REKLAMA

Wpis na Wikipedii zamiast pracy licencjackiej?

Aż trudno uwierzyć, że wpadli na to na polskiej uczelni. Może już niedługo szkolnictwo wyższe będzie jeszcze bardziej otwarte na pożytek publiczny i może nawet społeczeństwo dostanie jakiś dodatkowy profit z regularnego finansowania edukacji tysięcy młodych ludzi. 

Wpis na Wikipedii zamiast pracy licencjackiej?
REKLAMA
REKLAMA

Wszystko zaczęło się od pomysłu dziekana wydziału lekarskiego II Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, profesora Zbigniewa Krasińskiego. W trakcie obchodów dwudziestolecia istnienia wydziału, jego przywódca zadeklarował, że w najbliższym czasie zrezygnuje się z instytucji prac licencjackich. W gronie głównych minusów takiego tychże wymieniono przede wszystkim i tak znikomą wartość naukową tego typu prac, które są dziełami głównie odtwórczymi, marnującymi na dodatek cenne miejsce w dziekanacie.

Alternatywa? Hasła. I bynajmniej nie chodzi tutaj o nowe metody szyfrowania, a uzupełnianie najważniejszej internetowej encyklopedii. Byłoby to też z pożytkiem dla samej encyklopedii, która w dziedzinach biochemii czy medycyny często albo jest wybrakowana, albo potraktowana bardzo lakonicznie.

Jeśli tylko pomysł spotka się z akceptacją środowisk akademickich Uniwersytetu Medycznego, to hasło encyklopedyczne nie będzie się wcale bardzo różniło od typowego licencjatu. W tym wypadku wpis również będzie powstawał pod okiem oddelegowanego przez uczelnię promotora. To dopiero wierzchołek góry lodowej, bo nad wszystkim czuwać będzie jeszcze przecież obsługa polskiej Wikipedii. Wykształcone na przestrzeni lat elity czuwają dzielnie nad kształtem tej naszej lokalnej skarbnicy wiedzy i czasami potrafią zgłaszać wątpliwości do wpisów przeróżnego rodzaju. Być może jednak współpraca pomiędzy poznańską szkołą (a z czasem może i innymi uczelniami) zostałaby w tym wypadku w jakiś sposób sformalizowana.

Pomysł ten uderza swoją oczywistością i geniuszem zarazem. Poziom szkolnictwa wyższego w Polsce leci na łeb na szyję, "Wyższe Szkoły Biznesu i Gry Na Ukulele" wyrastają jak grzyby po deszczu, a stopień naukowy magistra dewaluuje się z zastraszającą prędkością i nawet Uniwersytety powoli przestają być elitarnym bastionem. Tytuł magistra przestaje być osiągnięciem, a staje się wymaganym powoli minimum, choć zarazem dla wielu pracodawców wybitnie bezwartościowym. Każdego roku tysiące osób kończy często setki bezużytecznych kierunków, w związku z czym próba zaciągnięcia choć części studentów na poziomie licencjatu do zwracania długu społeczeństwu wydaje się rewelacyjna.

To zresztą nie tylko próba stworzenia studentów pożytecznymi (myślę nawet, że idea ta powiewa na odległym planie). To fantastyczna rewolucja myślenia o szkolnictwie wyższym i poziomie edukacji. Zamiast tworzyć licencjat, pracę o powszechnie znikomym uznaniu społecznym, umysł młodego człowieka zostaje skierowany na zadania o wiele bardziej wymagające. Odtwarzanie i przepisywanie cudzych osiągnięć, czasem nawet przeklejanie wpisów z Wikipedii zmienia się w - o ironio - uzupełnianie jej, a także wymóg twórczego podejścia do sprawy.

I tylko jedno mnie w tym wszystkim niepokoi. Znam wielu studentów i szczęśliwie ci z najbliższego mi otoczenia pewnie by zadaniu podołali. Mam jednak szczere wątpliwości co do tego czy każdy student w Polsce jest na tyle rozgarnięty, by zostać wikipedystą. Powiem więcej - jestem pewien, że gdyby niektórym oddać w ręce nieangażującą przecież aż tak Wikipedię, to byłaby z tego momentami prawdziwa katastrofa.

REKLAMA

Drugim ryzykiem są środowiska naukowe, które słyną z całkowitego odrealnienia od społeczeństwa. To, że studenci już dawno przestali być dobrem narodowym i dziś licencjaty bardzo często mogą pisać także niezbyt lotne dzieciaki (trudno ich winić, że chcą się uczyć, przy takiej presji otoczenia), już ustaliliśmy. Moje wątpliwości budzi jednak postać ewentualnego nadzorcy czy promotora, który nie udźwignie ciężaru formy i zacznie realizować swoje pasje, kompleksy, maniery - w tych środowiskach to niemalże reguła - a encyklopedyczny wpis będzie nie tylko niezrozumiały dla przeciętnego licealisty, ale i praktyków sztuki medycznej z dobrych szpitali.

To jednak tylko typowe dla mnie szukanie dziury w całym. Pomysł bardzo mi się podoba i czekam na pierwsze efekty.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA