Trzy tygodnie bez Internetu. Tyle w Orange trwa podłączanie Neostrady
Macie Internet? Wiem, to pytanie może wydawać się głupie w roku 2013. No bo tak się składa, że ja go praktycznie nie mam od dwóch tygodni, a wszystko wskazuje na to, że nie będę miał go jeszcze przez tydzień. Wszystko dzięki Orange, firmie, która mimo nowej nazwy pozostała wierna ignorancji praktykowanej jeszcze za czasów Telekomunikacji Polskiej. Okazuje się, że zamówienie Neostrady to prawdziwa niekończąca się opowieść pełna wielu zwrotów akcji i bohaterów negatywnych. Niestety nie wiem, czy skończy się ona dobrze. To się dopiero okaże.
Kilkanaście metrów od cywilizacji
Osobom, które sądzą, że jestem blogerem i twierdzą, że z tego powodu chcę się żalić na łamach medium, w którym pracuję, od razu mówię: Macie rację. Robię to jednak nie po to, by samemu coś ugrać, bo już mam ustaloną (mam nadzieję, że ostateczną) datę podłączenia Internetu. Ta notka, artykuł, ściek świadomości powstał tylko i wyłącznie ku Waszej przestrodze. Po przeczytaniu go będziecie wiedzieć, że jeśli macie możliwość wybrania innego dostawcy Internetu niż Orange, to jak najbardziej warto z tej możliwości skorzystać.
Jeśli zastanawiacie się, czemu ja tego nie zrobiłem, odpowiedź jest bardzo prosta: Nie miałem takiej możliwości. Byłem przekonany, że zmieniając mieszkanie w granicach Warszawy będę miał możliwość przebierania w dostawcach Internetu. Vectra, UPC, Aster (już nieistniejący) – podczas dotychczasowego mieszkania w stolicy mogłem nimi żonglować jak tylko mi się podobało. Zawsze byli dostępni, przyjeżdżali dzień po złożeniu zamówienia, a chwilę po wyjściu montera miałem już zainstalowane łącze, które było stabilne, śmiesznie tanie i szybkie jak Struś Pędziwiatr.
Okazało się jednak, że moje mieszkanie znajduje się kilkanaście metrów od granicy dostarczania usług przez wymienione wyżej firmy. Na szczęście miałem do wyboru Netię i Orange. Jako że Netia chciała mnie na dzień dobry znokautować opłatą aktywacyjną w wysokości 200-300 zł, zdecydowałem się na zamówienie Neostrady. Byłem przekonany, że dzień po telefonie do Orange ktoś przyjdzie, da mi sprzęt, umowę – ja ją podpiszę i voila – dostęp do sieci będzie mój.
Monter, który nim nie jest
Telefon do Orange wykonałem pierwszego lipca. Zamówiłem wówczas Internet i telewizję i dowiedziałem się, że monter przyjdzie w… czwartek, czwartego lipca. Już to mnie rozczarowało, jednak postanowiłem po prostu to zignorować i dostosować się do warunków Orange. Wybrałem przedział czasowy, w którym miał pojawić się monter, odwołałem wszystkie moje spotkania (mam dosyć napięty grafik) i cierpliwie czekałem.
W środę wieczorem zadzwonił do mnie konsultant z Orange, który pytał… kiedy ma przyjść monter. Odpowiedziałem, że już ustalałem, iż monter ma przyjść w czwartek. Wówczas dowiedziałem się, że w czwartek odpada i najbliższy termin to piątek. Niech będzie, odwołałem piątkowe spotkanie i cierpliwie czekałem.
W piątek w umówionym przedziale czasowym do mojego mieszkania przyszedł monter. Ale kim jest ten monter? W UPC jest to człowiek, który aktywuje sygnał w mieszkaniu, podłącza odpowiedni sprzęt, daje umowę do podpisania i wychodzi. W Orange jest to Pan, który przychodzi ze specjalnym urządzeniem, podpina się pod gniazdko telefoniczne, krzyczy „Krzysiu, zapięło się?!” przez telefon, na co Krzyś odpowiada „ZAPIĘŁO SIĘ” na tyle entuzjastycznie, że nawet ja go słyszałem, po czym wychodzi.
„Hejże hola, najdroższy Panie monterze” – zawołałem za nim – „gdzie jest mój router i umowa?”. Wówczas dowiedziałem się, że on jest monterem z zewnętrznej firmy, a umowę i sprzęt przynosi kurier. Do tego router trzeba samemu podłączyć. Dla mnie nie jest to problem, ale myślę, że niejedna osoba złapałaby się za głowę, gdyby sama miała konfigurować sprzęt sieciowy. To jest proste zadanie, ale nikt nie ma obowiązku posiadania takiej umiejętności.
