REKLAMA

Potworny jetlag skłania mnie do refleksji, że ciało ludzkie nie nadążą za rozwojem technologii

Drugi dzień jetlaga powrotnego to najgorsza z możliwych faz. Czujesz się jakbyś był nie w swojej skórze, jakbyś stał obok i patrzył na bezradnego siebie. Brak poczucia czasu, totalne zmęczenie graniczące z totalnym wyczerpaniem i to bardzo silne odczuwanie grawitacji… - takim szokiem reaguje twoje ciało na nienaturalnie szybką zmianę stref czasowych. A przy okazji prowokuje do myślenia, czy aby dobrodziejstwo super, hiper technologii nie przekracza naturalnych, fizycznych możliwości człowieka.

Potworny jetlag skłania mnie do refleksji, że ciało ludzkie nie nadążą za rozwojem technologii
REKLAMA

W sobotę wieczorem wróciłem ze Stanów po prawie dwutygodniowym pobycie. Byłem na zachodnim wybrzeżu, gdzie różnica czasu w stosunku do polskiej strefy czasowej wynosi 9 godzin. To jedna z największych różnych czasowych pomiędzy dwoma punktami na naszym Globie. I na dodatek taka, która prawie dokładnie odwraca czas czuwania - wtedy, gdy w Polsce ludzie się budzą, tam, w Kalifornii właśnie się kładą.

REKLAMA

Jetlagi znoszę fatalnie, a w szczególności te powrotne. To pewnie związane jest z tym, że jetlag wyjazdowy jest nieco niwelowany euforią poznania nowego miejsca. Powrót jest zawsze gorszy. Dzisiaj, w drugą dobę po przyjeździe mówiąc kolokwialnie - ledwo żyję.

Samoloty, szczególnie, gdy możliwe stały się loty transatlantyckie, zmieniły życie na Ziemi kompletnie. Oto w ciągu kilku, kilkunastu godzin możesz się znaleźć na najdalszym zakątku Globu. To coś, co nie było dane żadnemu poprzedniemu pokoleniu. Jeszcze sto lat temu, wyprawa powiedzmy z Krakowa do Warszawy trwała dłużej i była bardziej niebezpieczna. Dziś o 8:00 rano czasu polskiego wsiadam do samolotu i via Londyn, za 11 godzin jestem w San Diego - jednym z najodleglejszych miast w Stanach Zjednoczonych z europejskiej perspektywy.

I tak się zastanawiam, czy te wszystkie wspaniałe osiągnięcia technologii lotniczych, niesamowite prędkości dochodzące do 900 km/h (mierzone prędkością lądową) nie nastąpiły za szybko w stosunku do naturalnej ewolucji ciała ludzkiego. Sądząc chociażby po reakcji mojego ciała, tę nienaturalność odczuwam aż nazbyt silnie. Czuję wręcz ból fizyczny, nie mówiąc już o lęku psychicznym (poczucie, gdy nie jesteś sobą to najgorsze z możliwych stanów). Czy naprawdę jestem gotowy, by przemieszczać się w ciągu pół doby na odległość kilkunastu miesięcy kilometrów?

Dzisiaj coraz więcej mówi się o rychłej integracji ciała ludzkiego z technologiami komputerowymi. Już są całkiem nieźle działające prototypy tatuaży wypełnionych po brzegi chipami, które integrują się z ciałem człowieka. Za chwilę zadebiutują okulary Google'a, które połączą świat realny ze światem "rzeczywistości poszerzonej". Wszystko ponoć w służbie człowieka - by mu pomóc, by ułatwić życie, by uprościć codzienną egzystencję. Czy aby na pewno tak będzie?

REKLAMA

W takiej chwili jak ta, gdy ledwo widzę na oczy i słaniam się bezwiednie na nogach, mam ochotę zapomnieć o wszystkich wspaniałych osiągnięciach technologicznych ludzkości. I iść spać. Po prostu. Niech dadzą mi święty spokój.

Zdjęcie pochodzi z serwisu Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA