Śledzą ruch twojego oka w słusznej sprawie
Eye-tracking, czyli technologia śledząca ruch oka użytkownika na stronach internetowych, niesie ogromny potencjał nie tylko dla wydawców w sieci, ale również dla producentów urządzeń mobilnych. Daje bowiem odpowiedź na najbardziej nurtujące pytanie - na co patrzą i w co klikają użytkownicy przebywający na stronie internetowej lub korzystający z ekranu smartfonu czy tabletu. Dobra analiza wyników badania eye-trackingu pozwala zoptymalizować kompozycję strony a także odpowiednie umiejscowienie treści na niej. I nie, nie chodzi tylko o reklamy.
Dzisiaj na Mashable znalazłem zdjęcie przedstawiające wyniki badania eye-trackingu na ścianie strony firmowej na Facebooku (Coca-Cola). Wyniki są dla mnie osobiście dość zaskakujące. Okazuje się, że główny element brandingu fanpage'a (w przypadku Coca-Coli butelka napoju) jest w małym stopniu zauważana przez użytkowników strony. Znacznie lepiej "oglądają się" zdjęcia, które agregują się w środkowej kolumnie nad strumieniem wpisów. Najlepiej, tu chyba nie ma zaskoczenia, wypada najnowszy wpis w strumieniu. Co ciekawe, reklam, które na Facebooku umiejscowione są w prawym sidebarze prawie nikt nie zauważa…
W gruncie rzeczy to budujące wyniki - użytkownicy Facebooka patrzą głównie na treści, chociaż dużą (zapewne coraz większą rolę) odgrywają zdjęcia, szczególnie te, które są umiejscowione jak najbliżej treści właściwej. Tylko chyba w jednym przypadku innego badanego przez EyeTrackShop na zlecenie Mashable fanpage'a - Victoria's Secret oko naturalnie kierowało się na mile wyglądającą panią, która dumnie się prężyła w zdjęciu profilowym, no, ale to chyba miły dla oka wyjątek od reguły.
Ale ja w zasadzie nie o tym, choć wyniki badania Mashable pokazują, że można skutecznie dotrzeć do informacji gdzie pada oko użytkownika na ekranie urządzenia komputerowego. Technologia eye-trackingu, oprócz oczywistych zalet dla wydawców a także reklamodawców (na pewno to bardziej wiarygodna metoda pomiaru skuteczności reklamy niż zliczanie klików), niesie bowiem także ze sobą ogromny potencjał dla zarządzania interfejsem użytkownika urządzeń komputerowych z ekranem. Mówiąc bez ogródek - kiedyś może zastąpić wysłużoną myszkę (nawet tak fajną jak Magic Mouse), a nawet technologię multi-dotyku, która dzisiaj ma swój boom rynkowy. Szczególnie że technologia eye-trackingu wydaje się wręcz kompatybilna z technologią rozpoznania ruchu, którą stosuje Microsoft w swoim Kinectcie, a także technologią głosową, którą z wielkim hukiem wprowadził niedawno na rynek Apple, a którego gonią już zarówno Google, jak i Microsoft, czyli dostawcy konkurencyjnych platform mobilnych.
Jest taki startup (bo dziś na wszystko jest jakiś startup), tym razem z Danii, o nazwie Senseye, który opracował oprogramowanie na Androida, który używając przedniej kamery w smartfonie potrafi analizować ruch oka i przekładać je na sterowanie tym, co dzieje się na ekranie. Ktoś pomyśli - a po co? Otóż zastosowania takiej technologii można mnożyć - od oczywistej, dla osób niepełnosprawnych, które nie mogą poruszać rękami, po wygodną i bezpieczną obsługę urządzenia mobilnego w samochodzie oraz po najróżniejsze gry (i inne sposoby cyfrowej rozrywki), aż po salę operacyjną, gdy chirurdzy mają zajęte ręce (a chyba zawsze mają - nawet jak nie operują, to zawsze coś biorą, nie?).
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=lVCpUmLinXM
Na razie o technologii rozpoznawania ruch oka w kontekście zarządzania urządzeniami mobilnymi nie mówi się wiele, choć to jedna z trzech linii rozwoju NUI, czyli natural user interface, który powoli zastępuje GUI (graficzny interfejs użytkownika). Obok głosu i ruchu ciałem, także ruch gałki ocznej wydaje się nieść niesamowite perspektywy dla urządzeń mobilnych przyszłości.
* a swego czasu spekulowało się, że Apple chciał kupić szwedzką firmę Tobii, bo Steve Jobs i spółka byli żywo zainteresowani technologią rozpoznania ruchu oczu, którą skandynawski startup rozwijał. Kto wie, może przyszłe generacje iPada będą - obok dotyku - sterowalne wzrokiem.
** zdjęcie: Digitaltrends