Kurier, który nie przyszedł
Przecierpiałem i to. W poniedziałek miał przyjść kurier, jednak go nie ma. Dzwonię na infolinię, paczka nie wyszła z centrali, nie wiadomo czemu. Orange ma się ze mną skontaktować we wtorek i wtedy mówi mi, że kurier będzie w piątek. Coś we mnie pękło i zrobiłem coś, czego się wstydzę do tej pory. Otóż podzieliłem się z konsultantem kilkoma mało fachowymi nazwami męskich i żeńskich narządów płciowych, jednocześnie zestawiając je z jego osobą i swoją opinią o firmie, w której pracuje.
Powiedziałem też, że już nie chcę mieć tego zamówienia, a jutro pójdę do salonu i wszystko załatwię osobiście. Dopiero to zadziałało na konsultanta, który zaczął mnie rozpaczliwie przepraszać i powiedział, że kurier pojawi się w piątek, ale za zwłokę odliczy mi 100 zł od pierwszego rachunku. Jako że mieć stówę i nie mieć stówy to razem dwie stówy, a dwie stówy to dobry pieniądz, przystałem na tę propozycję. Poczekałem jeszcze kilka dni, okazało się jednak, że to za mało.
I rzeczywiście – kurier pojawił się w piątek. Podpisałem umowę, odebrałem sprzęt i zacząłem go podłączać. W tym momencie przyszła pora na małe lokowanie produktu. Pamiętacie wszystkie sprzęty, które testowałem w akcji D-Linka? Chodzi mi o router, kartę sieciową WiFi ac oraz sprzęt do propagowania sygnału sieci internetowej za pomocą sieci elektrycznej. Mam tak wyjatkowy układ mieszkania, że gdyby nie one, za cholerę bym nie podłączył zestawu Neostrady.
Gniazdko telefoniczne i router mam w jednym rogu salonu. W drugim telewizor, konsolę i dekoder, blisko znajduje się też komputer stacjonarny. Za pomocą sieci elektrycznej podłączyłem do routera konsolę i dekoder, zaś dzięki karcie sieciowej USB podłączyłem do Liveboksa swój komputer stacjonarny. By wykorzystać pełen potencjał sieci WiFi ac, podpiąłem też router D-Linka. Cała operacja zajęła mi dobrą godzinę. Po podłączeniu najróżniejszej maści sprzętów Internet nadal nie działał. Pozostało mi tylko zadzwonić na infolinię i dowiedzieć się, co jest grane.
Zlecenie, którego nie było
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Konsultant odpowiedział mi, że moje zlecenie nie mogło zostać zrealizowane i zostało anulowane, a zamiast jego założono mi drugie. Mimo to jakimś cudem kurier przyniósł do mnie sprzęt, który pochodził z pierwszego zamówienia. Na szczęście w środę ma się pojawić kurier z nowym sprzętem i umową, a najdalej w czwartek mam już mieć dostęp do Internetu. Pojawiło się pytanie, co z moją starą umową i starym sprzętem.
Dowiedziałem się, że mam samemu iść do salonu, rozwiązać umowę i oddać sprzęt, bo „pewnie będzie miał Pan po drodze”. Niestety nie mam. Wówczas postanowiłem niezauważenie zmienić temat rozmowy na dokładne szczegóły ludzkiej anatomii, osobę konsultanta i pomarańczową plagę, która chce mnie doprowadzić do szewskiej pasji. Osoba po drugiej stronie słuchawki zapewniła wówczas, że zrobi dla mnie wyjątek i kurier przywożąc mi nowy sprzęt, zabierze też stary. Zobaczymy, czy tak na pewno się stanie. Szczerze wątpię, coś jeszcze musi pójść nie tak.
Jak widać, historia ta jeszcze się nie skończyła i nie wiadomo, kiedy się skończy. Jednak jeśli nie jesteście wielbicielami mocnych wrażeń, polecam po prostu zrezygnować z Neostrady i zainteresować się innymi firmami, które dostarczą Wam Internet. Wówczas będziecie czekać na jego podłączenie dobę, a nie prawie miesiąc. Prawdopodobnie nie będziecie musieli sami gonić z paczkami po mieście, bo te wcześniej komuś się pomyliły.
PS. Jeśli zastanawiacie się, skąd mam Internet, to przypominam, że niedawno testowałem router na karty SIM. Obecnie korzystam z 25-gigabajtowej paczki… Orange kupionej na Allegro. Co za ironia losu, prawda?
Zdjęcia BERDUT, MALAYSIA - APR 8: Unidentified children Orang Asli in his village on Apr 8, 2013 in Berdut, Malaysia. More than 76% of all Orang Asli live below the poverty line, life expectancy -53 years old, portrait of a technician, Anger, Happy professional shipping courier. Delivery postal service, close up of angry man with smoke coming out from his ears, depression, teen depression, pain, suffering, tunnel pochodzą z serwisu Shutterstock.