Zrób sobie Chromebooka w pięć minut. Wystarczy pendrive o pojemności 4GB!
Chrome OS to jeden z niewielu produktów Google’a, który nie może zdobyć rynku, a mimo to jest utrzymywany przez firmę. Powodem tego może być fakt, iż Google doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż jest to skutek obecności na rynku bardzo niewielkiej liczby komputerów z tego typu oprogramowaniem. Teraz sam możesz zacząć używać Chrome OS. Jego instalacja zajmie maksymalnie pięć minut i nie uszkodzi plików znajdujących się w Twoim komputerze.
Jeśli ktokolwiek spodziewa się wyjątkowo ciekawych funkcji w Chrome OS, to się zawiedzie. System ten składa się tylko z przeglądarki Google Chrome, której możliwości da się systematycznie zwiększać za pomocą rozszerzeń i aplikacji znajdujących się w Chrome Web Store. Jest to ciekawe rozwiązanie tylko dla osób ograniczających swoje korzystanie z komputera do serfowania po internecie. Jednak wbrew pozorom takich osób jest bardzo dużo i będzie coraz więcej. By przekonać się o tym, wystarczy spojrzeć na dynamikę wzrostu sprzedaży komputerów PC oraz tabletów. Wniosek nasuwa się sam: ludzie nie mają potrzeby kupowania coraz to nowszych pecetów, do większości zadań w zupełności starczają im urządzenia mobilne. Chrome OS chce przenieść ich najczęściej używane funkcje na ekrany tradycyjnych komputerów. Według Google system mobilny ma być łatwy w obsłudze i skupiać się na aktywnościach internetowych. Z całą pewnością nie jest to rozwiązanie dla profesjonalistów, ani nawet średnio zaawansowanych użytkowników, którzy chcą i potrafią instalować na swoim urządzeniu aplikacje pochodzące od firm trzecich.
By zainstalować Chrome OS, będzie konieczne posiadanie kilku elementów. Pierwszy z nich to pendrive o pojemności nie mniejszej niż 4GB. Kolejny to obraz systemu Chrome OS, zajmujący około 250MB. Podobno są dwie wersje oprogramowania. Pierwsza to Vanilla, zaś druga to Lime. Lime jest wersją rozwojową, lecz cechuje się lepszym wsparciem dla wielu podzespołów. Teraz warto wyjaśnić, czemu dwa zdania wcześniej użyliśmy słowa „podobno”. Otóż ściągnięcie interesującej nas wersji Lime nie było możliwe. Podstrona, na której miała się znajdować, przenosiła nas do wersji Vanilla. Kierując się domeną "Gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma", zdecydowaliśmy się na zainstalowanie właśnie jej.
Drugim niezbędnym elementem jest program Windows Image Writer, który jest potrzebny do stworzenia bootowalnego pendrive’a, na którym znajdzie się Chrome OS. Można go pobrać z tej strony. Cechuje się on minimalistycznym interfejsem i zawiera minimum funkcji, więc jego obsługa nie powinna nikomu sprawić problemu. Wystarczy wybrać obraz, dysk przenośny, kliknąć opcję „Write” i poczekać minutę lub dwie.
Gdy pendrive zostanie utworzony, należy nie wyjmować go i ponownie uruchomić komputer. Maszyna powinna automatycznie włączyć system znajdujący się na pamięci flash. Jeśli tak się nie stało, należy zresetować maszynę, wejść do BIOSu (zazwyczaj przycisk F2 lub Del), wybrać zakładkę „Boot” i w opcji „Boot Priority” na pierwszym miejscu umieścić wspomniany wcześniej dysk przenośny. Naciskamy F10, następnie „Yes”. Komputer uruchomi się ponownie. Voila, można korzystać z Chrome OS.
Nie wiem, czy to wina mojej konfiguracji sprzętowej, ale system działał bardzo niemrawo i wolno. Grafika często się zacinała, otwieranie kolejnych kart przeglądarki trwało długo, a przy każdej próbie uruchomienia jakiegokolwiek filmu lub gry pojawiał się błąd mówiący o braku zainstalowanych wtyczek. O dziwno nie znikał po zainstalowaniu tychże. Bolał mnie też brak podstawowych narzędzi, takich jak Skype. Co prawda Google też oferuje wideorozmowy, ale korzysta z nich mało osób, a nie zamierzam dzwonić do siebie. Google Drive też ma dużo zalet, ale zainstalowane tam narzędzia biurowe nijak mają się do Worda, Excela i Powerpointa.
Krótko mówiąc, Chrome OS to na razie zabawka, w dodatku niedopracowana i źle działająca. Mimo wszystko warto zapoznać się z tym systemem, choćby z samej ciekawości. Kto wie, być może Google postanowi stosować go na dużej liczbie komputerów i spróbuje przełamać monopol Microsoftu. Jeszcze kilka lat temu powiedziałbym, że to niemożliwe. Jednak żyjemy w czasach przełomu i nawet tego można się spodziewać. W końcu kto by kilka lat temu powiedział, że najwięcej nowoczesnych telefonów na rynku będzie sprzedawała nie Nokia, ale... Apple.