REKLAMA

Graliśmy w Grand Theft Auto V - pierwsze wrażenia Spider's Web

Napisać recenzję GTA V po dniu rozgrywki z tym tytułem to tak, jak oceniać całe Euro po meczu otwarcia. Niestety, polscy redaktorzy dostali kopie recenzenckie równocześnie z rodzimymi fanami gry. Po sesji z GTA V po prostu muszę się jednak oderwać od pada, zdając Wam relację z najgłośniejszej gry tego roku.

Graliśmy w Grand Theft Auto V – pierwsze wrażenia Spider’s Web
REKLAMA

GTA V – po raz pierwszy poczułem, że oddycham

REKLAMA

Gdybym napisał, że Grand Theft Auto V robi kolosalne wrażenie, to jak gdybym nie napisał nic. Mimo tego, już podczas pierwszych minut z grą rzuciło mi się w oczy coś, co odróżnia tę odsłonę od poprzednich gier. To rozmiar i przestrzeń. Po raz pierwszy w serii czułem na własnej skórze rozległy obszar, którzy wykreowali twórcy.

Nie licząc San Andreas, wszystkie poprzednie odsłony GTA były na swój sposób klaustrofobiczne. Chociaż miały ogromny świat, zacieśniały mnie w obrębie ulic, wieżowców i ciasnych zaułków. Nawet przygody Niko Bellica były ciasne, zwarte i szczelnie zamknięte w dosyć jednorodnym terenie.

GTA V jest inne. Jeśli w tle majaczą góry, możesz się tam dostać. Opuszczając wielkomiejski zgiełk, naprawdę zostawiasz aglomerację za sobą, natomiast przed oczami zaczynają się rysować piękne plaże i szczyty. Pustynia? Nie ma żadnego problemu. Masa górskich ścieżek, mostków, szlaków turystycznych – kiedy stanąłem Michaelem na wzgórzu, rozglądając się dookoła, po raz pierwszy w historii serii poczułem, że naprawdę oddycham, z zachodem słońca rzucającym poświatę nie tylko na otwarte tereny, ale również majaczące w oddali Los Santos. Świat w GTA V stał się prawdziwie otwarty, wyzbywając się ze szczelnych, wielkomiejskich okowów.

Napady na bank – jak GTA mogło istnieć bez takich patentów na rozgrywkę?

Skoki na banki stanowią jedną z kluczowych nowości w serii. Oczywiście okradanie kredytodawców było możliwe w GTA już wcześniej, lecz dopiero teraz odpowiada za to osobny, dodatkowy system.

Skok na bank nie ogranicza się jedynie do wyboru metody „na partyzanta” bądź „jestem Samem Fisherem”. Nim właściwy napad ma miejsce, gracz staje przed możliwością wykonania wielu dodatkowych misji, będących trybikami w ogromnej, kryminalnej machinie.

Samochody, bronie, maski – wszystko to zdobywamy w etapie poprzedzającym napad na bank. Z kolei samo uzbrojenie bohaterów to nie tylko kosmetyka, ale również element silnie oddziałowujący na rozgrywkę. Kraść pieniądze można w dobrym i złym stylu, wszystko zależy od podejścia gracza, zastosowanego planu oraz posiadanych zasobów. Da się wpaść do banku w tandetnych, papierowych nakryciach głowy, po czym uciekać rozklekotanym wanem, lecz czy nie lepiej robić to helikopterem, pod osłoną snajpera? Skoki na banki to genialny powiew świeżości, który był potrzebny serii, podobnie jak trójka głównych bohaterów.

Trójca Los Santos zdała egzamin

W dodatku w jakim stylu! Niestety, wbrew moim oczekiwaniom, nie każdy z bohaterów może wykonywać każde z zadań. Podział jest jasny i czytelny – Michael dokonuje wielkich rzeczy, czarnoskóry Franklin to bardziej uliczny zakapior, natomiast Trevor… Cóż, wszystko wybucha. Dosłownie wszystko. Prawdziwy psychol, który wzbudził we mnie wiele mieszanych odczuć, ale o tym za chwilę.

Rockstar podczas materiałów reklamowych obiecał, że bez kontroli gracza, każdy protagonista będzie żył własnym życiem. Twórcy wywiązali się ze swoich słów. Korzystając z nawigacji satelitarnej, śledzimy trójkę wspaniałych w ich codziennej aktywności. Michael naprawdę spędza czas z rodziną, natomiast Trevor pije bez opamiętania. Kosmetyka, ale niesamowicie dopracowana. Dzięki temu bardzo szybko zapoznacie się z charakterami wirtualnych postaci, bez animacji komputerowych powiązanych z misjami.

Trzech protagonistów to nie tylko podglądactwo. Bijącą z nich siłę poczułem wtedy, kiedy razem wkraczali do akcji, natomiast ja mogłem lawirować swobodnie pomiędzy każdym z nich, w każdym momencie wskakując w jego buty. Nowy patent na rozgrywkę po stokroć zdał egzamin. Efektowne strzelaniny z odczuwalnie ulepszonym systemem walki nabrały zupełnie nowej głębi. Przełączając się pomiędzy postaciami, strzelaniny są znacznie bardziej dynamiczne, efektowne oraz dają zaskakujące poczucie frajdy. Misje osamotnionego Niko Bellica stały się właśnie smutnie nijakie i monotonne.

Boję się Trevora

Naprawdę. Jeden z trzech głównym bohaterów jest ucieleśnieniem wszystkiego, co złe i kontrowersyjne w GTA V. Zła jest z kolei zaskakująco dużo. Oglądając materiały reklamowe stworzone na potrzeby polskiego rynku, z ciepłym, kobiecym głosem w tle, miałem wrażenie, że nowe Grand Theft Auto to niemal symulator życia, z rozbudowanym, gangsterskim systemem w tle. Tak bardzo się myliłem.

Rockstar celebruje brutalność jak nigdy wcześniej. Animacje stojące za stosowaniem przemocy są nad wyraz dopracowane, pieczołowite i wręcz zapraszają do dręczenia przechodniów. Robienie rzezi w środku sklepu czy torturowanie zlęknionych farmerów – GTA V może stanowić pożywkę dla osób, które nad rozgrywkę cenią sobie brutalność. Będąc świadkiem sceny tortur, oczywiście w wykonaniu Trevora, naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy Rockstar nie poszedł o jeden krok za daleko. Na tym tle liczne wulgaryzmy, przedmiotowe traktowanie kobiet umiejscowionych w grze czy wyuzadany taniec erotyczny z dwoma prostytutkami nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.

Dysonans jest o tyle silniejszy, że GTA V w ogromnym stopniu stawia na humor, który silnie kontrastuje ze scenami Trevora. To zarośnięty psychol, który wystaje nawet poza ramy przyjęte przez Rockstar. Zdecydowanie najbardziej kontrowersyjna postać w grze, nie tylko ze względu na jego charakter, ale również dopasowanie do innych składowych tytułu.

Szczegóły, masa szczegółów, morze szczegółów

Już w Grand Theft Auto IV twórcy postanowili stworzyć coś na kształt wirtualnego społeczeństwa, żyjącego własnym życiem. W piątej odsłonie Rockstar jeszcze bardziej wypolerował fikcyjnych mieszkańców gry. Ci naprawdę zdają się funkcjonować zupełnie niezależnie od gracza, podobnie jak trójka głównych bohaterów.

Przechodnie uprawiają jogging, rozmawiają ze sobą, obserwują piękne widoki. Spieszą się, stukają obcasami, jedzą oraz zaglądają do sklepów. Ilość szczegółów jest wręcz oszałamiająca, przynajmniej na samym początku mojej przygody z GTA V.

W kontraście do poprzedniej odsłony, miasto jest jeszcze bardziej bogate w detale. Zwiększyła się ilość budynków, do których można wejść. Znacznemu zróżnicowaniu uległy sklepy. Twórcy upchnęli na dwóch płytach odczuwalnie większą ilość pojazdów, broni, strojów oraz różnej maści środków transportu. Wszystkiego jest po prostu od groma, niezależnie od skali. W wydaniu mikro zachwyca zachowanie psa Franklina, w wymiarze makro wrażenie robią ogromne połacie atrakcyjnie zagospodarowanego terenu.

Nie wiem, w co włożyć ręce

Naprawdę nie mam pojęcia. Nie chcę z marszu przechodzić głównego wątku fabularnego. Dodatkowych misji jest natomiast cała masa, podobnie jak innych aktywności. Każda czynność otwiera mi drogę do następnej. Tak nieznaczące formy aktywności, jak jogging ze sfrustrowaną brakiem seksu kobietą przed 40-tką odblokowują kolejne i kolejne możliwości, łącząc się w ogromną, pajęczą sieć narzędzi, jakie Rockstar udostępnił swoim fanom.

Pomyśleć, że to dopiero początek rozgrywki. Wciąż jeszcze nie jeździłem czołgiem, nie siadłem za sterami myśliwca, nie nurkowałem, nie brałem udziału w wyścigu. W dwie płyty DVD Rockstarowi udało się upchnąć tyle zawartości, że wystarczyłoby na kilkanaście gier, wliczając w to symulację prowadzenia przedsiębiorstwa, menadżer kolarski i nową odsłonę Ace Combat.

Jakie jest GTA V?

REKLAMA

Na ten moment nie mogę napisać Wam więcej. Po jednym dniu z tą grą jestem po prostu wniebowzięty. To, że GTA V będzie świetne, było niemal przesądzone, na długo przed premierą gry. Twórcom udało się jednak więcej, niż się tego spodziewałem. Każdy z nowych elementów zawartych w tym tytule zdał egzamin. Świetnie sprawiła się trójka bohaterów, misje są znacznie bardziej ciekawe i zróżnicowane, skoki na banki to sama przyjemność, natomiast wirtualne Los Santos, z miasteczkami (!), lasami (!!), pustynią, jeziorami i górskimi szczytami jedną ręką przebija wszystkie wcześniejsze dokonania twórców, drugą grożąc innym grom z otwartym światem, pokazując, że nadszedł nowy król.

Jeśli wciąż zastanawiacie się nad zakupem, czekając na pierwsze oceny – czas oczekiwania się skończył. Grand Theft Auto V jest tak dobre, jak mogłem tego oczekiwać, a nawet lepsze. Być może moje pierwsze wrażenia ulegną drastycznej zmianie po dłuższym kontakcie z produkcją, ale na ten moment nic na to nie wskazuje. Rockstar ponownie zarządził. Wracam do gry.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA