REKLAMA

Google - policjant Internetu?

Gdy swego czasu pisywałem teksty o tym, jak to organizacje antypirackie dobierają się do kolejnych serwisów torrentowych (które zwykle są po prostu odpowiednio skonfigurowanymi wyszukiwarkami treści dostępnych w zewnętrznych zasobach), w komentarzach do nich zwykle pojawiało się pytanie: dlaczego w takim razie antypiraci nie mają zastrzeżeń do działalności Google'a. Otóż okazuje się, że chyba jednak mieli, bo koncern już jakiś czas temu zaczął wdrażać swój wielki plan walki z piractwem. Teraz pochwalił się wynikami...

Google – policjant Internetu?
REKLAMA

Na blogu Google pojawił się wpis zatytułowany "Making Copyright Work Better Online: A Progress Report", w którym Kent Walker, główny prawnik koncernu, szczegółowo opisuje cztery główne inicjatywy antypirackie.

REKLAMA

Pierwszą jest usprawnienie procesu usuwania z ekosystemu Google (na początku wyszukiwarki i Bloggera, później dotyczyć ma to również innych produktów) treści naruszających prawo autorskie. Walker twierdzi, że firmie udało się zredukować średni czas reakcji na zgłoszenia o nielegalnie udostępnionych treściach do poniżej 24 h. Nowym systemem objętych jest na razie kilkanaście firm i organizacji, których materiały są nielegalnie udostępniane najczęściej. Google zamierza jednak wkrótce umożliwić korzystanie z niego wszystkim zainteresowanym.

Drugie działanie polega na takim zmodyfikowaniu usługi Autocomplete (podpowiadanie słów podczas wpisywania), by w wyszukiwarce nie były sugerowane frazy "kojarzone z piractwem" (Kent Walker nie precyzował, ale prawdopodobnie chodzi o rzeczy w stylu "bittorrent", "filestube" czy "rapidshare").

Operacja nr 3 mogła być dla Google szczególnie kłopotliwa - bo dotyczy sytuacji, w której koncern pośrednio zarabiał na piractwie. Chodzi o reklamy AdSense, wyświetlane na stronach uznawanych powszechnie za promujące piractwo. Google postanowił zadziałać radykalnie - Kent Walker twierdzi, że firma jest w trakcie weryfikowania zasad współpracy z kontrahentami i że rozwiązane zostaną umowy ze wszystkimi stronami parającymi się piractwem lub kojarzonymi z tym procederem.

Interesująca jest też ostatnia, czwarta akcja - o dziwo nie represyjna, ale promująca alternatywę dla pobierania pirackich materiałów. Google usprawnia swoją wyszukiwarkę tak, by osoba szukającą w Internacie informacji o możliwości pobrania filmów czy muzyki w pierwszej kolejności w wynikach widziała fragmenty tych materiałów, oferowanych przez legalne sklepy internetowe i serwisy muzyczne/wideo (dzięki czemu może się z nimi zapoznać, a później je kupić). Czyli zamiast kija mamy marchewkę - rozsądne rozwiązanie.

Szczerze mówiąc, nie do końca jestem w stanie ocenić, na ile te działanie zmieniły sytuację w Internecie - nie szukałem nielegalnie udostępnianych materiałów rok temu (gdy Google ogłaszał swoją inicjatywę antypiracką) i nie szukam ich dziś, więc nieco brakuje mi danych do takiego porównania. Ale jeśli ktokolwiek jest w stanie poważnie utrudnić internautom dostęp do nielegalnych treści, to jest to właśnie Google - zgodziliśmy się, by zmonopolizowali rynek wyszukiwania informacji, to teraz mamy.

Google nie robi niczego nagannego - firma po prostu wzięła się za egzekwowanie regulaminu swoich usług (w których standardem jest zakaz publikowania materiałów chronionych prawem autorskim). Nietrudno też zrozumieć, jaki jest powód takich działań - Google zamierza nieco śmielej podziałać na rynku usług audio i wideo, musi więc pokazać potencjalnym i obecnym kontrahentom, że chce i potrafi dbać o ich interesy.

REKLAMA

Oczywiście, cała ta operacja antypiracka nie oznacza wcale, że za rok czy dwa z Internetu znikną pirackie treści, a wszyscy piraci przesiądą się na kupowanie filmów i muzyki w e-sklepach. Nie raz i nie dwa wydawało się, że rozwiązanie problemu piractwa jest tuż tuż... i zawsze okazywało się, że jest jakiś nowy rewelacyjny sposób na nielegalne udostępnianie plików. Pamiętacie upadek pierwszych systemów P2P (Kazaa, Grokster, Limewire)? Zaraz po nich nastał BitTorrent.

Teraz z pewnością wcale nie będzie inaczej - piraci znajdą sposób. Ale jeśli Google będzie konsekwentnie wycinał nielegalne materiały ze swoich zasobów, a koncerny filmowe i fonograficzne będą wciąż zamykały kolejne serwisy torrentowe i straszyły piratów pozwami, to za czas jakiś może się okazać, że "próg dostępności piractwa" może się znacząco obniżyć. Chodzi o to, że "piracenie" wciąż będzie możliwe - ale cały proces może być na tyle skomplikowany i niebezpieczny, że liczba nielegalnie pobierających pliki może drastycznie się zmniejszyć. A przecież o to chodzi Google'owi i kolegom.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA