Nieczynne z przyczyn technicznych. Oto czeska strona życia


"Z technických důvodů zavřeno" to popularna wymówka i jedyna właściwie informacja, której używa się w formie wywieszonej kartki, by usprawiedliwić zamknięcie restauracji, baru, instytucji, a nawet parku w dniach i godzinach, gdy powinny być czynne. "Przyczyny techniczne" są czasem podawane z tygodniowym wyprzedzeniem. 

Nieczynne z przyczyn technicznych. Oto czeska strona życia

Sympatia Polaków do Czechów nie wydaje się odwzajemniona, co jest często szokiem dla polskich turystów. Owszem, uśmiech kelnera czy sprzedawczyni jest profesjonalny, ale Czesi nie uważają Polaków za najbliższych słowiańskich braci. Nie istnieje nawet przysłowie o "dwóch bratankach" jak w przypadku Węgrów. Tymczasem sondaż PAP dla CBOS z marca 2024 roku nie pozostawia wątpliwości. Polacy za brak sympatii nagradzają Czechów… trzecim miejscem w rankingu lubianych przez nas narodów. Najbardziej lubimy Amerykanów (65 proc.), na drugim miejscu są Włosi (63 proc.), a zaraz za nimi Czesi z 61 proc.

Czechofilia to powszechna polska przypadłość. W tym skomplikowanym przejawie poczucia niższości społeczeństwo polskie wyraża szereg przekonań na temat Czech i samych Czechów: że są tacy albo inni, że prowadzą proste, przyjemne życie, że są krajem nowoczesnym i tolerancyjnym – i że sympatia ta jest wzajemna. Te przetrwałe przez dekady mity obrastają kolejnymi ścieżkami interpretacyjnymi, literaturą i mnóstwem przedzałożeń. Naszym polskim projekcjom i kompleksom sekundują żwawo książki Mariusza Szczygła, blogi podróżnicze o „złotej Pradze” i opowieści znajomych, którzy byli i widzieli. Prawie każdy z nas zresztą był i widział, i prawdopodobnie wrócił pełen przyjemnych, powierzchownych wrażeń – było jakoś wolniej i bez gwaru oraz nieładu przestrzennego, może nawet trochę staroświecko. Piwo było zimne, dobrze nalane i szybko podane, a smažený sýr, który Polacy nie wiedzieć czemu uważają za najpopularniejsze czeskie danie obiadowe (spoiler: nie jest nim), smakował bosko.

Nie chodzi mi jednak o to, by piłować ten piedestał, obalać mit po micie czy podkreślać, że „wiem lepiej”, bo od ćwierć wieku spędzam sporo czasu w Czechach i mieszkam w granicznym Cieszynie. Nie ma innej drogi, naturalnym (i użytecznym społecznie, a także oszczędzającym sporo czasu) postępowaniem jest przykładanie do każdego napotkanego Czecha czy Polaka podobnej miary, czyli oczekiwanie po nich podobnych, charakterystycznych dla nacji cech i zachowań. 

To zasada tak zwanej wiedzy powszechnej, zwyczajowa droga na skróty społecznej i indywidualnej oceny. Badają ją zarówno antropologia, jak i socjologia, i są tutaj zgodne: nie istnieje wygodniejszy sposób na poruszanie się w rzeczywistości społecznej na styku dwóch czy kilku kultur.
"Wszyscy wiedzą", że Polacy "są hałaśliwi", "lubią wypić", "mają swoje zdanie". Na tej samej zasadzie "powszechnie znane jest", że Czesi "lubią dobrze zjeść" (a kto nie lubi!), "są spokojni i pozytywnie nastawieni do życia", i tak dalej.

Oprócz tych powierzchownych, dość szybko weryfikowalnych (ale często prawdziwych!) założeń, mamy także, przynajmniej w kontakcie tych dwóch kultur, wiele takich, które wzięły się nie wiadomo skąd i toczą się po polskich głowach, dyskusjach i programach kulturalnych siłą inercji.

Dla części polskich obywateli istotne są swobody i prawa, których w naszym kraju nie ma, a za południową granicą funkcjonują. Mój stały rytuał powitalny dla gości z głębi Polski obejmuje postawienie ich na moście granicznym tuż przed faktyczną linią podziału polityczno-geograficznego pomiędzy dwoma krajami i powiedzenie im: zrobicie krok i już możecie dokonywać aborcji, palić marihuanę i spożywać alkohol w miejscu publicznym. 

Oczywiście nie jest to wszystko aż takie proste, a przynajmniej część z tych czynności podlega pewnym regulacjom, ale zakłada się, że "tak to w Czechach jest". 

Czeska radość, fot. Magdalena Okraska

Za tymi granicami praw politycznych i mentalności, które budzą często w Polakach uzasadniony gniew czy zdumienie, kryje się jednak także całkiem sporo innych założeń na temat czeskiej rzekomej nowoczesności. Zdumienie polskich znajomych budzi informacja, że Czesi w czasach aktywności koronawirusa mieli silny ruch antyszczepionkowy, że przejawiają zdecydowane postawy antyunijne i ksenofobiczne.

Nasi południowi sąsiedzi mocno lobbują za wyłącznie gotówkowymi płatnościami, co jest częściowo spuścizną tradycji i działaniem z rozpędu (w wielu lokalach gastronomicznych, a nawet hotelach po prostu nie zapłaci się kartą "bo nie"), a częściowo przejawem zauważalnego wśród czeskich przedsiębiorców ruchu sprzeciwu wobec hegemonii banków i idei wirtualnego pieniądza. 

Mimo że w Czechach zakaz palenia został wprowadzony dużo później niż w Polsce i mieli oni co najmniej siedem lat więcej od nas na przyzwyczajenie się do niego, bardzo długo lobbowali za wyjątkiem od ustawy, który miałby objąć hospody i bary. Oficjalnie wprowadzono go, po latach zagorzałych dyskusji, w maju 2017 roku, ale nie oznacza to, że tego dnia Czesi przestali palić w tych przybytkach. Argumentowano, że małe lokale upadną, że w Czechach "zawsze się paliło w hospodach" (odsetek palących papierosy przewyższał średnią unijną). Nie pomógł też fakt, że wprowadzający zakaz prezydent Zeman sam palił i wielokrotnie był publicznie widywany z tytoniem w miejscach objętych zakazem. Trzech na czterech Czechów popierało wprowadzenie nowego prawa, co stanowi zdecydowaną większość – ale pozostała jedna czwarta była silna i głośna. W kraju nadal istnieją lokale z salą wydzieloną dla palaczy.

Czego Szczygieł ci nie powie? 

Łatwo zatrzymać się na błahych różnicach między krajami, ale warto dotknąć kwestii politycznych i społecznych, czyli słynnego czeskiego liberalizmu, o którym nie bardzo słyszeli nawet sami Czesi. Polska inteligencja spod znaku "uśmiechniętej Polski", czytająca “Wysokie Obcasy" i "Newsweeka", podziela radośnie wszystkie te mity, wierzy bowiem, że "Polska to ciemnogród" i "wstyd na całą Europę", Czechy zatem, skoro niezbyt chętnie chodzi się tam do kościoła i nie rozdziera szat nad sprawą dostępu do aborcji, muszą być jej dokładnym przeciwieństwem. Jednak wcale tak nie jest.

Badania poziomu religijności w Polsce i w Czechach nie mogłyby mieć chyba bardziej odległych od siebie wyników. Prawie połowa Czechów to osoby określające się jako "areligijne" (ateiści, agnostycy i "inne"; badania nie precyzują, co to oznacza), a niespełna 22 proc. to wyznawcy jakiejkolwiek religii. Jako że polskiemu czytelnikowi wyznanie kojarzy się najczęściej z katolicyzmem, spieszę donieść, że tylko 11,7 proc. Czechów to katolicy (jedynie połowa wierzących w ogóle).

Skoro czechofilia jest u nas głównie zajęciem liberalnej inteligencji – choć muszę zastrzec, że nie tylko – to jasne jest, iż na takie wieści polski czytelnik zaczyna triumfować. Areligijność Czechów uzna za bojowy antyklerykalizm, wpisze ją w swoje polskie oczekiwania i potrzeby. To tak nie działa. Czeska niereligijność to brak zainteresowania wiarą, ale nie zawsze jej praktycznymi przejawami, zwłaszcza gdy są tradycyjne.

Czesi gremialnie obchodzą wszelkie religijne święta, nie tylko te "najważniejsze". Na rozświetleniu miejskiej choinki i oglądaniu szopki bożonarodzeniowej są tłumy. W okresie Wielkanocy widywałam dzieciaki z dresach, wracające z lokalnych quasi-religijnych wydarzeń, w ramach których mężczyźni kolędują z pomlázką (rózgą wielkanocną), odwiedzając kobiety, i "biją" je rózgą z wierzbowych gałązek. Za "bycie ofiarą" kobiety dostają pisanki lub słodycze. Zwyczaj ten jest bardziej żywy niż u nas śmigus-dyngus, którym się szczycimy, a który w miastach właściwie całkowicie zanikł. Czech jest zatem tradycyjny, lubi powtarzalność, a także po prostu zbiorowe wydarzenia i grupowe aktywności, zwłaszcza gdy jest na nich coś do jedzenia i picia.

Co do sympatii politycznych Czechów to najnowsze sondaże, czyli Volební tendence české veřejnosti z marca 2024 roku, mówią, że gdyby dziś odbyły się wybory parlamentarne, zwyciężyłaby partia ANO (powstały w 2011 ruch polityczny Akcja Niezadowolonych Obywateli, czyli Akce nespokojených občanů, którego liderem jest Andrej Babiš,). Zagłosowałoby na nią 27,3 proc. wyborców. Tylko 9,9 proc. wybiera ODS (Obywatelska Partia Demokratyczna, prawicowa konserwatywna partia polityczna), zaś aż 21 proc. zakreśliło odpowiedź "nie wiem".

Dziś ODS jest częścią koalicji SPOLU, która zwyciężyła o włos w wyborach z 2021 roku nad partią Babiša. Trudno do tendencji i wyborów politycznych w różnych krajach przykładać jedną miarę, ale partia ANO według liberalnej wykładni, także tej proponowanej przez polski komentariat inteligencki, uchodzi za "populistyczną", a więc nieprawomyślną.

Co z uwielbianym (na odległość) przez część Polaków tzw. multi kulti? Ten zabawnie dziś brzmiący termin zdarza mi się słyszeć przywoływany właśnie w kontekście składu narodowego i etnicznego Czech. Dziś Republika Czeska oficjalnie uznaje czternaście mniejszości narodowych.

W 2000 roku osiemnaścioro romskich dzieci pozwało Republikę Czeską za utrudnianie im dostępu do edukacji na równych prawach. Siedem lat później Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok potwierdzający, że Republika Czeska nie zapewnia wszystkim dzieciom równego dostępu do niej. Kilkanaście lat po tym werdykcie Romowie nadal spotykają się z dyskryminacją w szkołach i innych placówkach. Słyszą od Czechów, że ich dzieci nie będą z nimi w jednej klasie. Pod "ich", jako synonim obcego, podstawia się romskie dziecko z zazwyczaj ubogich osiedli. Rezultatem takiego postępowania jest tzw. segregowana edukacja. Według dostępnych informacji w Czechach istnieje kilkadziesiąt szkół romskich. Dla dzieci jest to często pierwszy sygnał, że społeczeństwo czeskie nie chce mieć z nimi nic wspólnego. 

Mniejszości narodowe stanowią około 10 proc. ludności Republiki Czeskiej. Romowie, Ukraińcy, Wietnamczycy, ale także członkowie wielu innych mniejszości narodowych są od wielu lat częścią czeskiego społeczeństwa. Nie oznacza to jednak, że czeski Czech bez problemu ich akceptuje, mimo że styka się z nimi na co dzień. W 2017 roku opublikowano wyniki badań trwających przez 15 lat pod kontrolą Uniwersytetu Harvarda. Republika Czeska zajęła pierwsze miejsce w kategorii ukrytego rasizmu. Badanie oparto na przypisywaniu negatywnych i pozytywnych skojarzeń różnym typom ludzkich twarzy.
W teście, w którym wzięło udział ponad 250 tys. osób o białej karnacji, najgorzej wypadli właśnie Czesi. Wyniki wywołały w Czechach oburzenie pod hasłem "wcale nie jesteśmy rasistami", ale za tą aferą szła już kolejna. Sieć sklepów Lidl wykorzystała w reklamie wizerunek czarnoskórego modela, Senegalczyka zamieszkałego w Niemczech. Wywołało to falę negatywnych komentarzy i protestów w czeskim internecie.

Skoro sceptyczny stosunek polskiego rządu (czy rządów z ostatniej dekady) do kwestii imigracji uznajemy powszechnie w Polsce za przejaw rasizmu, to takim samym mianem musimy określić podejście czeskie. Podczas pierwszej fali kryzysu uchodźczego w 2015 roku hasło "Stop imigrantom" było jednym z nośnych haseł kampanii wyborczej Zemana. Ton debaty publicznej był i wtedy, i później bardzo nieprzychylny w stosunku do imigrantów przybyłych "z daleka", choć i lokalnie zakorzenione mniejszości (np: Wietnamczycy, którzy są potomkami przybyłych masowo w latach 70. migrantów) nie miały z Czechami łatwo. 

"Podwójne standardy w stosunku do uchodźców świadczą o istnieniu silnych uprzedzeń wobec osób o innym kolorze skóry, innej religii, wobec osób z innego kręgu kulturowego" – mówi niezależna dziennikarka i dokumentalistka Apolena Rychlíková. 

Czesi nie są tacy zachodni, jak byśmy chcieli to widzieć. Nie są Niemcami Europy Środkowo-Wschodniej.

"Myślę, że w niektórych krajach Zachodu bardziej rezonują idee uniwersalnego humanizmu, zgodnie z którymi wartość życia ludzkiego jest taka sama niezależnie od tego, skąd człowiek pochodzi. W porównaniu z tym zachodnim podejściem Czesi są może bardziej szczegółowi, to znaczy rozróżniają między tym, co jest nam bliskie, co nas dotyczy – a tym, co jest już zbyt daleko, gdzie jako mały kraj nie możemy dotrzeć i nie powinni od nas oczekiwać, że się tym zajmiemy, bo nie mamy na to wpływu. Oznacza to, że chcemy rozwiązywać sprawy, które są nam bliskie i które rozumiemy" – dodaje socjolog Jaromír Mazák. 

Odnosi się do sytuacji po lutym 2022 roku, gdy na teren republiki przybyło początkowo nawet 900 tys. uchodźców z Ukrainy, z czego ponad 400 tys. osób znalazło tam stały dom. To oczywiście tylko wypowiedź człowieka kultury, przedstawiciela grupy, która zawsze pochyla się nad problemami społeczności defaworyzowanych, bo nic jej to nie kosztuje. Co zatem z badaniami nastrojów społecznych?

W 2015 roku wszystkie kraje Grupy Wyszehradzkiej przyjęły podobnie twarde podejście do uchodźców. Czechy, Słowacja, Węgry i Polska również stanowczo odrzuciły propozycję rozlokowania ich po Unii Europejskiej na podstawie kwot. We wrześniu 2015 roku 69 proc. Czechów było przeciwnych przyjmowaniu uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Według badania Voices of Central and Eastern Europe z 2020 roku 39 proc. Czechów uważało, że imigranci są faworyzowani na tle innych grup, a 48 proc. – że dotyczy to mniejszości etnicznych. Wśród dziesiątki badanych krajów są to drugie najwyższe wskazania, tuż po wyniku… nie, nie Polski, lecz Słowacji. W świetle tego samego badania 72 proc. Czechów sądzi, że imigranci zagrażają ich tożsamości i wartościom.

Czeski socrealizm w pełnej krasie, fot. Magdalena Okraska

Ciekawy jest także przykład Tomio Okamury, pół Japończyka, pół Morawianina, polityka o wyglądzie bardzo niesłowiańskim, który jednak swoje kolejne kampanie opiera m.in. na kwestii blokowania imigracji (oraz na protestach przeciwko szczepieniom na covid). Ten urodzony w Tokio polityk w 2012 roku poparł wysuwany przez skrajnie nacjonalistyczne środowiska pomysł przesiedlenia Romów do Indii, a w 2017 roku ogłosił, że "ochroni Czechy przed imigracją i islamem" oraz wyprowadzi je z Unii Europejskiej. Nie są to, wbrew pozorom, słowa, które nie rezonowałyby z nastrojami społecznymi w republice. W 2013 roku jego pierwsza partia, Świt, zdobyła 6,9 proc. głosów w wyborach. W 2017 roku, po rozpadzie Świtu, założył SPD (Svoboda a přímá demokracie), które zdobyło 10,6 proc. głosów i wprowadziło do parlamentu 22 posłów.

Również w wyborach z 2021 roku Okamura nie zwolnił tempa: jego wynik to 9,5 proc. głosów i 20 osób w ławach poselskich. Czy poglądy SPD trafiają w Czechach na podatny grunt? Oczywiście. W 2019 roku upubliczniono badania opinii przeprowadzone przez agencję Behavio oraz instytut STEM. Według ich wyników tylko 33 proc. Czechów uważa obecność swojego kraju w Unii Europejskiej za pozytywne zjawisko. W przypadku odbycia się referendum w tej sprawie nawet połowa wyborców mogłaby się opowiedzieć przeciw pozostaniu w Unii. Nie brzmi jak Czesi z polskich wyobrażeń, prawda? 

Na pociechę dla prounijnych czytelników można dodać, że sytuacja, przynajmniej w świetle badań, zmieniła się diametralnie po ataku Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Obecnie zwolennicy pragmatycznego pozostania w Unii mają przewagę nad chętnymi na "czechxit".

Czechy pod kreską i na kreskę 

Polska jawi się jako kraj, w którym poziom nowoczesności w kwestiach technologicznych nie jest zbyt wysoki. Jest jednak zupełnie odwrotnie. W lutym 2015 roku pojawił się u nas innowacyjny system płatności BLIK, proste, wręcz magiczne rozwiązanie. By zapłacić za zakupy, nie trzeba mieć przy sobie ani portfela, ani karty płatniczej – wystarczy telefon, w którym aplikacja banku wygeneruje nam kod. Podamy go sprzedawcy lub wpiszemy na czytniku. To dla leniwych, bo kto wychodzi bez portfela, zapytacie. Otóż każdemu się czasami zdarza, nawet taka zorganizowana osoba jak ja raz go zapomniała i wtedy BLIK przyszedł mi w sukurs. Usługa pozwala także przesłać komuś pieniądze na numer telefonu bez znajomości numeru konta bankowego. Według serwisu bank.pl tylko od lipca do września 2023 roku z użyciem BLIK-a zostało wykonanych 455 mln transakcji o łącznej wartości 63 mld zł. Odpowiada za nie głównie e-commerce, ale z miesiąca na miesiąc rośnie liczba transakcji dokonywanych przez zwykłych użytkowników: przelewów na telefon oraz transakcji na terminalach płatniczych. Na to proste narzędzie płatności mógł wpaść każdy, a mimo to nie jest ono używane w krajach ościennych.

Jak to działa za Olzą?

Siedzę w barze na jednym z dalej położonych osiedli Czeskiego Cieszyna. Kolejne kufle pojawiają się przed biesiadnikami bez żadnego wysiłku z ich strony, a na wąskiej karteczce przybywa stawianych przez kelnerkę lub hospodzkiego kresek. Jedna kreseczka to jedno piwo, całość rozliczenia jest zaś zorganizowana z podziałem na kategorie piw i innych napitków: ktoś pije dziesiątkę, ktoś dwunastkę (to tradycyjny podział ze względu na ilość ekstraktu, broń Boże nie procent alkoholu – te określenia są tu znacznie ważniejsze od nazwy handlowej piwa). Pojedyncze samotne kreseczki na dole kartki to panáky rumu albo hruškovicy. Czasem pod koniec, po podliczeniu konsumpcji, pojawi się zwyczajny, wypluty przez kasę fiskalną paragon. Często nie. To nie sprytny plan na nabranie klienta – po prostu zwyczaj plus inne zasady rozliczeń podatkowych. Kelnerka przyjmuje gotówkę i chowa ją do służbowego portfela, wydaje resztę, inkasuje zwyczajowy napiwek, bez którego ani rusz. Zdarza się jej zaproponować płatność kartą, ale gotówka jest domyślnym środkiem płatności.

Czescy restauratorzy coraz częściej nie chcą ponosić kosztów związanych z obsługą terminali i płacić prowizji bankowych. Dla Polaków, którzy odchodzą od gotówki i bywają z tego dumni, bo uważają, że "odszedł od niej cały Zachód", bywa to problematyczne. Latem 2023 roku polskie media rozpisywały się w alarmistycznym tonie o braku możliwości zapłacenia inaczej niż gotówką w wielu górskich schroniskach czy kurortowych restauracjach po czeskiej stronie granicy. "Nie chcemy wspierać systemu bankowego" – cytuje gazeta "Denik" właściciela Pizzerii Andel w Szpindlerovym Młynie Vaclava Jiraka.

Jego teoria związana z odmową przyjmowania kart brzmi następująco: "Jeżeli wprowadzę do obiegu papierowe sto koron, to na końcu zawsze wyjdzie sto koron. Jeżeli zrobię to elektronicznie, to nigdy nie wyjdzie całe sto koron. Stopniowo skończy w bankach, i tak zanika siła nabywcza ludności". Nie wspominam o tym, by się z Czechów śmiać, bo sama uważam gotówkę za jedyne prawdziwe pieniądze, a realnie do karty przyzwyczaiłam się dopiero w okresie pandemii. Kiedy nie mam przy sobie gotówki, nie czuję, że mam pieniądze. Prawdopodobnie Czesi także – a przynajmniej jej ciągła obecność i przepływ są tam częścią rzeczywistości społecznej.

Dawna czeska kopalnia, fot. Magdalena Okraska

Czech spędza czas przy piwku czy w sieci? 

Co jeszcze z "nowoczesnością" Czechów i ich zamiłowaniem do technologii? Czesi są stosunkowo otwarci na wykorzystanie nowych technologii do weryfikacji tożsamości. Jak wynika z badania Stem/Mark dla banku Air, obok tradycyjnych haseł i numerycznych PIN-ów, wśród Czechów rośnie popularność logowania za pomocą odcisku palca. Mniej jednak są zainteresowani dostępem do aplikacji bankowych za pomocą rozpoznawania twarzy lub głosu. Tylko co piąty Czech byłby zadowolony z tej metody. Według portalu dvojklik.cz, który opisuje mity i fakty o internetowym i technologicznym nadążaniu Czechów za produktową i usługową rzeczywistością, Czesi, jak wszystkie nacje zachodniego świata, zaczynają mieć problem z uzależnieniem od internetu i urządzeń cyfrowych. Przykładami mogą tu być: nadmierne granie w gry komputerowe, spędzanie zbyt dużej ilości czasu w mediach społecznościowych lub obsesyjne oglądanie telewizji.

Połowa Czechów uważa, że ​​spędza przed ekranami "odpowiednią ilość czasu", a 43 proc. uważa, że ​za dużo. W szczególności są to ludzie młodzi do 24. roku życia (60 proc.) oraz użytkownicy z wykształceniem wyższym (54 proc.). Czesi najczęściej spędzają czas online z telefonem, średnio prawie 4 godziny, w dalszej kolejności z komputerem (3 godziny), a przeciętny Czech ogląda telewizję niecałe 2 godziny dziennie. Jednym z typowych objawów problematycznego używania internetu jest to, że zamiast zwierzać się bliskim, szukamy komfortu emocjonalnego w internecie. Kiedy Czesi są smutni lub zdenerwowani, prawie 60 proc. z nich korzysta z sieci, by zapomnieć o problemie. Dotyczy to ludzi poniżej 45. roku życia.

Według aktualnych informacji (z listopada 2023 r.) z internetu korzysta 86 proc. osób w kraju. Z telefonu komórkowego korzysta 99 proc. osób powyżej 16 roku życia i liczba ta nie zmienia się na przestrzeni ostatnich lat. Zmieniają się jednak typy używanych telefonów. W 2023 roku 82 proc. osób korzystało ze smartfona, a 18 proc. z klasycznego telefonu z przyciskami.

Za Olzą leży po prostu inny od naszego kraj. Ani lepszy, ani gorszy. Niekoniecznie weselszy, niekoniecznie ciekawszy. Nie pod każdym względem jego mieszkańcy mają "lepsze" od naszych poglądy i wizje polityczne. Warto zjeść svíčkovou, pooglądać czeskie filmy, poczytać literaturę, niekoniecznie tę starszą (polecam książki Petry Soukupovej!). Nie warto za to kierować się powierzchownymi wrażeniami i nieustannie deklarować dozgonnej sympatii ponad wszystko, bo polonofilii w Czechach nie uświadczymy, a istotą dobrych relacji jest wzajemność.