Cierpienia blogera
Przemek pisał swojego czasu, że życie blogera nie jest proste - jeśli traktuje poważnie blogowanie musi pisać bez względu na warunki: czy to na urlopie, czy na imieninach u cioci. Jednak pisanie to nie wszystko. Bloger musi być non-stop na bieżąco ze wszystkim. Wiadomości, wydarzenia, zmiany, opinie czy premiery, to wszystko trzeba mieć w małym palcu. I to codziennie, bo wystarczy kilka dni bez możliwości "ogarniania", a okazuje się, że napisanie tekstu zajmuje kilka razy więcej czasu. I to niestety przydarza się właśnie mnie. Bycie blogerem, blogerem który stawia sobie wyzwania, nie jest łatwe.*
Bloger ma co najmniej kilka nawyków. Pierwszy i najważniejszy to czytanie praktycznie wszystkiego co się da. Kolejka przy kasie? Czytanie. Pieszy spacer? Czytanie. Poczekalnia u lekarza? Czytanie. Mówiąc “wszędzie” mamy na myśli naprawdę każde miejsce, gdzie da się wyrwać choć minutę na przeczytanie newsa. Życie ułatwiają smartfony i inne mobilne urządzenia, ale z drugiej strony jest wiele przeszkód, takich jak choćby baterie. Bycie na bieżąco ze wszystkim wymaga nieustannego korzystania, więc dla blogera osiągnięcie 2 dni bez ładowania na jakimkolwiek smartfonie jest niemożliwe. To powoduje też nieznośny dla niektórych osób z otoczenia nawyk spędzania czasu z nosem w ekranie, gdy tylko jest możliwość.
A z czytaniem wiąże się wybór źródeł. Marzeniem każdego blogera jest taki dobór, dzięki któremu ma się informacje jako jeden z pierwszych, przynajmniej na rodzimym podwórku. To daje przewagę, czas na zebranie dodatkowych materiałów, zapoznanie się ze sprawą i napisanie dobrego tekstu podczas gdy do innych news dopiero zaczyna docierać. W tym przoduje Przemek Pająk - magicznym sposobem jest często nawet szybszy niż uznane anglojęzyczne portale, i to nie z krótką notką a z wyczerpującym tekstem. Nieocenione są też media społecznościowe, które są kopalnią wiedzy i pozwalają zaoszczędzić mnóstwo czasu, bo łączą funkcje informacyjne z towarzyskimi.
To wszystko powoduje, że bloger ma potrzebę, by wiedzieć wszystko. A gdy nie może, cały blogging tematyczny przeradza się w syzyfowe prace.
Nie mogę pisać nie wiedząc co dzieje się na świecie. Nie wiem, co się dzieje na świecie, bo nie mam chwili czasu na czytanie i bycie na bieżąco (nawał obowiązków w każdej minucie i sytuacje, gdy czytanie na smartfonie jest niemile, wręcz wrogo widziane) i teraz po kilku dniach napisanie tekstu na Spider’s Web staje się niemal niemożliwe, nawet jeśli mam wolną caaaałą godzinę. Żeby napisać analityczny tekst musiałabym poświęcić co najmniej tę godzinę na nadrobienie ostatniego tygodnia, w którym przecież świat technologiczny nie zatrzymał się razem ze mną. A gdzie czas na pisanie?
W ciągu dosłownie 3 czy 4 dni wypadłam kompletnie z obiegu, a materiały do nadrobienia zwiększają swoją objętość wprost proporcjonalnie do czasu, gdy nie jestem na bieżąco.
Myślałam, że wyjściem będzie pisanie bardziej “na raty”, czyli jak już nadrobię temat, to zawsze gdy zdarzy się wolne kilka minut napiszę kawałek przemyślanego już przecież tekstu. Nie da się. Okazało się, że napisanie takiego tekstu jest po pierwsze męczące, po drugie trzeba stanąć na głowie, by trzymał się całości, a po trzecie i najważniejsze - taki tekst w momencie skończenia nie ma już właściwej mocy i jest na wyeksploatowany lub nieaktualny już temat (mimo że pisanie go trwało na przykład dobę). Delikatnie mówiąc paranoja.
Świat technologiczny pędzi zbyt szybko, by taki sposób był dobrym rozwiązaniem. Pędzi też tak szybko, że 2 tygodnie mojej nieobecności wydają się miesiącami. I trochę to smutne, ale prawdziwe - internet bardzo szybko zapomina. Nie wiem co będzie gdy wyjadę na niemal cały sierpień i nie znajdę sposobu na pisanie przynajmniej raz na dwa dni. Czytelnicy zapomną? Będę musiała zaczynać niemal od nowa?
To smutne, zwłaszcza dla kogoś, kto kocha pisać. Niemożność skupienia się na tekście, czytania i zbierania informacji, dzielenia się nimi i analizowania jest niemal nie do wytrzymania. Mam tylko nadzieję, że po powrocie zdołam niemal natychmiastowo nadrobić wszystkie tyły i wystartować znów przynajmniej z takim rozpędem, jak wcześniej. A najlepiej większym, bo bloger = determinacja. Inaczej to nie ma sensu.