Płyta CD ma 30 lat - czy to już czas zejść ze sceny?
Płyta CD, która powoli sama w sobie zaczyna być reliktem odsyłanym do lamusa nie jest wcale takim staruszkiem. Dopiero kilka dni temu "stuknęło" jej 30 lat, a w związku z tym zacząłem zastanawiać się, czy płyta CD i płyty w ogóle są jeszcze potrzebne. I jak długo.
Wynalazek w pierwszej chwili wpłynął na przemysł muzyczny, a następnie - ze zdwojoną siłą - na branżę informatyczną, będąc w stanie pomieścić spektakularną ilość danych, w porównaniu ze święcącymi tryumfy w tamtym okresie dyskietkami. O pierwszym odtwarzaczu, a zarazem płytach CD usłyszeliśmy 1 października 1982 roku, a gorące wieści napłynęły do nas wprost z Japonii.
Nie były to absolutnie pierwsze eksperymenty z nośnikami danych opartych na płytach, natomiast pierwsze, które zakończyły się sukcesem. Bardzo długo trwała wewnętrzna debata producentów nad tym, jaki powinien być rozmiar takiej płyty. Początkowo postulowano nawet płyty rozmiaru 12 cali, szybko jednak okazało się, że oferowałoby to blisko 12 godzin muzyki, co dla autorów i kompozytorów byłoby całkowicie niewygodne. Ostatecznie w drodze kompromisu zdecydowano się na stosunkowo mały rozmiar średnicy - 12 centymetrów - co przełożyło się na 650 megabajtów danych i równe 74 minuty muzyki. Przełożyło się to zresztą na kilka legend (m.in. dostosowywaniu rozmiaru do Beethovena), które później dementowali sami twórcy.
Producentem pierwszego odtwarzacza był nie byle kto, tylko firma Sony, której nowy standard nagrywania danych bardzo pomógł w umocnieniu swojej rynkowej pozycji. Korzyści czerpał również Philips, który dostarczał niezbędnych technologii. Urządzenie kosztowało całkiem sporo, bo niemalże 750 dolarów. Jedną płytę wyceniano na 15 dolarów. Należy jednak mieć na uwadze, że przy uwzględnieniu inflacji, 30 lat temu były to kwoty zdecydowanie bardziej okazałe niż dziś. Urządzenie służące do odtwarzania płyt przyjęło niezwykle ciekawą nazwę "dyskofonów", które raczej nie zyskało uznania w języku codziennym.
Japończycy bardzo szybko rozpoczęli monopolizowanie nowego standardu. Krótko po premierze wytwórnia Sony na nośniki CD przerzuciła 50 już istniejących oraz nowych albumów. Pałeczkę płytowego debiutanta dzierżył Billy Joel ze swoim "52nd Street", która pierwotnie ukazała się kilka lat wcześniej. O tym statusie decyduje czas pojawienia się na sklepowych półkach. Mało kto jednak pamięta, że pierwszym formalnie wytłoczonym albumem był "The Visitors" ABBY. Pierwszą polską płytą CD było "Spokojnie" zespołu KULT.
Choć w Europie i Stanach Zjednoczonych pierwsze płyty pojawiły się już w 1983 roku, przez długi czas były nośnikiem typowo muzycznym. Dopiero wzmożony rozwój komputeryzacji i zapotrzebowanie na coraz większą liczbę danych doprowadził do swoistego boomu płyt CD w drugiej połowie lat 90' XX wieku. Tak to jednak przeważnie jest, że potrzeba rodzi nowe wynalazki i płytę CD szybko zastąpiły w sektorze informatycznym dużo popularniejsze płyty DVD - a popularność wynikała ze znacznie większej pojemności. Formatów płyt pojawiło się zresztą jeszcze wiele, warto wspomnieć choćby o Blu-ray, jednak ich pozycja nigdy tak bardzo nie monopolizowała rynku jak format CD.
Wynika to z kilku prostych powodów. Wraz z rozwojem technologii, zapotrzebowanie na płyty (nie tylko CD, ale płyty ogółem) maleje. Jest to nośnik nielubiany niemal tak samo jak komputerowe drukarki, ponieważ słynie z bycia kapryśnym, podatnym na zniszczenia, a i same napędy lubią być w tej kwestii marudne. Komputerowi wyjadacze od dawna unikają płyt jak ognia.
Wielkim rywalem tradycyjnych nośników jest również era cyfrowa. Płyty CD utrzymuje jeszcze przemysł muzyczny, DVD i Blu-ray żyją dzięki filmom i grom, każdego roku jednak we wszystkich powyższych przypadkach na znaczeniu zyskują cyfrowe metody dystrybucji, które nie uzależniają bytu danej produkcji od materialnego stanu nośnika, umożliwiają korzystanie z określonych dobrodziejstw bez konieczności zabierania płyty ze sobą, coraz częściej są też niestety tańsze i bardziej ogólnodostępne.
Płyta CD obchodzi swoje trzydziestolecie, ale jako nośnik przestaje być niemal zupełnie atrakcyjna. Pozostałe formaty trzymają tylko ścisłe reguły rynkowe. Nie ma jednak wątpliwości co do faktu, że w kwestii przenoszenia danych za pomocą kapryśnych płyt, wszystkim im jest już bliżej niż dalej. Pamiętajmy jednak o tych wielkich 30 latach i uczuciu ekscytacji, gdy w domu pojawił się nowy kompakt!