję sobie sprawę, że większości z Was aktualizacja mogła nie sprawić problemów, ale z Microsoftem to już tak jest, że nigdy nie ma pewności, kiedy trafi się na jakieś bugi (co dotyczy nawet zamkniętego Windowsa RT). W przypadku mojego komputera PC - zwykłego stacjonarnego składaka - wszystko poszło o dziwo gładko, ale na już Ultrabooku od Samsunga pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Aby zainstalować system Windows 8.1 ma swoim laptopie zmuszony byłem przywrócić ustawienia fabryczne, a więc system Windows 7.
To akurat było proste, dopiero potem zaczęły się schody. Po przywróceniu systemu z Recovery musiałem pobrać i zainstalować najpierw Windows 8, a dopiero na koniec - Windows 8.1. W międzyczasie konieczne było wgranie zyliarda poprawek i nie-wiem-nawet-ile restartów. Spędziłem przy całym procesie włącznie z przywróceniem swoich programów i ustawień równe 10 godzin - jak w niedzielę o 20:00 kliknąłem przycisk Recovery, tak następnego dnia o szóstej rano zamknąłem klapę laptopa.
Z tego miejsca chciałem firmom Samsung i Microsoft podziękować za masę wrażeń i pełną emocji noc.
Przygotowałem się psychicznie na to, że proces nie będzie łatwy i przyjemny, a droga do nowego Windowsa 8.1 kręta i wyboista. Nie myślałem jednak, że aż tak. Serdecznie współczuję każdej osobie, która będzie przez coś podobnego przechodzić. Wiele osób może tutaj spytać, czemu nie pobrałem po prostu obrazu systemu (poradnik tutaj) i nie zainstalowałem go ręcznie? Zdaję sobie sprawę, że jest taka możliwość, ale nie skorzystałem z niej z kilku względów:
- Chciałem po prostu z czystej ciekawości sprawdzić, jak przebiega proces instalacji Windows 8.1 “by the book”. (miałem dużą nadzieję, że zostanę pozytywnie zaskoczony)
- Nie chciałem pobierać .iso z żadnego niepewnego źródła, zresztą nie miałem pewności, czy zadziała w nim mój klucz (kupiłem nie system w pudełku, a jedynie aktualizację z Windowsa 7 do 8)
- Tak by zrobił tzw. “zwykły użytkownik” więc chciałem wejść w jego skórkę (więcej tego nie zrobię)
- Nie chciałem uszkodzić partycji Recovery, bo z doświadczenia wiem, że są one niezwykle delikatne (miałem kiedyś netbooka, w którym takowa wysiadała po ręcznej instalacji systemu - nie pytajcie mnie, dlaczego, ale teraz po prostu dmucham na zimne)
- Na moje potrzeby wystarczający jest Office Starter, więc nie chciałem go stracić (i tutaj spotkała mnie niemiła niespodzianka)
Proces aktualizacji to kpina
Może ja wymagam za dużo, ale “zwykłemu użytkownikowi” naprawdę przydałoby się narzędzie umożliwiające instalację nowego systemu jednym kliknięciem - zwłaszcza że tryb przywracania do ustawień fabrycznych w Windows 8.1 wymaga dysku przywracania. Niestety, Microsoft nie udostępnia płyty instalacyjnej, a każdorazowo przy instalacji trzeba ponownie pobierać dwa obrazy systemu. Proces jest długi, żmudny i pełen pułapek.
Jak wspomniałem, na swoim Ultrabooku za pomocą partycji Recovery przywróciłem siódemkę, uprzednio zgrywając dane na dysk przenośny. Proces z racji posiadania dysku SSD trwał chwilę, ale nie mogłem od razu płynnie przeskoczyć do instalacji ósemki. Już na wstępie musiałem odczekać, aż system pobierze i zainstaluje kilkadziesiąt aktualizacji systemowych, zanim mogłem odpalić chomikowany na Dropboksie instalator.
Windows 7 -> Windows 8
Jeśli ktoś by pomyślał, że da się uruchomić go od razu, to jest w błędzie. Instalator systemu kazał odinstalować sterowniki, więc udałem się w tym celu do Panelu Sterowania. To co w nim zobaczyłem to istna Sodoma i Gomora, więc następne pół godziny spędziłem na klikaniu i usuwaniu jeden po drugim tony crapware, którą na komputerze instaluje Samsung (po roku już zapomniałem, ile tego preinstalowanego softu w nim siedziało). Dla pewności wyrzuciłem wszystko oprócz Office’a i sterowników do karty sieciowej, zgrałem dane i zacząłem pobierać ósemkę.
Przy łączu o prędkości sześciu megabitów trwało to prawie godzinę, a następne kilkadziesiąt minut czekałem na instalację. Ta przebiegła na szczęście bez problemów, a potem powitały mnie kafelki. Udałem się od razu do Sklepu Windows, ale tutaj zonk - aktualizacji nie ma. Szybkie pytanie do Google i już wiem - trzeba zainstalować jedną konkretną poprawkę i kafelek z Windows 8.1 się pojawi… Tylko to guzik prawda. Skończyło się na ściąganiu ponad 80 łatek i kilkunastu restartach komputera w międzyczasie.
