Dla działów rekrutacji leżąca poza ich zasięgiem połowa społeczeństwa to cenny zasób, po który warto się schylić. W końcu im więcej dobrych kandydatów na jedno stanowisko, tym lepsza pozycja negocjacyjna firmy przy zatrudnianiu pracowników. A ta nawet w największych korporacjach wcale ostatnimi laty nie była taka wspaniała. Eksperci IT, szczególnie w dużych miastach, jeszcze do niedawna mogli przebierać w ofertach, których nie tyle sami szukali, co dostawali je na tacy, na LinkedInie. Nie bez kozery powtarzano żart, że kiedy programista Javy szukał pracy, to było najbardziej stresujące 10 minut w jego karierze. Zachęcenie większej liczby osób, żeby założyły koszule w kratę i dołączyły do wyścigu, pomogłoby nieco wyrównać szale, a może i, przy odrobinie PR-owego wysiłku, rynek pracownika zmienić w rynek pracodawcy. Punkty bonusowe zgarnęłyby firmy, jeśli zgłaszające się osoby, godziły się na niższą pensję.