Po co Microsoft kupił Lumię?
To chyba najgorętszy okres w historii Microsoftu. Zakup Skype’a, reorganizacja firmy, Windows 8, a teraz jeszcze kupno Nokii. Co teraz Microsofcie? Z jednej strony masz potężną broń w ręku. Z drugiej jednak… brak znaczka „Nokia” na smartfonach Lumia może okazać się sporym problemem.
Jeszcze nie tak dawno temu nazywaliśmy Microsoft skostniałym gigantem i mieliśmy w tym absolutną rację. Gigant przespał tak wiele wydarzeń na rynku elektroniki użytkowej, że samo wymienianie tego to materiał na długą notkę. W tej chwili jest jednak absolutnym przeciwieństwem tego określenia. Microsoft nadrabia zaległości w takim tempie, że należy się zastanowić, czy przypadkiem jego decyzje nie są… zbyt raptowne.
Motywy Microsoftu nie są szczególnie trudne do odgadnięcia.
Nawet w swoim oświadczeniu prasowym pisze wprost: „nie możemy dopuścić, by Apple lub Google zdominowały rynek”. Tłumacząc na nasze: Microsoft doskonale zdaje sobie sprawę, że jest podgryzany przez te dwie firmy. Windows, Office, chmura Microsoftu i wiele innych to potężne przedsięwzięcia, zdecydowani rynkowi liderzy. Google jednak rządzi Internetem a Apple urządzeniami mobilnymi. Microsoft nie ma tam jeszcze za wiele do powiedzenia, a swoją władzę najwięksi konkurenci mogą wykorzystać do zaatakowania Microsoftu nie od jego słabych stron, ale… tych mocnych.
Stąd ten zdecydowany ruch. Lumia ma stać się równie potężną marką, co iPhone. W tym momencie wielu z was zapewne parsknęło śmiechem i wcale się temu nie dziwię. Uważam jednak, że nie doceniamy determinacji Microsoftu. A ten ma jej aż nadto. I ma również olbrzymie zapasy finansowe, by ową determinację finansować. Owszem, Windows Phone znajduje się w tej chwili na odległym, trzecim miejscu. Ale to też najszybciej rosnący na rynku system operacyjny. W niektórych regionach świata ma już bardzo mocną pozycję. Trzeba więc kuć żelazo, póki gorące.
Kuć, kuć, aż w końcu wyjdzie z tego piękny miecz.
Widać to również po nawiązaniu bliskiej współpracy z należącą do Nokii firmą Here. Microsoft co prawda nie zdecydował się na jej całkowite odkupienie, ale widzi, jak wielki potencjał mają mapy Nokii. Tym razem już bez prześmiewczego uśmiechu: mapy Here są na dobrej drodze, by stać się realną, sensowną konkurencją dla Map Google. A to z kolei pomoże Microsoftowi w podbijaniu Internetu.
Coraz więcej osób uważa też, że następcą Steve’a Ballmera zostanie były już dyrektor generalny Nokii… Stephen Elop. Nie ma żadnych konkretnych na to dowodów, ale to wcale nie byłby taki zły pomysł. Stephen „koń trojański” Elop może nie ma najlepszej opinii wśród hardkorowych fanów Symbiana, ale to właśnie on powstrzymał efekt domina w upadającym gigancie, którzy zapoczątkowali jego poprzednicy, przesypiając rynkowe rewolucje podobnie jak Microsoft. To zmyślny strateg i człowiek z charyzmą. Microsoft pod jego kierownictwem? To byłoby bardzo ciekawe.
Przejęcie Nokii może mieć jednak bardzo negatywny wpływ na relacje z partnerami OEM.
Pamiętacie larum, jakie podnieśli po prezentacji tabletów i notebooków Surface? A przypominam, że te nie podbiły rynku Windows 8. W przypadku Windows Phone 8 to Nokia jest królem. Samsung, HTC i Huawei coraz bardziej angażują się w platformę Microsoftu, ale nie da się och nawet porównać do tego, co osiągnęła Nokia. Teraz Microsoft ma Lumię. A zatem ma i system, i dopasowany do niego sprzęt. Motywacja do konkurowania z czymś takim jest znikoma. Obawiam się, że smartfony Microsoft Lumia będą jedynymi dostępnymi na rynku urządzeniami z Windows Phone. Czy to dobrze? Celem Microsoftu, jak wspomniałem wyżej, jest prawdziwy rywal dla iPhone’a. To jednak nie stanie się od razu. A, póki co, siłą giganta z Redmond jest różnorodność. Jej ograniczenie to osłabienie mobilnych Okienek (czy tam Kafelków).
Microsoft jest jednak gotów by móc oferować pełne, kompletne rozwiązania konsumenckie. Ma gry, konsolę do gier i multimedia dzięki Xboxowi. Ma SkyDrive’a, Binga i Outlooka. Ma systemy operacyjne dla smartfonów, tabletów i notebooków. Ma tablety i notebooki Surface. A teraz ma również smartfony. To jednak nie oznacza, że nie może się obejść bez partnerów OEM. Wyniki sprzedaży Surface’a, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę jego bardzo ograniczoną dostępność, jasno tego dowodzą.
Najtrudniejszy przed Microsoftem będzie przyszły rok.
Jeżeli uda mu się przekonać partnerów OEM, że nadal warto z nim współpracować, to przetrwa ten okres przemian. A wtedy i Google i Apple mogą zacząć się poważnie obawiać. To jest jednak kluczowy okres. Bo jeżeli owi partnerzy się od Microsoftu odwrócą lub zrobią to zbyt wcześnie, to Microsoft na rynku konsumenckim jest skończony. Mimo swojej niezaprzeczalnej obecnej potęgi.
Steve Ballmer faktycznie gra va banque. Skutki mogą być tylko dwa: powrót do dawnej potęgi (aczkolwiek już bez pogranicza monopolu), albo wycofanie się do rozwiązań korporacyjnych. To będzie bardzo ciekawy rok…
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.