Windows 8 -> Windows 8.1
Nie muszę dodawać, że już w tym momencie byłem sfrustrowany? Zbliżała się północ, a po czterech godzinach walki nawet nie zacząłem ściągać najnowszego systemu. Gdy ten wreszcie się pojawił znów czekałem bitą godzinę na pobranie paczki 3,5 GB - dodam, że przechodziła ona przez mój router już trzeci raz w ciągu ostatnich kilku dni, ale nikt w Microsofcie nie wpadł na pomysł, aby dać użytkownikom możliwość zapisania jej na później.
Ciekaw też jestem, jak to się dzieje, że w sieci widzę informacje o tym, że po pobraniu instalacja Windows 8.1 trwa kwadrans. U mnie to trwało znacznie dłużej. Po uruchomieniu upragnionego 8.1 spotkał mnie kolejny zawód - Microsoft niestety nie zapamiętał tego, że kafelków nie używam i na nowo zainstalował mi wszystkie swoje aplikacje. Dopiero po wyrzuceniu śmieci (mam mały dysk SSD w laptopie, każdy megabajt na wagę złota) mogłem zająć się wgrywaniem programów i sterowników oraz konfigurowaniem nowego OS.
Kto popsuł SW Update...
Pierwsze duże rozczarowanie po aktualizacji do Windowsa 8.1 to nowa wersja aplikacji do ściągania sterowników od producenta komputera. Program o nazwie SW Update nigdy nie działał dokładnie tak, jakbym sobie tego życzył - wyskakiwały w nim powiadomienia o nieistniejących aktualizacjach, a czasem trzeba było kilkukrotnie ściągać kilkuset megabajtowe paczki danych, bo wysypywał błędy. Mimo to w miarę działał i miałem nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Nic bardziej mylnego. Po wgraniu najnowszej wersji pobranej ze strony Samsunga moim oczom ukazał się zupełnie inny program. Nie ma już przycisku “wykryj nieaktualne i aktualizuj”, a jedynie mogę podać nazwę modelu komputera (nie jest tak mądry, żeby samemu to sobie sprawdzić!) i ściągnąć paczkę sterowników. Ja przepraszam, ale do tego wystarczyłaby mi strona główna - pod warunkiem, że sterowniki by na niej były… a nie ma, nawet w anglojęzycznej wersji www producenta. Samsungu, bardzo cię lubię, ale cholera co jest grane?
… i gdzie podział się mój Office?!
Z pakietu Microsoft Office korzystam od święta, bo 99% moich tekstów powstaje w wygodniejszym* edytorze webowym Google Docs. Nie widzę więc sensu wydawania kilkuset złotych na licencję na ostatnią wersję Office’a lub płacenia abonamentu za 365. Idealnie sprawdzał się tutaj Office Starter, który dostałem jako preinstalowany soft - chyba jedyny, którego nie zaliczyłem do kategorii crapware. Używałem go z powodzeniem na ósemce, z nadzieją, że będę mógł korzystać z niego także na 8.1.
To co jednak zrobił Microsoft, to po prostu czyste świństwo. Ja wiem, że dla nich to żaden interes - w końcu lepiej żebym kupił licencję na 365 - ale skoro już ten starter jest udostępniony, to użytkownicy mają, cholera, prawo z niego korzystać. A tutaj się okazuje, że tak jak na ósemce mi on działał, tak na 8.1 już nie. Znikł z systemu, instalator wysypuje błędy “goń się użytkowniku i leć do sklepu”. Serio to mnie ma zachęcić do zakupu? Prędzej do Open Office’a...
* wygodniejszym dla mnie, oczywiście.
Pierwsze wrażenia
Miałem ambitne plany, bo chciałem opisać pierwsze wrażenia po przesiadce na nowy system, a także dać jeszcze jedną szansę kafelkom na komputerze stacjonarnym. W końcu 8.1 to masa poprawek, które mają uczynić korzystanie z Modern UI wygodniejszym i bardziej przyjaznym. Niestety, po dziesięciu godzinach babrania się z konfiguracją komputera straciłem na to całkowicie ochotę. Przez pierwszy dzień miałem problem ze sterownikami grafiki, a do teraz widzę w Menedżerze urządzeń jedną nierozpoznaną pozycję i za cholerę nie wiem, co to.
Najbardziej ucieszył mnie fakt, że zwolniło mi się około 10 GB miejsca na dysku w porównaniu do poprzedniej instalacji ósemki - przynajmniej z tego powodu było warto. A oprócz tego to w sumie nie widzę większych zmian. Moim głównym środowiskiem pracy był, jest i będzie pulpit, a tam niestety nie zmieniło się wiele, żeby nie powiedzieć - nic. No dobra, w “Tym komputerze” (już nie ma “Mój komputer!”) pojawiły się jakieś dziwne foldery, których nie da się usunąć i zintegrowany z eksploratorem został dysk SkyDrive (ale i tak zostaję przy Dropboksie).
Na plus zaliczam możliwość automatycznego logowania do trybu desktopowego po włączeniu komputera oraz możliwość wyłączenia aktywnych rogów. Szkoda natomiast, że nowego przycisku Start nie da się usunąć - w końcu wszystkie skróty do aplikacji mam na pasku zadań, a przycisk uruchamiający Modern UI zabiera na nim cenne miejsce. Tryb Modern zrecenzuje dla Was Maciek, a ja wrócę do tematu w przyszłości - jak mi złość na Microsoft i Samsunga na zarwaną noc przejdzie.
System nieco przyspieszył, ale ciężko powiedzieć czy to zasługa aktualizacji do 8.1, czy też wymuszonego formatu dysku. Stawiam na to drugie...