REKLAMA

Nowe procesory Qualcomma mogą być rewolucją (pod jednym warunkiem)

10.10.2011 16.02
Nowe procesory Qualcomma mogą być rewolucją (pod jednym warunkiem)
REKLAMA
REKLAMA

Kilkadziesiąt godzin temu Qualcomm oficjalnie zaprezentował praktycznie wszystkie szczegóły dotyczące swojej nowej linii procesorów – Snapdragon S4. Nowa technologia (28-nanometrów), niesamowicie wydajna obsługa grafiki czy ilość rdzeni i taktowanie – nawet do czterech „jednostek” po 2,5GHz, robią piorunujące wrażenie i nie możemy mieć raczej większych wątpliwości, że to właśnie one będą stanowić „serce” większości najnowszych produktów (w tym tabletów z Windows 8). Do tego wszystkiego Qualcomm dostarcza producentom w jednych chipie praktycznie wszystko – od GSM/LTE, przez GPS, WiFi, Bluetooth, aż po NFC. Nie to jest jednak najistotniejsze dla klienta (choć może pozytywnie wpłynąć na końcową cenę produktu), a obietnica, których otrzymywaliśmy już dziesiątki i jak na razie mało która z nich się spełniła – mniejsze zapotrzebowanie na energię, a co za tym idzie – dłuższy czas pracy na pojedynczym ładowaniu.

Od momentu popularyzacji smartfonów zaczęliśmy się (raczej nie z wyboru, a z konieczności) godzić z jednym – im lepszy telefon planujemy zakupić, tym (najprawdopodobniej) krócej będziemy mogli cieszyć się z jego funkcji bez konieczności podłączania do ładowarki. Trudno się zresztą dziwić – technologia produkcji akumulatorów nie rozwija się aż tak dynamicznie jak zapotrzebowanie klientów oraz systemów operacyjnych na coraz większą wydajność urządzeń. Dwurdzeniowy procesor, gigabajt pamięci RAM, ekran o wysokiej rozdzielczości i przekątnej ponad 4”, stałe podłączenie do internetu przez 3G i efekt jest prosty do przewidzenia – ponownie ładować telefon musimy już wieczorem każdego dnia, a i to pod warunkiem, że nie odmówi posłuszeństwa wcześniej.

Nadzieją na poprawę „stanu” baterii miały być dwurdzeniowe procesory, które mogliśmy odnaleźć w urządzeniach trafiających w tym roku na sklepowe półki. Choć mogłoby się to wydawać niezbyt logiczne, to jednak w całym tym szaleństwie był jakiś sens. Przez spory okres dnia nie korzystamy przecież intensywnie z naszego urządzenia, a czynności takie jak dzwonienie, wysyłanie maili czy proste przeglądanie internetu nie wymaga koniecznie mocy dwóch rdzeni. W związku z tym, jeden z nich mógł być po prostu niemal całkowicie wyłączany, a drugi mógł pracować w trybie „oszczędnym”. W ten sposób prawdziwą moc mogliśmy wydobyć wyłącznie wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebowaliśmy, a w pozostałym czasie nasz telefon nie musiał się specjalnie wysilać. Zbawienne miały okazać się także nowe technologie produkcji ekranów, które miały charakteryzować się wielokrotnie mniejszym zapotrzebowaniem na energię. Niestety niezależnie od tego czy wybierzemy zwykłe LCD, AMOLED, SuperAMOLED czy jeszcze inny typ, różnica w czasie pracy będzie prawdopodobnie praktycznie niezauważalna.

Jak zwykle zapowiedzi producentów okazały się ładne wyłącznie na papierze i będąc posiadaczem dwurdzeniowego smartfona musimy się często nagimnastykować aby wytrzymać na jednym ładowaniu od rana do wieczora.

Dlatego też do zapowiadanych przez producenta Snapdragona „fajerwerków” należy podchodzić z dość dużym dystansem. Czy dwa rdzenie w nowej technologii będą dla nas wielką różnicą pod względem wydajności i zrobią na nas olbrzymie wrażenie? A może zrobią to procesory czterordzeniowe? Nawet jako „geek” z krwii i kości prawdopodobnie zareaguje początkowym „wow”, ale jeśli będę musiał korzystać z takiego urządzenia przez dłuższy czas, prawdopodobnie w końcu dojdę do wniosku, że wolałbym o jeden rdzeń mniej, a o jeden dzień pracy na baterii więcej.

Oczywiście nie można odmówić Qualcommowi postępu, zarówno jeśli chodzi o wspomnianą już wcześniej ilość rdzeni i taktowanie oraz o (chyba pierwsza w historii) próbę umieszczenia w jednym module praktycznie wszystkie co tylko możliwe. Jeśli jednak w rzeczywistości nowej linii nie uda się faktycznie wyraźnie poprawić czasu pracy na baterii, to w dalszym ciągu nie będzie można nazwać tego produktu rewolucyjnym, a smartfona urządzeniem lepszym od Nokii 1100. Mamy już tyle mocy ile potrzebujemy, żeby w niektórych przypadkach na smartfonie pracować kilka dobrych dni bez kontaktu z komputerem. Teraz czas na to, aby właśnie te kilka dni wytrzymała także bateria.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA